piątek, 10 listopada 2023

Pszczelarz Kozacki Miód spadziowy liściasty

Jeszcze nie tak dawno temu nie powiedziałabym, że Mama sama sobie kupi miód ze spadzi iglastej. Zawsze omijała te miody, kręcąc nosem, że czuć w nich kwasek, którego nie lubi. Ja z kolei zawsze byłam nastawiona na nie raczej pozytywnie, choć wolałam miody gryczane. A że i Mama woli gryczane, zawsze to takie się u nas kupowało. Ostatnio jednak, z desperacji, że wszystkie ogólnodostępne gryczane nie satysfakcjonowały żadnej z nas, Mama kupiła właśnie spadziowy. Chciała bowiem jakiś "inny ciemny miód", a w Kaufie, gdzie wybierała, wrzosowe - których jeszcze nigdy nie próbowałyśmy - były zdecydowanie za drogie na eksperymenty. Gdy jednak przyjrzałam się, co Mama kupiła, czekało mnie zaskoczenie... Otóż to i owo jej się pomieszało i kupiła miód ze spadzi liściastej. A po (Huzar) Auchan Miód spadziowy ze spadzi liściastej uznałyśmy, że spadziowego liściastego więcej nie kupimy, bo podlinkowanemu w naszym odczuciu po prostu brakowało charakteru.

Pszczelarz Kozacki Miód spadziowy liściasty to miód spadziowy ze spadzi liściastej wyprodukowany przez Pszczelarz Kozacki Pasieka Tadeusz Kozak / Kozacki Honey.

Po odkręceniu poczułam bardzo delikatny zapach o spokojnej słodyczy. Zawarł w sobie lekką wytrawność, nasuwającą na myśl brudną, leśną glebę i żywice... las mieszany, wraz z jego świeżością i rześkością (nie kwaśnością lasów iglastych).

Dość ciemny, niemal zgniłozielono-brązowy miód był lejący i gęstawy, choć dosłownie przy samym dnie już ze trzy tygodnie po otwarciu, dostrzegłam krystalizowanie się. Lany z łyżeczki tworzył stożki na powierzchni, a na samej łyżeczce wypukłość.
Jedzony podtrzymał swoją miodową, lepką gęstawość, wydawał się pełny. Pozostawiał trochę śliskawe wrażenie, kojarząc się z syropem klonowym.

W smaku najpierw poczułam zaskakująco stonowaną jak na miód słodycz. Przedstawiła się jako ciemnomiodowa i z nieodłącznie wpisanym w nią drobnym kwaskiem.

Słodyczy towarzyszyła lekka świeżość, w której na dobre rozgościł się kwasek. Sam pobrzmiewał delikatnie, a całość przytoczyła myśl o spacerze po lesie. Czułam się, jakbym szła wśród drzew po mokrej, nieco brudnej ziemi. Pomyślałam o wdeptanych w nią gnilnych liściach. Kwasek wydał mi się dziwny... jakby nadpsuty (nie jak w miodach ze spadzi iglastej, gdzie czuć "kwasek igiełek"). 

Mniej więcej w połowie rozpływania się miodu w ustach, pomyślałam o specyficznej, wytrawnej, "słodkiej goryczce", w jaką czasami potrafi pójść gotowana marchew (to nie był ten smak w 100%, ale coś koło tego, znacznie delikatniejszego). Miód właśnie taką nutę wplótł - nie do końca gorzkość, niezupełnie wytrawność, ale coś błądzącego pomiędzy nimi. W pewnym momencie słodycz wydawała mi się zaskakująco niska, a kwasek znów wychynął. Wydawał się jednak bardziej niedookreślony, a jedynie z echem lasu. To był kwasek po prostu kiepskiego miodu (źle zebranego, źle obrobionego?).

Bliżej końca wzrosła słodycz. Znacząco i lekko drapiąco. Zrobiło się bardziej "przeciętnie miodowo".

Po zjedzeniu już małej ilości było bardzo słodko, ale nie muląco, nie strasznie drapiąco. Drapanie zaznaczyło się subtelnie, towarzysząc posmakowi miodu oddającego leśną glebę, wytrawniejszą nutę rodem z marchwi, pewną drzewność i echo kwasku.

Miód ogólnie więc był kiepski. Czuć, że leśny, ale bez czegoś, za co można by go pochwalić. Charakterystycznie mniej słodki od innych miodów, jednak jego kwasek czy goryczka zamiast ułożyć się w wyraziste, jednoznacznie żywicznie-drzewne motywy, trochę błądziły. Za tym, że był mniej słodki nie szło nic ciekawego. Goryczka czy kwasek, które czułam wydawały się raczej wynikać z kiepskości.

Daleko mu do całkiem w porządku (Huzar) Auchan Miód spadziowy ze spadzi liściastej. Nie dziwię się, w końcu Pszczelarz Kozacki swoim miodem gryczanym mnie i Mamie nieco podpadł. Oceniam biorąc pod uwagę cenę. Jako że najwyższa nie jest, można się spodziewać masowego wyrobu. Wiele jego wad wyszło w jego specyfice, więc cóż... Na pewno wiem, że nie jestem fanką miodów ze spadzi iglastej, bo nie mają charakteru. Ten jednak nie tylko go nie miał, ale do specyficznych nut dołożył nuty niesmaczne. Nie był jednak niezjadliwy. W pewnym kompozycjach nawet jakoś tam się sprawdził.

Jako że to Mamy miód, zjadła prawie cały (nie, że miała ochotę, po prostu... bo kupiła) miała o nim całkiem sporo do powiedzenia: "Ciekawy, bo rzeczywiście czuć w nim tą drzewność i nawet jakby iglastość. Mniej słodki, z kwaskiem, początkowo nawet mi nie przeszkadzał, bo doszukiwałam się w nim lasu i igiełek, ale w końcu przeszkadzać zaczął. Czuć w nim też... coś. Coś, co sprawiło, że ta ciekawość poszła w złym kierunku i miód całościowo jednak mi nie smakował. Oczywiście do zjedzenia, zwłaszcza jak potrzebuję tylko coś nim posłodzić, ale chyba to akurat rzeczywiście nienajlepszy miód spadziowy. Rzeczywiście drzewny, ale... jakby producent się starał zrobić dobry miód, a tak mu to jakoś nie wyszło...". Im więcej Mama go jadła, tym bardziej jej nie smakował - zwłaszcza na tostach (z serem żółtym i kremem orzechowym 100% z fistaszków): "Na  tostach to on w ogóle po prostu niesmaczny, ale raczej to i jego specyfika, i wykonanie tak się połączyły".

Ja spróbowałam go w twarożku z orzeszkami piniowymi i żurawiną, chcąc zafundować sobie taką "leśną kompozycję". 
Do twarożku (z połowy kostki twarogu Pilos i jogurtu typu greckiego Piątnicy dodałam wypłukane wcześniej ok. 40g suszonej żurawiny Helio So Soft! - musiałam sobie przysposobić, bo ją posłodzono - cukrem trzcinowym, ale każdy mnie drażni - oraz 40g orzeszków piniowych. Do tego, ostrożnie, łyżeczkę miodu (i o łyżeczkę za dużo).
Miód i tu był niesmaczny i zbędny. Prawda jednak, że wpisał się w leśny klimat. Wyszedł mi iście mieszany las, skoro orzeszki piniowe. O, te popisały się sugestią iglastego kwasku... co zacnie zgrało się z bardzo soczystą żurawiną. Miód podkreślił trochę drzewa, świeżość. Dosłodził, czego ja nie potrzebowałam, ale nie jakoś przeszkadzająco. Jak ktoś lubi twarożki z miodem, to jest to na niego jakiś sposób do zjedzenia. Co gorsze wady się raczej ukryły.


ocena: 3/10 (nuty smakowe, jakość w odniesieniu do ceny)
kupiłam: Kaufland (Mama kupiła)
cena: nie pamiętamy
kaloryczność: 329 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.