Nigdy specjalnie nie siedziałam w temacie miodów - wystarczyła mi wiedza, że wolę ciemne, bo są charakterne. Ciemne... czyli w zasadzie gryczany. Oprócz tego rodzaju poznałam tylko spadziowy iglasty (miód spadź iglasta Bartnik Mazurski). Jakąś tam więc wiedzę, że jest podział na miody nektarowe i spadziowe miałam. Dopiero niedawno jednak poczytałam więcej, bo Mamie wszystkie próbowane miody zaczęły wydawać się jakieś za mało gryczane, a za słodkie. Poprosiła, bym czegoś jej poszukała. I wypytywała mnie, czy spadziowe są tylko iglaste (ja lubię iglastą, kwaskawą nutę, bo ona jest uzasadniona, jednak Mama w miodzie nie toleruje żadnej kwaśności). Wtedy jeszcze nie wiedziałam, ale okazało się, że nie! Przecież spadź powstaje na wszystkich drzewach! Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale przecież taka "lepka rosa" na liściach czy igłach to nie żywica, a właśnie spadź.
I znalazłam budzącą nadzieję informację, że miody spadziowe są mniej słodkie od nektarowych. Zasadnicza różnica tkwi jednak w tym, jak powstają. Otóż nektarowe - pszczoły zbierają nektar z kwiatów i robią miód, v'oalla. Proces ze spadziowymi jest nieco dłuższy. Bazą jest spadź, czyli przetworzony przez owady (np. mszyce) sok z drzew iglastych lub liściastych. Zjadają go, a resztę niestrawionego soku, czyli głównie cukry, wydalają. To właśnie spadź, pozostawiana na liściach i pędach, która następnie zbierana jest przez pszczoły. Taki wyrób jest w dodatku bardziej lepki i gęsty. Doczytałam, że ze spadzi iglastej miody zazwyczaj mają żywiczną, kwaskawą nutę, a z liściastej są najmniej słodkie. O! Liczyłam, że ten posmakuje i mnie, i Mamie. Bo... i mi smaka na taki miód narobiła (stąd przy kolejnych zakupach w Auchan naciągnęłam ojca).
(Huzar) Auchan Miód spadziowy ze spadzi liściastej to "miód pszczeli z pasiek europejskich" wyprodukowany przez Huzar Sp. z.o.o. dla Auchan.
Po otwarciu poczułam delikatny zapach miodu z charakterem. Czuć, że to "jakiś dobry, ciemny"... może z leciuteńką goryczkę o żywicznym i wyraźnie drzewnym charakterze. Myśli zarówno o płynącej, świeżej żywicy, jak i już żywicy wysuszonej na kadzidło - w tym przypadku nieco rześko-soczystej, przemknęły mi przez głowę. Zapach wydał mi się trochę jakby szlachetnie drapiący, "kręcący w nosie", za czym stała słodycz, jednak nie było to nieprzyjemnie zasładzające, a lekko kwiatowe.
Już na oko widać, że miód, jak na miód, był gęsty, jednak wciąż oczywiście lejący. Tworzył stożki, gdy lałam go z łyżeczki, a na łyżeczce wypukłości, ale jedne i drugie zaraz i tak jakoś szybko "płynęły".
Wydał mi się też wyjątkowo bardzo klejący, lepki. W trakcie jedzenia wciąż gęsty i idealnie gładki. I jakby leciutko kremowy? Lepki, rozpływający się w ustach - jak na miód - powoli i w sposób pełny. Nie odnotowałam w nim efektu "ślisko-lepkiej wody", na jaki można trafić zwłaszcza przy syropach klonowych i niektórych miodach.
W smaku pierwsza przywitała mnie szlachetna słodycz. Była delikatna, choć wyrazista. Nieco się nasiliła po chwili, ale cały czas w kontekście "jakiegoś lepszego miodu". Czuć, że to ciemny, nie taki zabójczo słodki, a słodki w sposób stonowany.
Szlachetność zaraz przybrała drzewny charakter. Chyba można mówić nawet o leciuteńkiej goryczce, przywodzącej na myśl suchą, kadzidlaną żywicę.
Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji żywiczność zaserwowała świeżość. W słodkiej toni pojawiła się nuta drzew... Liściastych rzeczywiście, na pewno trochę pokrytych kwieciem, ale... to było takie... żywsze, świeże. Pomyślałam o specyficznej soczystości czy nawet drobnym kwasku żywicy-kadzidła. Nie była to niepożądana kwaśność, a lekki motyw wpisany w ogólny drzewny klimat tego miodu. Hamował słodycz.
Pod koniec jednak i tak słodycz zdecydowała się nieco zadrapać. Była jednak, jak na miód, dość delikatna, nienapastliwa. Kojarzyła mi się z kwiatami i pyłkiem kwiatowym... Pylącymi drzewami liściastymi?
Po zjedzeniu został posmak słodko-miodowy, nienachalny, a z lekko leśnym, może nawet korzennawym tłem.
Miód uważam za niezły, z ciekawymi nutami-przebłyskami, jakie można w nim wyczuć. Jednocześnie nie powalił mnie na kolana. Nie był jakiś szczególnie gorzki, drzewny czy coś. Na szczęście jednak, na miodowej arenie, w miarę niezasładzający jak inne. Czuć, że "ciemny" i "jakiś inny". W wielu kompozycjach jednak średnio się sprawdził, bo żeby go wyraźnie czuć... trzeba się bardzo wczuwać. Łatwo, by pewne jego cechy się zagubiły.
Tak się o nim rozpisałam... bo po prostu jest on dla mnie zupełną nowością. Jeśli miałabym wskazać cechy najistotniejsze, najbardziej go charakteryzujące i odróżniające od innych miodów to ta zachowawcza słodycz. Czuć w nim głębię, nie jest taki prosty jak jasne miody czy gorsze gryczane, ale jednocześnie nie wydał mi się specjalnie gorzki, kwaśny czy coś (a naczytałam się, że tak może smakować, przez co ponoć niewielu osobom smakuje). Taki dla mnie trochę bez pazura.
Miodu próbowałam na różne sposoby, choć nie ukrywam, że normalnie miód w mojej kuchni w ogóle nie gości.
Zaczęłam od tego, co w dzieciństwie jadałam dość często, czyli kanapek (u mnie chleb żytni razowy Pano z Biedry - ulubieniec) z twarogiem (jeden z lepszych: półtłusty lidlowy Pilos). Nieźle się sprawdził, bo nie zasłodził ich, poradził sobie z wyrazistym chlebem i nie dał się zagłuszyć. Mimo to, specyfikę w takiej formie niezbyt wyraźnie czuć; wydawał się bardziej kwiatowy, acz przyznaję, że kwaskawy twaróg świetnie zgrał się z "żywszym" motywem miodu. Zacne połączenie, acz nie dla mnie - znudziło mnie po jednej kanapce i było mi za słodko, mimo że obiektywnie wcale to tak nie zasładza. W moim rankingu zajęło 3. miejsce. Wydaje mi się, że to mimo wszystko nieco za mało charakterny miód do takiego wyrazistego połączenia.
Kolejna opcja (podpatrzona od Mamy) to twarożek (u mnie twaróg półtłusty Pilos + jogurt Pilos Active). Ja swój wzbogaciłam o orzechy włoskie, bo sam nabiał na słodko jakoś mi nie leży. Orzechy zacnie podkręciły szlachetny wydźwięk miodu, jego lekkie goryczkowate drapanie, choć jednocześnie rozpędziły słodycz. Miód nie przesłodził mi twarogu, za to sam przy nim i jogurcie wydawał się bardziej soczyście-żywiczny. A jednak... sporo nut, smak ciemnego miodu trochę się gubiły... I jestem pewna, że dodanie większej ilości miodu też nie zadziałało by na plus, bo po prostu byłoby za słodko. Całościowo jednak i tak połączenie bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło i nie zasłodziło (tak bardzo). Okazało się w zasadzie najlepszym sposobem na ten miód. Miało to wydźwięk wiejskiego, domowego twarożku z własnym miodem prosto z przydomowego ula.
Ostatnia opcja to trochę z dzieciństwa, trochę rozwinięta wraz z doświadczeniami kulinarnymi, czyli "kanapki z serem żółtym". Tradycyjnie chleb żytni razowy. Jedna kanapka z serem żółtym Babuni (Serenada), druga z cheddarem (z Auchan). Ciekawostkowo w sumie smakowały mi obie opcje, aż się zdziwiłam, mimo że jednocześnie odkryłam, że chyba wyrosłam już z takich kanapek na słodko. Miód jednak w zasadzie tych kanapek nie przesłodził i pasował zarówno do delikatniejszego żółtego, jak i wyrazistszego cheddara. Niestety, sporo z jego (i tak delikatnej) specyfiki na nich uciekło. Mimo to, z tymi serami dobrze czuć taką jego swoistą "ciemną szlachetność".
Z cheddarem stworzył o tyle interesujący duet, że żywiczna "soczystość " miodu nakręcała się z soczystością sera. To połączenie jednak, chyba przez kontrast ze słonością cheddara, wydało mi się bardziej zasładzające. Niestety, opcja z cheddarem w moim rankingu zajęła miejsce ostatnie (do cheddara bardziej mi pasuje miód gryczany - ten był chyba za mało... wyrazisty?).
Delikatny ser Babuni hamował słodycz miodu, stąd ta bardziej wyważona opcja, bardziej do mnie przemówiła. W moim rankingu jest tuż za twarożkiem z orzechami.
Mimo wszystko zjadłam może jakąś 1/3 słoika, a reszta oczywiście powędrowała do Mamy (od początku wiedziałyśmy, że nie dla mnie cały słoik miodu). Ona jadła go głównie na pszennych tostach z serem żółtym Babuni i kremem orzechowym (Sante Auchan Peanut Paste Smooth 100 % zmieniony). Stwierdziła, że: "No, miód dobry i ciekawy. Nie odkryłam w nim tyle, co Ty, ale rzeczywiście taki drzewny i to czuć. Oprócz tego trochę mało charakteru może, ale taki no dobry. Niczego nie urywa, słodki, ale dobry". Próbowała też na bułeczkach mlecznych (miałyśmy jeszcze zamrożone Pano bułeczki śniadaniowe) z masłem orzechowym i serem żółtym Babuni, ale to połączenie nie zrobiło na niej wielkiego wrażenia. Po kilku podejściach do tego miodu dodała: "Tak rzeczywiście niby kojarzył się z drzewami liściastymi, ale głównie na początku, jak się człowiek wczuwa. Potem, jak się go do czegokolwiek doda, to ta specyfika ucieka".
ocena: 8/10 (nuty smakowe, jakość w odniesieniu do ceny)
kupiłam: Auchan
cena: 18,79 zł
kaloryczność: 330 kcal / 100 g
kaloryczność: 330 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.