Gdy tylko uzmysłowiłam sobie, że wszystkie Sabadi to czekolady typu Modica, a więc z kryształkami cukru, znając też neapolitankę Zucchero sugar-free chocolate 100% Cacao, wiedziałam, że 90% będzie najmniej problematyczna. Po 80 % w ogóle wrócił optymizm, że wreszcie będę mogła się wczuć w bazę, nie utyskując za bardzo na cukrowość. I tak jednak było mi bardzo smutno, bo chciałabym obie zjeść w zwykłym, gładkim wydaniu. Niby mogłam kupić setkę, ale właśnie to nie to... Jak dla mnie, czekolada musi mieć odrobinkę cukru. Tylko błagam... nie kryształkowego.
Sabadi Cruede Raw Chocolate 90 % to ciemna czekolada o zawartości 90 % surowego kakao Nacional Fino de Aroma z Ekwadoru; typ Modica.
Po otwarciu poczułam wiśnie i cytryny, przeszyte poważniejszym, jakby nieco siarkowym kwaskiem i z ciężkim, alkoholowym tłem. Tu dominowało wino czerwone, może nawet jakiś winiak... ale też wyraźnie sporo białego wytrawnego czułam. Do głowy przyszedł mi szampan i słodkości stylizowane na niego. Mieszał się z pewnym orzeźwieniem. W tej kwestii sporo do powiedzenia miały kwiaty. Tchnęły rześkość i wprowadziły wysoką słodycz. Właśnie bardzo słodko pachniała wbrew pozorom ta czekolada. Czułam karmel i palony ciemny cukier, po prostu. Do tego trochę orzechów i kokosa, wpisujących się w słodycz. Całość próbowała być rześka, lecz ziemia jej na to nie pozwoliła, Wraz z gęstym dymem otoczyła całość. Mimo dymu, nie odebrałam kompozycji jako palonej (a tylko w kwestii cukru).
Twarda tabliczka była masywna i konkretna, co potwierdziło się przy łamaniu. Musiałam w to włożyć sporo siły! Wydała mi się nadzwyczaj pełna, gęsta. Trzaskała dość głośno. W przekroju była zbita i jakby sprasowana, gładka, a także trochę połyskująca od pojedynczych kryształków cukru.
W ustach rozpływała się łatwo, acz powoli. Najpierw była kremowo-mazista, gładkawa, lecz po paru chwilach zaczęła robić się trochę szorstka i ziarnista. A potem coraz bardziej i bardziej. Ujawniła tłustość i lekką oleistość, która niczym smar pokrywała podniebienie. Całość trochę zalepiała, jednak zaraz z ziarnistości wyłaniały się coraz to kolejne kryształki cukru. W dużej mierze rozpuszczały się wraz z masą. Trochę ją w tym poganiały i rozrzedzały. Sporadycznie zostawały na koniec, by chrupnąć.
Jak na typ Modica, wyszło to bardzo przystępnie.
W smaku pierwsza rozbrzmiała gorzkość. Była odważna i nieco ściągająca. Wyłonił się z niej dym, jakby najpierw tylko badając teren. W oddali przewinęła się cierpkość.
I nagle uderzyła kawa. Czarne, mocne espresso z pianką. Ewentualnie mocna czarna kawa z automatu. Cierpkość i pewna kwasowość rozgościły się w tym czarnym napoju, a za chwilę poczułam jakby wyraźnie smak jego beżowej pianki. Ta zaprosiła lekką słodycz, która jakoś w tle mignęła już nieco wcześniej. Nie pchała się jednak.
W tym czasie gorzkość kawę zmieszała z ziemią. Pomyślałam o zagaszonym wodą ognisku. Czułam pewną wilgoć, dym... I popiół! A także skały, kamienie - jakby palenisko było nimi otoczone. Mokre skały miały w sobie sporo rześkości, a także powagi.
Pianka espresso przytoczyła naturalnie słodkawe, a jednocześnie gorzkawe orzechy. Orzechy... włoskie? I migdały w skórkach.
Przy naturalnej słodyczy orzechów poczułam motyw kwiatów. Wilgotnych i miękkich płatków różowych róż oraz delikatnych kwiatów migdałowca. Słodycz częściowo rozwijała się jakby obok tych mocniejszych nut. Rosła powoli, nic sobie z nich nie robiąc.
W tle przewinął się kwasek. Najpierw mało spożywczy, kojarzący się z siarką, dymem... a potem też łagodniejszy. To były szpileczki, które nabierały ciągłości jako soczysty kwasek kokosa. Owoców?
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa gorzkość kontynuowała ziemistość. Pomyślałam o czarnej ziemi zlanej deszczem, a także asfaltowej drodze prowadzącej przez ziemiste tereny. I ona była mokra, po deszczu, specyficznie rześka. Mokry chodnik, mokre kamienie - ich gorzkość była i ciężka, esencjonalna, a jednocześnie miała w sobie lekkość deszczu.
Owoce zaserwowały cytrynę i wiśnie. Kwaśne i charakterne, połączyły się w nucie czerwonego wina. Kwitnące migdałowce-drzewa zasugerowały mu słodkawy akcent oraz motyw drewnianej beczki, w której mogło leżakować. Potem jeszcze przyszedł mi na myśl kompot wiśniowy.
Orzechy z kolei zyskały na słodyczy, otoczył je karmel. Epizodycznie pojawiał się wyraźniej, aż w końcu się wygładził, mieszał z czekoladą w miarę harmonijnie i wciąż rósł. Czasem z mocniejszymi wyskokami, gdy akurat kryształek znalazł się na języku. Karmel, palony cukier mieszał się ze słodyczą kwiatów, za którą optowała rześkość. W pewnym momencie to kwiaty i karmel wyszły na prowadzenie.
Akurat, by potem alkohole zasunęły trochę cierpkości. W głowie miałam teraz już białe wino, szampana, jakiegoś winiacza... Cierpkość cytryny je podkreśliła, po czym uległa wiśniom. Świetnie czuć przy tym surowość kakao! Wiśnie połączyły kwaśność i słodycz pomagając sobie czerwonym winem. Dojrzałe, słodko-kwaśne wiśnie z czasem weszły w skład w karmelowo-kawowego tortu z wiśniami. I migdałami?
Karmel przyśpieszył, podkreślił słodycz wiśni. Tort, wiśniowy kompot, wino podano razem z mnóstwem słodkim kwiatów. Ziemia i kawa jedynie majaczyły w tle. Dym... prawie zniknął, choć mignął mi jakąś papierosową, "liściową" nutą.
Posmak jednak był wyraźnie ziemiście-kawowy. Znów w głowie miałam chodniki i skały po deszczu, z wplecionym kwaskiem. Ten podkręciła soczysta cytryna. Nie było jednak bardzo kwaśno. Rześko kwiatowo i karmelowo słodko natomiast tak. Po zniknięciu czekolady czasem zostawały jeszcze pojedyncze kryształki i wtedy po prostu czuć cukier kokosowy.
Gorzkość dymu, chodnik, piwnica oraz wiśnie, róże, wysoka słodycz karmelu i melasy - to wszystko czułam w 80% i było to bardzo podobne do tego, co czułam w dziś przedstawianej. Tę jednak cechowała wyższa kwaśność i gorzkość. Słodycz chyba na zasadzie kontrastu ograniczyła się do łagodniejszego od melasy karmelu.
Bardzo podobna do neapolitanki 100%, tylko że właśnie jakby z dosypanym cukrem.
Czekolada smakowała mi, jednak nie tak, jak można by się spodziewać. Wyszła trochę jak setka z dosypaną szczyptą kryształków karmelowego cukru. Po prostu bardzo nie moja forma, ale też nie wydaje mi się najlepsza do prezentacji nut kakao. Ogrom dymu, skał, asfaltu, chodnika, kawy oraz orzechy i migdały, mnóstwo soczystości wiśni i cytryny, wino, kwiaty - wszystko to pasowało do lekkości cukru kokosowego. Niezwykle rześko to wyszło, a i karmel był na miejscu, jednak wolałabym, by wszystko to gładko wymieszano. Mam na myśli i gładki smak (bez takiego podskakiwania słodyczy), i konsystencję.
ocena: 9/10
Skład: miazga kakaowa, cukier kokosowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.