Karmello chyba już nigdy nie da rady przekonać mnie do siebie. A jednak po 85% nie wzdrygałam się na myśl o nich. A było tak przez paskudy, które jadłam w 2015. Obecnie po prostu uważałam, że cenią się o wiele za wysoko, a robią "po prostu czekolady".
Karmello Chocolatier Concept Line Tanzania 75 % Dark Chocolate Bar to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao z Tanzanii.
Po otwarciu uderzył wyrazisty zapach słodkich kawowo-fistaszkowych cukierków czekoladowych. Do głowy przyszły mi Pyszne kawowe (jadłam je ostatnio... w zerówce?), wedlowskie Bajeczne i inne takie, jako cała mieszanka, w której zaznaczają się maślano-śmietankowe nadzienia (teoretycznie i w wersji wyidealizowanej, bo realnie to lepiej wspomnianych słodyczy nie komentować). Trochę było w tym truflowości, likierowości... W dużej mierze miało to klimat polewy kakaowej. Czuć wanilię, która desperacko i nieudolnie próbowała ukryć cukrowość. Choć nie było strasznie słodko, ta dała o sobie znać. Wydaje mi się, że kryła się w niej też lekka, słodko owocowa nutka jakby dżemu-nadzienia morelowego. Czułam też mocno paloną nutę, związaną z kawą, ale też "czymś kakaowym" - odlegle pomyślałam o chlebie z Nutellą, niestety niezbyt wyidealizowaną.
Długa, ale na szczęście gruba, a nie rozwałkowana by wyglądała na większą, tabliczka była twarda, lecz przy łamaniu trzaskała średnio głośno. Wydawała się jakby... stwardniałą, utwardzoną... masą czekoladową? Bardzo tłusta już w dotyku. Gdy odgryzałam kawałek, wydawał się zaskakująco miękkawy (w porównaniu do tego, jaka czekolada była przy łamaniu).
W ustach od razu dała się poznać jako kremowo-tłusta, mięknąc szybko. Rozpływała się w średnim tempie, zmieniając się na jakby grudkę kremu na bazie masła. Stawała się coraz tłustsza i coraz bardziej się maziała, przypominając właśnie jakąś masę czekoladową i śliskawą polewę kakaową. Pod koniec robiła się też lekko pylista.
W smaku pierwsza pojawiła się delikatna słodycz, budująca klimat cukierków czekoladowych. Musiały mieć rozmaite nadzienia - wszystkie jednak niemal twardawe, słodkie i nieco budżetowe.
Tuż za słodyczą podążała lekka cierpkość. Gorzkość szybko do niej dołączyła. Oddawała paloną kawę, ale też kontynuowała wizję czekoladowych cukierków w polewach kakaowych i ciemnej czekoladzie. Czuć wysokie palenie, które mieszając się z cukrową słodyczą zahaczyło o kakaowo-czekoladowy likier.
W tle zaznaczył się jakiś lekki owoc. Może suszona, słodka morela? Albo morela jako dżemowate nadzienie?
Cukierki czekoladowe zaczęły eksponować swoje nadzienia. Wszystkie w pewnym stopniu śmietankowo-maślano-margarynowe. Kompozycja złagodniała pod względem gorzkości, a słodycz wzrosła. Cukrowa splatała się z lekko waniliową. Do głowy przyszła mi mieszanka różnych cukierków: i kawowych (np. Pyszne, ale raczej nieco idealizowane), bo oto i kawa złagodniała, i wedlowskie Bajeczne (idealizowane, podobnie - to luźne skojarzenie), a więc z fistaszkami, wafelkami wewnątrz. To wiązało się z palono-pieczonym wątkiem. Wszystko to wanilię uszczupliło o szlachetność. Wyszła jakoś tak... "waniliowato".
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa owocowa nuta na pewien czas zredukowała się jedynie do soczystości i rześkości... To było raczej echo, ale jednak słodkie morele z czasem zaczęły zmieniać się w pomarańczę... słodki sok pomarańczowy? Z leciuteńkim kwaskiem-echem.
Palono-gorzkawy wątek nieco się nasilił. Mieszanka kakaowo-ciemnoczekoladowych cukierków z budżetowymi nadzieniami wysunęła pazurki. Pojawił się cukrowo słodki likier. Chyba wyłamało się nawet tańsze, proste kakao w proszku... mieszało się jednak z cukierkami typu trufle (np. Odry). Odnotowałam leciutką nutkę ziemi.
Truflowa czekoladowość mieszała się z orzechami jako składnik czegoś czekoladowego. Głównie były to fistaszki, ale nie tylko. Palono-pieczony motyw zasugerował biały chleb z kremem typu Nutella. Być może nawet w jakiejś wersji fistaszkowej... Na pewno bardzo słodki.
Słodycz w dużej mierze była cukrowa. Wanilia walczyła, by ją ukryć, co szło jej raz lepiej, raz gorzej. Ogólnie była wysoka, ale jeszcze do przyjęcia. Na końcówce waniliowa słodycz i śmietankowa nuta rozchodzące się obok palonego smaku kakao przełożyły się na myśl o takowych lodach na patyku w polewie kakaowej. Ta właśnie polewa skupiła w końcu na sobie całą uwagę.
W posmaku czułam jakby masę czekoladowo-kakaową, może nadzienia cukierków i polewę czekoladowo-kakaową ze znacząco palonym wątkiem. Do tego trochę orzechowości ogólnej, trochę arachidowej. Słodycz wyszła cukrowo-waniliowo-likierowo, choć nie zasładzająco. Po prostu była ryzykownie wysoka. Ją nieco tonowało echo cierpkiego kakao w proszku i ziemistość.
Całość uważam za mocno średnią. Zjadliwą, nienudną, ale też nie porywającą. Miękkawo-tłusta konsystencja mi nie pasowała, ale zabawnie zgrała się z klimatem, jakim były cukierki czekoladowe. Jako motyw przewodni, bo to w nich przewijały się wszelkie nuty kawy, orzeszków, likieru. Truflowo-palony wątek na plus, acz jego gorzkość nie była głęboka. Dobrze jednak, że jakaś była, bo słodycz trochę denerwowała. Nie jakoś bardzo, ale wyszła ryzykownie znacząco. Na plus owocowy akcent. Czekolada ta zdawała się oddawać nie najwyższych lotów słodycze - nie tak parszywe jak w rzeczywistości, a "wyobrażeniowe", ale z ich wadami. Mocne palenie, wanilia - choć przełożyły się na "ok efekt", to nie na czekoladową głębię i zachwyt. Nie przy cenie, jaką Karmello za to dyktuje.
ocena: 6/10
kupiłam: stoisko Karmello
cena: 16,99 zł (za 100g; ojciec płacił)
kaloryczność: 584 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie
Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, wanilia w proszku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.