sobota, 25 kwietnia 2020

Meiji The Chocolate Bean to Bar 70 % Comfort Bitter ciemna z Wenezueli

Bym w pełni cieszyła się jedzeniem, potrzebuję komfortu. Dotyczy to samopoczucia, jak i miejsca, otoczenia. Nie jem "na szybko", nie zajadam stresu (nie wpływa on na moje jedzenie) i nie lubię różnych sytuacji, których wymienianie w sumie nie ma sensu. Na koniec przygody z czekoladami Meiji, została mi... niezwykle komfortowa degustacja. Czynniki jak zwykle, ale nazwa... wiadomo, puszczam tu oczko. Miałam tylko nadzieję, że producent nie wyszedł z założenia, że owo poczucie komfortu zapewni ludziom np. jedynie namiastka gorzkości i przesadna łagodność. Jako jednak że poznałam markę od dobrej strony, liczyłam, że rzeczywiście spokój wewnętrzny i zadowolenie będę czuła.

Meiji THE Chocolate Bean to Bar 70 % Comfort Bitter to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao trinitario z Wenezueli.

W pierwszej chwili po otwarciu uchwyciłam zapach kawy, która po chwili odstąpiła lwią część miejsca słodkim owocom. Pomyślałam o wiśniowo-truskawkowych, słodkich sklepowych jogurtach, a w tym czasie kawa się schowała. Wyraźniej poczułam jakiś wypiek: przyprawione ciasto... dyniowe lub marchewkowe, być może z kokosem. Słodkie w nie za mocny sposób i nasączone owocami (słodkimi cytrusami?).
Przez większość czasu tabliczka pachniała kremem z orzechów laskowych... do czego wróciła mniej jednoznaczna kawa. Wydawała się rześko-owocowa (myślę o rzeczach z czerwonych owoców i jakiś żółto-pomarańczowych... owocach i słodkich warzywach). Słodko-cytrusowe owoce łączyły wypiek z kawą.

Ciemna tabliczka przy łamaniu wydawała głośne trzaski. Okazała się twarda i krucha, w czym kojarzyła się trochę z nieprzyjazną polewą.
W ustach jednak rozpływała się dość wolno, ale łatwo, gładko-kremowo. Nie była za tłusta, ale tłusta w sposób... niczym pełny jogurt, lekko oleisty krem, mieszający się z gęsto-soczystą papką (jak z daktyli lub rodem z ciast dyniowych / sernika), pod koniec z pylistym efektem. Jednocześnie wydawała się lekka za sprawą soczystości... Nie za lekko-soczysta jednak, bo jakby niemal zacukrzono-owocowa.

W momencie robienia kęsa, usta zalewał ogrom czarnej kawy rozpuszczalnej z gęstą pianką na wierzchu.

Gonił ją kokos. Czułam smak świeżo-podpieczonych, rzężących wiórków, które zachowały pewną tłustą soczystość i dopiero ją upuszczały. To był bardzo wyrazisty smak takich z pogranicza świeżych, a obrobionych.

Poprzez piankę przemykały orzechy laskowe. Wtórowała im obłędnie czekoladowa słodycz. Mieszały się z kokosem, który na moment nieco się wycofywał się. To trochę tak, jakby pijąc kawę, smarować kremem orzechowo-czekoladowym... pieczoną bułkę... może właśnie nie tyle bułkę co jakiś dyniowy wypiek? Pieczono-palona nutka zaznaczyła się subtelnie, podkreśliła znów kawę i jej paloność.

Wrócił kokos. Czułam się, jakbym ciamkała ciasto składające się z wiórków marchwi w gęstej dyniowo-bułkowej papce z mnóstwem wiórków i płatków kokosa.

Pieczona paloność wiązała się jednak także ze słodyczą. Ta wydała mi się minimalnie karmelowa, a bardzo przyprawiona. Cynamonowo-goździkowe nuty z czasem mieszały się z lżejszymi owocami i... bardziej dyniowo-marchewkowym motywem. Może lekko nasączona pomarańczą / brzoskwiniami? Ich słodkim sokiem... Słodycz wzrosła, w drugiej połowie kojarząc się z lukrem. Nie była jednak przesadzona. To jakby... niemal karmelowy lukier i słodycz owoców (z puszki?) o cukrowym charakterze.

Do głowy przyszedł mi też zasłodzony co niemiara jogurt truskawkowy, ewentualnie wiśniowy (pozbawiony jednak kwasku). A może w tym wypieku / na bułce ze smarowidłem orzechowym było coś jeszcze truskawkowego? Dżem?

Wszelkie owoce poniekąd jakby płynęły też z kawy. Orzeźwiały i osładzały paloność, choć bliżej końca kawa wymieszała się przyprawami, podkreślając goryczkę. Pomyślałam o kardamonie i... jakiejś bardziej kawowej masie z kokosa... z orzechami laskowymi? Jak kokosowy raw bar z kawą i z nimi.

W posmaku została kawa i orzechowo-kakaowe nuty... przedstawiające też niejednoznaczne, słodkie masy o dość mocnym stopniu pieczenia (kremy, ciasta). Miało to mazisty wydźwięk czegoś słodkiego - lukru (zabarwionego czekoladą / owocami), smarowidła... Czułam się, jakbym zjadła coś z muląco słodkimi owocami (brzoskwinie? truskawki?) i... nie wiem, może bardziej po nich w formie dżemu? Najdłużej jednak i tak pozostała kawa i orzechy.

Czekolada była przepyszna. Bardzo obrazowa i ciepła w wydźwięku, mimo że zupełnie nie mocno palona / pieczona. Kojarzyła mi się z jesienią: jesiennymi wypiekami i dżemami (brzoskwinie, słodkie cytrusy - pomarańcze?, truskawki). Była słodka, ale bogata w smaki, poprzełamywana naturalnie. Gorzkość kawy uładziło połączenie kokosa i orzechów laskowych.

Kojarzyła mi się z połączeniem palono-soczystego charakteru Pralusa Venezuela Trinitario 75 % (bardziej charakteru, niż smaku; chodzi m.in. o przyprawienie, wydźwięk orzechów, "kremowatość") ze smakiem Beskidu Venezuela 70 % o nutach kawy, pieczenia, orzechów i dżemów (morelowych i pomarańczowych). Miała też trochę korzenności Beskidu. Za jej sprawą pomyślałam o Idilio Origins 12imo Finca Torres, bo tamta też niosła skojarzenie z ciastem i nabiałem (Idilio to sernik, Meiji ciasto + jogurt owocowy).

Nie wiem, co w niej takiego było, że... zachwyciła mnie zupełnie. Smak świetny, harmonijny, a struktura najlepsza ze wszystkich Meiji.


 ocena: 10/10
kupiłam: ebay
cena: $5,99 (za 50g)
kaloryczność: 612 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym (ale nie specjalnie zamawiając)

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, emulgator

4 komentarze:

  1. Początek tak bardzo rozumiem! Zresztą wiesz :) Mam ambiwalentne uczucia, skłaniające się ku negatywnym, wobec słodyczy nazywanych Pysznotki, Mmiam-mniam, Zdrowy baton, Komfortowa czekolada itd. O ile pamiętam, Ty też.

    Pomijając fakt, że czekolada przemawia do mnie w całości bez wyjątków, przytuliłabym ją z uwagi na opakowanie. No a teraz są aż dwa powody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Już jako dziecko dłuuugo podejrzliwie patrzyłam na cukierki Pyszne. O kawowe z Mamą u babci zawsze walczyłyśmy, ale ekhem. Z tymi nazwami Meiji jednak wybaczam, bo skoro to na rynek japoński to im pewnie różnica mniejsza, a "fajne słowo po angielsku". Jak i u nas "o smaku peanut butter".

      Opakowanie kocham! Ale już podziałki na trzy mini tabliczki nie... Ale znowu trzy różne papierki są śliczne, haha.

      Usuń
  2. Dawno nie było takiego artykułu. Bardzo fajny wpis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie takie recenzje - nie artykuły - są codziennie. Aczkolwiek dziękuję.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.