Czasami tylko usiąść i płakać. Ok, paskudne czekolady, które kupujemy "pod Mamę" raczej jej smakują, ja więc mogę sobie spróbować i popsioczyć na blogu albo mogę tego nie zrobić. Paskudniki, których nie da się zjeść oddajemy do tzw. utylizacji, czyli dla taty. Co jednak zrobić z potencjalną paskudą, której Mama nie chciałaby tknąć (bo ciemna), a którą właśnie od niego dostałam? Obrałam parszywą taktykę, a mianowicie: postanowiłam, że otworzę ją w dniu, w którym ma przyjechać, wyleję na nią wiadro pomyj, usłyszę komentarz w stylu "przecież to tylko czekolada" i pogonię: "zabieraj ją ode mnie". Tak, żeby tata sobie zapamiętał, że Heidi dostawał nie dlatego, że je lubię, a dlatego, że to potwory, których nie chcę jeść. Z Baronem coś podobnego podziałało... prawie. Bo akurat tata i jego rodziną lubią czekolady od Millano. No, ale zapamiętał, że ja nie. Życie jednak zaskakuje...
Heidi Dark Intense 75 % to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao.
Tabliczka ma 80g.
Tabliczka ma 80g.
Gdy tylko zrobiłam wdech nad tabliczką, do głowy przyszło mi palone drewno posmarowane margaryno-masłem. Tłuszczowo-palony zapach był mdlący, słodycz pobrzmiewała ostrożnie i mimo że żadna taniość / tandeta mnie nie napastowała, nie doszukałam się tu niczego apetycznego.
Przy łamaniu tabliczka trzaskała głośno i sucho. Przypominała twardą, skorupkową polewę, ale nie kamień.
W ustach rozpływała się z lekkim oporem, bardzo powoli. Długo trwało, nim się zdecydowała, a gdy już zaczęła, starała się zachować postać zwartej, tłustej grudki. Tłustej i suchej, niczym stary krem z wafelka. Właśnie też... wydała mi się dziwnie chrupko-stetryczała, nieprzyjemnie mięknąca... Niby mięknąca, ale nie całkiem. Dziwna, nieprzyjemna i tyle.
Na pojawienie się smaku czekałam długo. Nawet jak już coś czułam, ta tabliczka miała raczej tylko nibysmak niż smak. Jakby się bała smakować czymkolwiek.
W smaku od zrobienia kęsa zaskoczyła mnie cukrowo-karmelkowym smakiem. Cukier szybko zajął miejsce na podium, po czym... schował się. Oczami wyobraźni zobaczyłam słodkie, posklejane, tanie ciemne karmelki... I karmelki maślane i nadziewane... Ale jakieś ciemne? Karmelki suchokakaowe?
Po ustach rozszedł się mocno maślany smak. Było to... po prostu masło jak i "masło z zaleciałością orzecha" (myślę tak o smaku tłuszczu kakaowego). To pierwsze w ogóle skojarzyło mi się z tworami z masłem i margaryną... znów do głowy przyszły mi stare wafelki. Wafelki i drewno... Smakowa suchość nie była specjalnie gorzka... gorzkawa... Może trochę?
Palony posmak wzrósł w połowie. Wróciła z nim zgaszona słodycz, a on... skojarzył mi się z połączeniem kawowej pianki i "smakiem zapachu kawy rozpuszczalnej". To było pyliste i zgłuszone nie umiem tego opisać.
Lekka słodycz i smak tłuszczu wraz z dziwnie palonym motywem kończył to wszystko. Dosłownie w chwili znikania kęsa, pojawiała się spalenizna.
W posmaku została paloność, lekka spalenizna i... jakby stetryczały wafel, drewno. Nawet nie próchno, bo znaczący była nuta masła różnego rodzaju (w tym maślanych karmelków), ale do przyjemnych nie należał.
Całość była męcząca, dziwna i mdląca. Jak stare drewno, stare karmelki, stare wafelki... Jakby... spalili kakao, przesuszyli je zupełnie pozbawiając smaku. Może nie przesłodzili, ale wyeksponował się tłuszcz, który według mnie z tak paloną nijakością wychodzi po prostu mdląco. Nigdy nie jadłam kukułek, ale wygooglowałam je i... ta tabliczka mogłaby być takim cukierkiem: kiepską kukułką bez alkoholu.
Zjadłam tego raptem 1 i trochę kostki, ale nie wiem, czy po większej ilości umiałabym lepiej ją opisać... Miała taki dziwny klimat, że po prostu zupełnie nie miałam ochoty brać jej więcej do ust, mimo że nie była straszna. Po prostu było w niej coś dziwnego.
ocena: 4/10
kupiłam: dostałam
cena: -
kaloryczność: 590 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie
Skład: miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, cukier, kakao w proszku, lecytyna sojowa, aromat wanilii
Zaintrygowałaś mnie, aż z ciekawości skubnęłabym dwa paski. A właśnie, jak potraktowałaś ostatecznie papę w związku z tą czekoladą? Bardzo mu się oberwało? ;> Jak się nie patrzy to nawet wysoką ocenę dostała :D Mój tateusz pewnie poboczyłby się na mnie dwie sekudnki (podczas pochłaniania tabliczki), by za 5 minut o tym zapomnieć ^^"
OdpowiedzUsuńOj bardzo, bo dostał prawie całą. "Masz, fu, zabieraj to."
UsuńOstatecznie nie była takim straszliwym oblechem przyprawiającym o traumę, była po prostu dziwną, kiepską czekoladą.
"Oddajemy do tzw. utylizacji, czyli dla taty" - złoto :'D Po zapachu wnoszę, że to jest po prostu czekolada z dodatkiem kory Margarynowca, a Ty jesteś ignorantką i narzekasz :/ Na korę wskazuje też konsystencja. Margarynowiec to rzadkie drzewo pod ochroną, więc może się doucz, a nie wystawiasz taką ocenę :/ Ciekawe tylko, czy wzięli nieco popularniejszą krzyżówkę z Masłowcem Cukrowym. Tak czy owak, ewidentny brak wiedzy!!!
OdpowiedzUsuńUśmiechnęłam się dzisiaj po raz pierwszy od paru godzin po Twoim komentarzu (patrz: FB). Dziękuję.
UsuńHaha. :D Pewnie jeszcze leżakowało to jak alkohol w beczkach kukułkowych.
;*
UsuńMnie też heidi odrzuca tą palona nuta. Nie kupuje czystych tabliczek ich od lat ... czasami skuszę się na jakąś z dodatkami ale jest tylko trochę lepiej z nimi ...
OdpowiedzUsuńJa sama z siebie nawet na te z dodatkami nie patrzę, co to, to nie!
Usuń