Nie lubię, gdy coś mnie zaskakuje. A ta czekolada mnie zaskoczyła i to wyjątkowo dziwnie, więc i wstęp jest dziwny. Otóż przeglądając listę z posiadanymi czekoladami, dostrzegłam datę wyjątkowo krótką (miesiąc). Spojrzałam, co to za jedna i... nie mogłam przypomnieć, skąd ją wzięłam. Pewnie jakiś rok temu kupiłam w szale zakupów w marketach, których w poprzednim miejscu zamieszkania nie miałam. Ale... Belgian źle mi się kojarzyło, więc nie jestem przekonana co do tego tłumaczenia. Wprawdzie jadłam tylko Belgian No Added Sugar Dark Chocolate with Green Tea, ale i ta jakoś nie widziała mi się najlepiej.
Belgian Famous Chocolates Dark 72 % to ciemna czekolada o zawartości 72 % kakao.
Po otwarciu poczułam zapach budżetowego, przypalonego ciasta z kakao lub jakbym paczkę takowego, odtłuszczonego, powąchała. Ciasto to widziało mi się jako zapychająco-bułkowaty twór - niby ciemny od kakao, ale nie głęboko kakaowy, a taki ot... Może nawet trochę złudnie waniliowy. Wydźwięk był bowiem łagodny i słodki. Niestety trochę wręcz... zwęglono-spopielony? Na myśl przyszła mi też przypalona blacha.
Sucha w dotyku tabliczka bardzo głośno trzaskała przy łamaniu. Przy robieniu kęsa (w sumie tak ogólnie), sprawiała wrażenie dość kruchej i chrupkiej.
Rozpływała się w umiarkowanym, średnim tempie. Nie potrzebowała wiele czasu, by zacząć, ale robiła to leniwie: w miarę gładko-kremowo, nie za tłusto i nie za sucho, acz z odrobinę suchawym efektem. Niemal do końca zachowywała formę zwartej grudki.
Od samego początku poczułam nie za silną słodycz i delikatną goryczkę suchego kakao i popiołu. Lekka cierpkość podsunęła spaleniznę, ale nie było w tym ordynarności.
Słodycz długo nie czekała. Prosta i kojarząca się z poprzypalanym, ale z założenia kapciowato-bułkowatym, miękkim wypiekiem. Ot, jakiś nieambitny murzynek. Być może posypany cukrem pudrem. Mniej więcej w połowie słodycz wydała mi się dominująca nad łagodną gorzkością, a jednak nienachalna.
Smak mdławego, trochę kakaowego ciasta miał klimat pieczono-palony, ale nie głęboki, a bardzo złagodzony maślanością czy raczej... taką mleczną tłustością. Słodycz nie odpuszczała ani na chwilę, serwując posmak chwilami kojarzący się z suchą bezą, a cierpkość kakao pobrzmiewała w tle. Przypominało to jakiś pudding / deser kakaowy. Po chwili po głowie zaczęło mi chodzić coś waniliowato-maślanego... ciasto /deser bardziej "ciastowy"? ... którego wady ktoś próbował ukryć polewą kakaową. Może jakby to ciasto czymś owocowym było nasączone? Lekki kwasek mieszając się ze słodyczą zdecydował się na odległe, niejednoznaczne cytrusy.
Po zjedzeniu pozostał cierpkawy kwasek cytrusów, popiołu i odtłuszczonego kakao zjedzonego tak o. Podchodziło to trochę pod lekową nutę, ale nie było złe. W dużym stopniu czułam też prostą, delikatną słodycz.
Czekolada wyszła zaskakująco smacznie, ale płasko. Słodka zwyczajnie, ale nie za mocno. Za sprawą słodyczy właśnie kojarzyła się z czekoladami Amedei (osobiście za nimi nie przepadam, ale niektórym może to bardziej smakować). Gorzkawa i cierpkawa od kakao, ale delikatnie i przystępnie w sposób, jaki są kakaowe słodycze o tym smaku. Ot, smak kakao i kakaowego, maślano-słodkiego ciasta nie był zły. Rozpływała się dobrze: nie za tłusto, nie za sucho.
Na pewno bardziej gorzkawa, choć mniej intensywna od Lindta 70%, intensywniejsza od Hachez 77 % i, mimo że nieambitna, to nie tak tania jak Terravita 70% czy 77%. Prostsza od wszystkich Luximo plantacyjnych (Peru, Sao Tome, Madagaskar). Gdy kogoś najdzie na bezpieczną, łagodną ciemną czekoladę o przede wszystkim kakaowym smaku (nie mówię o głębi tylko o najzwyklejszym kakao), może śmiało ją brać, zwłaszcza na promocji bo tak normalnie to nie jest warta uwagi. Smacznie zwyczajna.
ocena: 7/10
kupiłam: nie pamiętam
cena: wiem, że kosztują około 7-10 zł
kaloryczność: 541 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: miazga kakaowa, cukier, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, emulgator: lecytyna sojowa
Łeeee... Dwa razy mogłam kupić w promocji mleczną wersję i tego nie zrobiłam (w Kaufie i Dealz). Żałowałam i tera jesio bardziej. Ale przynajmniej poprawiłaś mi humor przez szacunek jaki okazałaś kultowemu ciastu na polskich domach, mianowicie ,,Murzynkowi" używając dużej litery :D
OdpowiedzUsuńNie wiem, co oni mają z tymi "belgijskimi" czy "szwajcarskimi" czekoladami. Przecież nie jest ważne, gdzie się robi, tylko jak wychodzi :)
OdpowiedzUsuńTaak, albo te "belgijska" a "wyprodukowana w Polsce". AHA. I inne rzeczy "tradycyjny dżem babuni" i same syropy f-g, witaminki E... xD Ale nieznający się łapią.
UsuńJa z kolei ostatnio znalazłam produkt, który skończył żywot w styczniu, ale z jakichś powodów nie trafił na listę lub przypadkiem go usunęłam. Dobrze, że to proteinowiec do upieczenia. Natomiast miesiąc, jak wiesz, to u mnie standardowy czas degustacyjny. Niestety. Kurczę, nie znam zapachu (ani smaku) odtłuszczonego kakao. Nieambitny murzynek, hehe. I tak z uwagi na ciastowość i plebejskość czekolada wydaje się w moim guście. Popiół, hmm.
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałaś do czynienia z takim najzwyklejszym kakao w proszku, takie te wszystkie np. DecoMorreno? Jak możesz tego nie znać?
UsuńNo... nieambitny. Nie chciało się uczyć i co zostało? Kali jeść.
Nie, nie miałam :)
Usuń