Już przy Tabliczce Arachidowej bąkałam coś o "dziwnych tabliczkach", które czekoladami nie są. Może Was zaskoczę, ale nie mam nic do nich, mam dopiero wtedy, gdy coś, co czekoladą nie jest, ją udaje. Teraz coś mniej zaskakującego dla stałych czytelników: obecnie nieczekolady ani trochę mnie nie kręcą, a po złych doświadczeniach... nawet odrzucają. Do kawowych słodyczy też się jakoś zraziłam. Czarną kawę kocham niezmiennie - może właśnie dlatego nie toleruję przy niej słodyczy, mleka itp., jak z czekoladą ciemną - wolę ich czyste smaki. I właśnie: kawa z cukrem wydaje mi się paskudztwem, nie wiem więc, co mi strzeliło do łba... To przecież takie coś tylko w formie tabliczki... Z drugiej strony... nie wyobrażam sobie picia kawy z cukrem, no a tabliczka to jednak nie kawa... I nie czekolada... Od miesięcy jednak i tak żałowałam kupna dwóch kawolad Pralusa. Jak już jednak je miałam, to wypadało spróbować. I o ile kiedyś wolałam zaczynać od wersji mlecznych, tak teraz mam różnie. Z kawowymi tabliczkami wyszłam z założenia, że najpierw zafunduję sobie potencjalny szok, a potem coś na osłodę.
Za recepturą stoi duet Francoisa Pralusa i Vincenta Ferniota (gastronoma i dziennikarza), co brzmiało obiektywnie dobrze, ale i tak trochę się bałam, jak to odbiorę.
Pralus Carré De Café Cafe Noir a Croquer Pur Arabica to ciemna tabliczka - kawolada - czyli "czekolada" z ziaren kawy arabika.
Od razu po otwarciu poczułam intensywny zapach ziaren kawy, ziarnistej kawy, kawy ze świeżo zmielonych ziaren tylko co zaparzanej, do której... po chwili doszła lekko palonokarmelowa słodycz i niemal owocowa rześkość.
W dotyku tabliczka wydała mi się dziwnie tłusto-sucha, może pylista, trudna do opisania.
Przy łamaniu wykazała się twardością. Trzaskała, ale jak twór zdecydowanie tłusty.
W ustach przedstawiła się jako tłusta masa o pozornej gładkości. Niby dość zbita i wręcz śliska, jakby... pozbywała się coraz to kolejnych kremowo-tłustych fal, co dawało wrażenie, że już pod kolejną falą odnajdę silną chropowatość. Ta ogółem była odczuwalna jedynie chwilami, trochę. Kawałek znikał w miarę szybko, łatwo, ale znów... niby opornie (tak jak "niby chropowato").
Dziwna struktura, nie przemówiła do mnie, ale też nie obrzydziła, mimo tłustości.
Gdy tylko zrobiłam pierwszego gryza, wyraźnie poczułam kawę. Kawę czarną i ziarna kawy, a więc gorzkość, ale... nie było to siekierowo-mocno gorzkie. W zasadzie... gorzkie w sposób łagodny, acz wyrazisty.
Osnuła ją bowiem słodycz i pewna tłuszczowość, jakby o orzechowym zabarwieniu. Układały się w nieco karmelowe zabarwienie, ale wciąż to kawa dominowała. Z tym że... kawa niemal soczysta. Ta karmelowość też wydała mi się soczysta. Poczułam owocowe sugestie, po chwili wręcz delikatny kwasek czerwonych porzeczek i żółtych owoców... cytrusów? cytrusów na słodko? To było niemal jak nuty z czekolady... acz bez czekoladowości. Owoce w tej tabliczce to jedynie nutki, których smak specjalnie długo nie trwał.
W drugiej połowie rozpływania się kęsa miałam dziwne wrażenie jedzenia słodkiej, acz ewidentnie czarnej, ziarnistej kawy z nieumytego kubka po tłustym latte. Tłuszczowy posmak był do odnotowania, ale jakby starał się ukryć pod rześkością owoców. Ziarna kawy próbowały dodać do nich ziemistość, ale czmychnęły do słodyczy. Pomyślałam o śliwkach, z przewagą żółtych.
W posmaku pozostały ziarna kawy, o dość wysokim stopniu przyjemnej, niemal ziemistej gorzkości, wraz z drobnym kwaskiem owoców (dziwne "cytruso-śliwki"), co także przełożyło się na odległą ziemistość. Czułam również słodycz tychże i maślanego karmelu.
Zdziwiłam się, że wyszło to tak... przystępnie i smacznie. Wyrazista, mocna i głęboka tabliczka. Przede wszystkim kawowa, ale nienachalna w tym. Nie miałam wrażenia, że kawa mi tu coś zabija, ale czułam brak "czegoś" (dziwne wrażenie jeść coś takiego). Przeszkadzała mi tłuszczowość, mimo że nie była silna. Pewnie tak smakują jakieś "kawy mocy" (co ludzie dodają np. olej kokosowy; termin zapożyczony z jakiegoś menu) - zrobione na dobrych ziarnach. Bo takie musiały być, co udowodniły serwując rześkie owoce. To właśnie dzięki czerwonym porzeczkom i żółtym owocom (śliwki, cytrusy) wyszła tak zacnie, nieciężko. Acz z odczuwalnym pewnym konkretem, iluzorycznie ciemnoczekoladowo. Długo zastanawiałam się, czy tak w pełni mi smakuje... niby tak i to było... niby ciekawe odczucie, ale żeby jeść to i jeść godzinami (jak to mogę z czekoladami robić), to raczej nie... Na dłuższą metę męczyła? Całej nie zjadłam, bo... Czułam, że jak kawę to lepiej pić, jak jeść to czekoladę. Nie mniej... od Zottera Labooko Coffee chyba wyszła lepiej. Jako ciekawostkę więc należy to pochwalić. Tak bardzo subiektywnie smakowo dałabym 8, ale za "ciekawostkowość" i taką interpretację tabliczki z kawy, podciągnęłam ocenę.
Kawałek z ciekawości dałam Mamie, ale jej nie podeszła (mimo że też lubi czarną niesłodzoną kawę bez mleka). Stwierdziła, że "dała takim smakiem starej, skwaśniałej kawy" i uznała, że nie jej bajka: "bo taka ciemna".
ocena: 9/10
kupiłam: dostałam od Sekrety Czekolady
cena: 21,74 zł (za 50g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 527 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: kawa 100 % arabika, tłuszcz kakaowy, cukier, lecytyna sojowa
O niechęci wobec kawy nie wiedziałam. Napój z cukrem czy mlekiem to wiadomo, że nie, ale o nucie nie miałam pojęcia. Zresztą może recenzja ma dziesięć lat i wstęp jest nieaktualny :P W końcu Tabliczka Arachidowa pojawiła się daaawno. Konsystencja przywodzi mi na myśl połączenie polewy typu magnumowego z szorstkością. Nieumyty kubek, haha, fuj. Ciekawi mnie to cudo i zjadłabym.
OdpowiedzUsuńNie, nie. Nuty kawy w czystych czekoladach nadal lubię, ale nie, gdy pochodzi od dodatku kawy.
UsuńSkojarzenie co do struktury chyba niezłe.
Czuję, że mogłaby Ci smakować, przynajmniej jako ciekawostka jednorazowo.