Mama prawie od roku usiłuje wyciągnąć mnie do Cakestera na naleśniki z mąki kasztanowej. Lubię tę cukiernię, a i naleśniki wydają się fajne, ale... jestem nieciastowa i po prostu ani do ciast mnie obecnie nie ciągnie, ani do takich dań na słodko. Z nadziewanymi czekoladami... na szczęście aż tak nie mam. Nie powiem, by mnie kręciły tak, jak dawniej, ale np. Zottery, jakie weszły jesienią 2019, ciekawiły. Kupiłam hurtem, w tym taką, która już wcześniej pojawiła się jako bardzo-bardzo limitowana. Zotter Chestnut in & out u mnie była, fakt, ale biorąc pod uwagę wielkie zmiany, jakie Zotter powprowadzał, ta mogła wyjść kompletnie inaczej. Składy się bowiem różniły (mimo że opis nie). Najbardziej rzuciło mi się w oczy zmienienie migdałów na orzechy laskowe, przesunięcie miodu na dalsze miejsce i dodanie Amaretto. Patrzyłam na to obojętnie - zdanie to sobie po degustacji miałam wyrobić.
A same kasztany... należą do rzeczy, które lubię, ale których nie jem, bo są niewygodne. A to trzeba zrobić, potem się przy tym bawić przy jedzeniu, szybko, bo stygną; a co, tak same jeść? Dużo zachodu, mało rozkoszy i ot, macham na nie ręką.
Zotter Chestnuts + Rum to mleczna czekolada o zawartości 40 % kakao nadziewana kasztanowym mousse'em na bazie kasztanów i migdałów (nugatu / praliny) z miodem, rumem i Amaretto, z cienką warstwą czekolady kasztanowej.
Po otwarciu poczułam niemal cukrowo-alkoholową mieszaninę, która skojarzyła mi się z whisky, a na którą składał się rum z lekką goryczką, tonący w bezkresie miodu i wanilii. W tle zaznaczył się nieśmiały orzech.
Kiedy zbliżyłam się do wierzchu tabliczki, wyraźniej poczułam niejednoznaczną orzechowość i mleko.
Po przełamaniu słodycz jeszcze się nasiliła, ale doszukałam się również kasztanów i chyba jeszcze więcej mleka. Trochę mi ta kompozycja korzennością zajechała.
Przy łamaniu tabliczka wydała się konkretna i zwarta, ale... w zasadzie tylko gruba warstwa czekolady pykała. Nadzienie odebrałam jako miękkawo-plastyczne, acz zwarte. Nie lepiło się, ale wyglądało, jakby chciało.
W ustach sama czekolada rozpływała się powoli, zalepiając w tłusto-gęsty, kremowy sposób. Raczyła gładkością, zupełnie mieszając się z kasztanową warstewką (gdybym nie wiedziała, że taki zabieg zastosowano, pewnie by uszło to mojej uwadze). W zasadzie były niepodzielne, acz na upartego idzie oddzielić "wiórek" kasztanowej nożem.
Nadzienie rozchodziło się szybko i bardzo chętnie spod czekolady, cechowała je bowiem miękkość i rozlazłość. Tłuste i gęste jak nugat, a jednocześnie rzadkawo-tłuste za sprawą mleczności. Miałam wrażenie, że... słodycz się z niego wyciska (na zasadzie takiej, jak np. sok z owoców).
W smaku czekolada od pierwszych chwil zaserwowała mnóstwo niemal karmelowej słodyczy, niezbyt udanie przełamanej orzechowo-goryczkowatym smakiem i ogromem mleka.
Kasztanowa podkreśliła orzechowy wątek. Rzeczywiście odrobinę czuć "ziemniaczano-orzechowe" kasztany. Wierzch chyba przesiąkł nieco nadzieniem. Raz i drugi mignął mi jakimiś "czekoladkami cappuccino", do czego mam mieszane uczucia.
Nadzienie szybko uderzyło słodkim alkoholem już w parę sekund po wgryzieniu się. Zarzucało sidła zasłodzenia, czemu pomagał wyraźnie zaznaczający się alkohol. Podbiło słodycz czekolady, w dużej mierze była ona karmelowo-cukrowa, trochę palona i wymieszana z orzechami. Smakowało bowiem nimi w dużej części. Był to orzech maślano-wytrawniejszy, taki niejednoznacznie mdławo-wytrawny, do którego po chwili dołączył orzech laskowy i mnóstwo mleka / śmietanki. Kasztany czuć, ale nie aż tak czysto i mocno, jak można by się spodziewać. Oba orzechowe wątki wkomponowano w zasładzający duet wanilii i mleka.
Lekka paloność zdawała się należeć do słodyczy i goryczkowatego alkoholu, orzechowość z kolei... wydawała się bardziej karmelizowana niż palona / pieczona. Po paru chwilach to właśnie gorzki smak alkoholu, zespojony z "cukro-orzechem" wyszedł niemal na przód. Ewidentnie poczułam rum, ale doszukałam się przy nim dziwnego posmaku (goryczko-kwasek olejku?). Podeszło to pod korzenno-melasowy nutę. W drugiej połowie jednak jakoś odpuszczała na rzecz alkoholu i maślano-mlecznego smaku.
Robiło się wtedy nieco nijako, w gardle drapało od miodu. Miód, wanilia... wydały mi się jeszcze bardziej korzennie cynamonowe, co razem z alkoholem rozgrzewało. Rum i goryczkowato-zasładzający likier Amaretto spuszczały na resztę smaków ciężką zasłonę. Ten drugi za to się wyeksponował, potem jakby popuszczając orzechom.
Orzechy i mdławo-orzechowe, wytrawniejsze kasztany pod koniec rozkręciły się dzięki czekoladzie, która także wydała się jakaś... drapiąco za słodka.
Po wszystkim pozostał posmak orzechów laskowych i kasztanowawy, przesłodzenie wywołane miodem, ale też rozgrzanie alkoholem, poczucie alkoholu i cukru na ustach, a więc i alkoholowe przecukrzenie, jak również tłustość śmietanki. Końcówka języka była troszeczkę odrętwiała od alkoholu.
Całość jakoś mnie nie porwała. Może i smaczna, ale przygłuszona, stępiona z zasadniczych smaków. Uważam, że zdecydowanie za dużo w niej różnych alkoholi i słodyczy, jak do kasztanów. Rum i zasładzająca likierowość były mocne, a ich drapanio-rozgrzewanie nakręcały się z zasłodzeniem wywołanym miodem i wanilią (w tej kolejności). Wszelkie karmelowe nuty też... Orzechy laskowe odciągały uwagę od kasztanów. Te lekko czuć... Biorąc pod uwagę, że naturalnie mają mało wyrazisty smak... tu stanowiły jakby nieistotną bazę, a szkoda. Przynajmniej tytułowy rum się nie dał... To jednak tak, jakby licząc na rum do degustacji (który można pić sam), ktoś zaserwował nam zasładzającego drinka na bazie taniego rumu. (Czyli: może być, ale nie o to chodziło.)
ocena: 7/10
Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, puree z kasztanów, pełna śmietanka z mleka w proszku, kasztany w proszku, miazga kakaowa, odtłuszczone mleko w proszku, rum, miód, syrop ryżowy, Amaretto, orzechy laskowe, słodka serwatka w proszku, pełen cukier trzcinowy, lecytyna sojowa, sproszkowana wanilia, sól, olejek z gorzkich migdałów, cynamon
Aromat Idealny. Nadzienie bajka, choć szkoda, że zmarginalizowano znaczenie istotnego bohatera. Ziemniaki, hah :D Ameretto bardzo nie lubię, ale całość wydaje mi się tak moja, że przytuliłabym. Mój żulerski cukiereczek.
OdpowiedzUsuńTyle tam amaretto, że dałoby się nie połapać, że jest. Swoją drogą, kiedyś myślałam, że lubię (ale samego w sobie nigdy nie piłam), a teraz? Nie chciałabym wypić.
Usuń