Mleczne czekolady obecnie mnie nie kręcą, dodatki przeszkadzają, nadzienia nie cieszą... Najchętniej jadłabym same czyste ciemne, ale gdy pojawiają się limitowane, czasem decyduję się na zakup. W końcu może to być tylko etap, prawda? A i tak czekolady chomikuję jak mało kto. Chateau Pfirsich Maracuja Joghurt okazała się tak pozytywnym zaskoczeniem, że po jej spróbowaniu, zdecydowałam się powiedzieć Tacie, że jak znowu chce mi jakąś czekoladę kupić (przypominam, że na upartego "uszczęśliwiał" mnie Baronami i Heidi, których nie cierpię), to ma to być właśnie ta "batonikowa" wiśniowa. Spróbowałam ją dzień po tym, jak wróciłam do zatrzymanych "na kiedyś tam" brzoskwiniowo-marakujowych. Utwierdziłam się, że są dobre, ale że mnie już takie nie cieszą, podarowałam Mamie, której bardzo smakowały. Doszłam do wniosku, że pewnie z wiśnią też tak będzie, bo skoro mnie i tak nie cieszą tego typu czekolady, a Mamę bardzo-bardzo, to może chociaż raz dam jej coś fajnego, świeżutkiego i prawie nienaruszonego.
Chateau Kirsche Joghurt to mleczna czekolada o zawartości 32 % kakao z kremem wiśniowo-jogurtowym, stanowiącym 48 % całości; w formie batoników. Edycja limitowana na lato 2019.
Od razu po rozchylenia papierka poczułam intensywny zapach słodkiego jogurtu wiśniowego o soczystej kwaśności, z nutą słodko-waniliowej i mocno mlecznej czekolady.
Już w dotyku batonik wydawał się dość tłusty. Przy łamaniu lekko pykał. Nadzienie wydawało się gęste i zwarte, trochę maziste, a w dotyku nieco lepiące.
W ustach czekolada rozpływała się w umiarkowanym tempie z racji gęstości. Robiła to ochoczo kremowo-tłusto i gładko. Miękła i zalepiała usta zupełnie, ujawniając wyciskające się nadzienie, z którym zachowała solidną spójność.
Nadzienie kontynuowało gęstą kremowość, mimo że było rzadsze od czekolady. Trochę w śmietankowo-mlecznym i niestety bardziej oleistym kontekście. Odebrałam je jako jeszcze bardziej zalepiające od czekolady. Na szczęście jednak również było gładkie... wręcz śliskawe, powiedziałabym.
Konsystencję uważam za dobrą, błogo mięknącą, gęstą, nie zaś ulepkowatą.
W smaku czekolada uderzyła silną słodyczą, przy której bez problemu odnalazło się wyraziste, pełne mleko i nutka wanilii.
W wyrazistą mleczność wpisało się słodkie nadzienie, które już w ciągu kolejnych sekund przebijało się kwaskiem i posmakiem wiśni. Istotne jest tu "i", bo kwasek nie był jedynie wiśniowy. Częściowo wchodził poprzez słodką mleczność, wprowadzając smak jogurtu. Wiśnia z kolei była soczyście-kwaśna, ale jednocześnie słodka. Przedstawiała typowo jogurtową wiśnię, ale zalatywała też świeżawą. Kumulacja kwasków okazała się przyjemnie wysoka, acz wpisana w słodycz i niestety całościowo - jednak ulegająca jej.
Bo właśnie kwaśność jogurtu i wiśni była sowicie dosłodzona też zasładzającą czekoladą. Nie odeszła bowiem w niepamięć, choć mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa niemal znikała. Zmieniała się w bliżej nieokreślone echo (może tak jak wiśniowe Merci - lekko czekoladkowo-marcepanowe?). Wracała bliżej końca jako zasładzająco słodko-mleczna i urocza otoczka dla przecukrzonego jogurtu wiśniowego.
Na końcówce rozpływania się kęsa, mimo pobrzmiewającego kwasku, było już zdecydowanie cukrowo za słodko, w gardle prawie paliło od cukru.
Po zjedzeniu został posmak jogurtu wiśniowego, odległa nuta przerysowanej, cukierkowej wiśni i za słodka czekolada. Czułam się przesłodzona (drapało mnie w gardle i strasznie chciało mi się pić) po jednym batoniku, tłuszczowość i miękkość też trochę dawały się we znaki. I tak cudem go skończyłam (bo jednak smaczny).
Czekoladki okazały się zupełnie inne niż Merci Creme Fruit Kirsch-Creme - i nic dziwnego, krem z tamtych był wiśniowo-śmietankowy i kojarzył się ze sztucznawym marcepanem wiśniowym, a Chateau to przesłodzony, ale jednak kwaskawy jogurt wiśniowy. I w dodatku bez cienia sztuczności. Jedno i drugie w przecukrzonej czekoladzie, acz waniliowa Chateau jakoś bardziej do mnie przemówiła.
To chyba jedna z dwóch najlepszych nadziewanych jogurtowo-jakaś czekolad, jakie jadłam. Przesłodzona, że po jednej sztuce po prostu nie mogłam więcej (a chciałam), ale dobrze zrobiona poza przesadzeniem z cukrem. Wprawdzie wersja brzoskwinia-marakuja była kwaśniejsza i mniej słodka, ale jednocześnie bardziej cukierkowo-owocowa. Przez cukier ocena jest trochę z przymrużeniem oka. Może gdyby nie on, to zakochałabym się? Wiem, że nie zasługuje na 9, ale wydaje się lepsza od Merci i równie dobra co brzoskwiniowo-marakujowa siostra (jakoś - nawet przecukrzony - jogurt wiśniowy w czekoladzie wydaje mi się fajniejszy, ale znowuż nie wiem, czy personalnie z tych dwóch nie wolę marakujowej, jednak z silniejszym kwaskiem...).
Trochę żałowałam, że w zasadzie z racji słodyczy i formy (mleczna nadziewana, miękka) doceniłam, ale już pod koniec jednej sztuki, nudziła mnie, przytykała cukrem. Mamie oddałam jednak dopiero po drugim podejściu. Przyznała mi rację, że zdecydowanie za słodkie (Mama!) i jej czekoladki "jakby trochę... jakby trochę marcepan też w nich czuć?".
Szczerze polecam, jeśli to kiedyś wróci.
ocena: 8,5/10
kupiłam: Aldi
cena: 7,99 zł (za 200g)
kaloryczność: 580 kcal / 100 g; 1 batonik (18,2g) - 106kcal
czy kupię znów: nie
Skład: czekolada mleczna (cukier, mleko pełne w proszku, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, maślanka w proszku, laktoza, lecytyna sojowa, ekstrakt waniliowy), tłuszcze roślinne (palmowy, shea), cukier, jogurt w proszku 4,7%, maltodekstryna, mleko pełne w proszku, maltodekstryna, zagęszczony mus wiśniowy 0,8%, aromaty, lecytyna sojowa, kwas: kwas cytrynowy
Różowe, jogurtowe czekoladki zawsze kojarzą mi się z truskawkami. Nigdy chyba nawet nie widziałam wiśniowych :o aaj, kuszą, kuszą :D
OdpowiedzUsuńTwoja konsystencja to 100% mojego świata, także miałaś dobrego czuja. Lubię przełamanie słodyczy czekolady kwaskiem, gdy nadzienie jest owocowe. Niestety w plebejskich produktach kwasek najczęściej poddaje się słodyczy, zupełnie jak tu. Kończenie jednego batonika cudem, ach Ty :) Ja zapamiętałam Merci jako zdecydowanie lepszą, acz fakt, że walka nie była równa.
OdpowiedzUsuńObstawiam też, że jak to się zagęściło u Ciebie, zastygło to też jakby "słodycz się zbiła", a soczystość uleciała, stąd pewnie taki efekt... I właśnie! Zrobią takie limitki latem, a nawet zapasu się nie zrobi. Pewnie gdyby nie moje zabiegi z chłodzeniem talerzyka i butelki, też by była dupa a nie degustacja.
Usuń