Tę czekoladę planowałam zjeść jeszcze przed serową serią Vosges, ale to, na co miałam ochotę, a na co mniej, daty i inne tabliczki "do porównania" tak mi jakoś wszystko przesunęły, że... właściwie ta się dziwnie wpasowała. Trafiła między serowe Vosges, a rozmaite tabliczki z solonym karmelem. W zasadzie zgranie świetne i... to aż dziwne, bo planowałam, planowałam, w końcu machnęłam ręką i jakoś samo się ułożyło. Trochę się jednak sobie dziwię, że dopiero teraz sięgnęłam po tę czekoladę. Uwielbiam solony karmel, ale jestem w jego kwestii wybredna. Na przestrzeni lat naprawdę trudno było o czekoladę w tym wariancie, która by mnie w pełni usatysfakcjonowała, ale jak tak popatrzyłam... Vosges spełniała wszystkie kryteria. Bałam się jednak, by za bardzo się na nią nie napalić. Byłam bardzo ciekawa, jak wyjdzie w porównaniu do nadziewanej Vosges Black Salt Caramel Bar. To, że to również czekolada nadziewana wyszło dopiero przy degustacji... Przez co myślałam, że się popłaczę. Ziścił się bowiem jeden z najgorszych scenariuszy, czyli degustacja bardzo brudna. Otóż dwie kostki były zmiażdżone, przez co całość lepiła się niemiłosiernie, a zdjęcia robiłam, co sekundę myjąc ręce, i tak przylepiając się do wszystkiego, z latającym i przylepiającym się wokół futrem.
Vosges Pink Salt Caramel to ciemna czekolada o zawartości 72 % kakao z palonym karmelem i różową solą himalajską.
Gdy tylko rozerwałam sreberko, poczułam mocno palony, wielopoziomowy zapach. Należał do kawy, jak również goryczkowatego cukru. Nie było to mocno słodkie, a szlachetne i... kojarzące się z cierpkawym miodem, co podkreśliła sugestia soli. A co z zapachem w trakcie jedzenia? Ach, kawa i karmel w najcudowniejszym wydaniu.
Ciemna tabliczka nie wydała mi się tłusta, a przy łamaniu trzaskała głośno z racji twardości. Przekrój sugerował gładką i gęstą tabliczkę.
Ze zmiażdżonych kostek wypłynęło nadzienie, na szczęście tylko częściowo. Gruba warstwa trzaskającej czekolady skrywała go dużo. Miał strukturę bardzo gęstą i lepiąco-zwartą, mimo że to karmel typu lejącego. Kleił się jednak jak klej, aż niecodziennie.
W ustach czekolada rozpływała się powoli, ale z łatwością, bardzo przyjemnie. Przeistaczała się w gęsty i zalepiający krem, mięknący z wolna niczym gęsty czekoladowy budyń. Była gładka i odpowiednio tłustawa, więc kiedy rozwalała się i upuszczała nadzienie, wyszło to bardzo harmonijnie.
Karmel okazał się również gęsty, zwarto-lejący - powiedziałabym. Idealnie gładki, sól w nim była dobrze rozpuszczona, co jak najbardziej mi odpowiadało.
Nie odpowiadało mi natomiast, jak bardzo się kleił, ale przymknęłam na to oko.
W smaku od pierwszej chwili poczułam palony klimat, na który złożyła się gorzka kawa i goryczkowaty karmel. Czekolada oczywiście nim przesiąkła, bo była cała nim oblepiona, ale wydaje mi się, że jej słodycz sama w sobie była palono-karmelowa.
Mimo wszystko czuć, że główną nutą czekolady była palona kawa, z nutką wręcz węgielną i lekkim motywem orzechów.
Czekolada cały czas stanowiła główną bohaterkę. Nadzienie, gdy po paru chwilach rozlało się w ustach, wyciskając leniwie, zrównało się z nią jedynie na pewien czas. O głos dopominało się paloną goryczką, po której płaszczyźnie wplatała się słodycz. Niczym błyskawica, uderzyła bez kompromisu. Wydawała się goryczkowata niczym np. miód gryczany i podobnie do niego zadrapała w gardle. Mimo mocy, nie odebrałam jej jako przesadzonej czy cukrowej. Palony, szlachetny wydźwięk nie pozwolił na to.
W drugiej połowie rozpływania się kęsa karmel zajął należne miejsce w szeregu, za kawowo-węgielną czekoladą. Wciąż jedna intensywny, mocno palony karmel w tle wykazał śmietankową nutkę, którą to też trochę mieszał się z czekoladą i jej kawowo-orzechowym akcentem. Była jednak bardzo wycofana. Wyczuwalna jako baza nadzienia, ale nie kojarzyła się np. ze śmietankowymi cukierkami.
Samą karmelowość podkreśliła bowiem sól. Słonawość w tabliczce okazała się wyraźna, ale na pewno nie pierwszoplanowa. Podsyciła smak, uwypukliła paloność i wplotła soczystość.
Karmel wyszedł więc słodki, ale i przełamany solą. W czekoladzie zaś sól podkreśliła kakaowo-kawową cierpkość, zwłaszcza bliżej końca.
Po zjedzeniu pozostał posmak palonego karmelu, palono-kawowej czekolady, co miało razem trochę gryczanomiodowy, taki wręcz słodowy wydźwięk. Czułam leciutką słonawość.
Całość wyszła bardzo gorzko, choć statecznie i niesiekierowo w tym. Słodycz wydała mi się szokująco niska - pewnie z racji paloności.
Okazała się równie pyszna co Vosges Black Salt Caramel Bar, choć w smaku ewidentnie nieco inna - dzisiaj prezentowana miała bardziej miodowy klimat.
ocena: 10/10
kupiłam: vosgeschocolate.com za czyimś pośrednictwem
cena: 8 $
kaloryczność: 464 kcal / 100 g
czy znów kupię: chciałabym
Skład: ciemna czekolada (miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, naturalny aromat waniliowy), karmel (śmietanka, syrop kukurydziany, cukier trzcinowy, lecytyna sojowa, wodorowęglan sodu), syrop z cukru skarmelizowanego (cukier trzcinowy, woda), różowa sól himalajska
Czemu koszmar? Przecież zawsze powtarzasz, że wśród Twoich ulubionych aspektów degustacji są m.in. brudna degustacja, gryzienie kostek i łączenie czekolad. Nagle zmieniłaś zdanie? // Mnie ta czekolada oczywiście zupełnie nie kusi smakiem. Ba! wręcz odrzuca. Za to opakowanie... ach! Wielopoziomowe zapachy lubię, niemniej nie takie (yuk). O smaku nawet nie wiem, co napisać. Kawa i karmel? Super. Na tym poprzestańmy.
OdpowiedzUsuńPlus takiej soli dla Ciebie? No chociaż kolor! Który w rzeczywistości... no ekhem, PINK, a tabliczka czarna jak szatan.
Usuń