Na stronie w opisie znalazłam, że to ich "złota tabliczka" zainspirowana wieczornym eliksirem, miksturą na zdrowie o nazwie Złote Mleko, w której to połączono tytułowe adaptogeny, czyli "leki na stres, stany wyczerpania i niepokoju" w ogólnie rozgrzewającej kompozycji. Co więcej, dowiedziałam się, że połączenie kurkumy z pieprzem uwalnia więcej ich właściwości prozdrowotnych.
Vosges Turmeric Ginger to czekolada mleczna o zawartości 45 % kakao z kurkumą, imbirem, kokosem ze Sri Lanki oraz mieszanką przypraw m.in. curry, z czarnym pieprzem Telicherry, kozieradką, kardamonem i gałką muszkatołową.
Tabliczka już w dotyku zdradzała swoją tłustość, ale nie lepiła się. Przy łamaniu ładnie trzaskała, ujawniając ziarnisty przekrój, w którym (albo mi się wydaje) widać przyprawy i średniej wielkości odpowiednią ilość kawałków kokosa. Trochę zaskoczył mnie zielonkawym odcieniem. Wystąpił pod postacią wiórko-płatków i kawałków wiórków. Na całą tabliczkę przypadły dwa kawałki pieprzu do chrupnięcia (a tak był bardzo zmielony i w nieprzesadzonej ilości). Nie jestem pewna, czy nie plątały się wśród nich mdławe kawalątki imbiru... Przypraw w całości nie brakowało, a zabarwiony kurkumą kokos trudno od niego odróżnić.
W ustach czekolada rozpływała się przyjemnie powoli, tłusto kremowo. Zalepiała w bardzo gęsty sposób. Oprócz dodatków i szorstkości zmielonych przypraw, sprawiała wrażenie idealnie gładkiej.
Kokos był podprażono-chrupiący, a zarazem soczyście-trzeszczący. Raz po raz dziwnie skojarzył mi się ze świeżymi płatkami migdałów. Na koniec zostawały wiórki, które w zasadzie "zrobiły się świeże", nasiąkając. Jego ilość uważam za odpowiednią - to jedynie dodatek, nie zaburzający w tabliczce niczego. Trafiłam też na parę drobinek korzenia imbiru (również wyszedł dość świeżo).
Baza wydała mi się łagodna, przywodząca na myśl maślane toffi i jakieś rozgrzewające język chai latte, w wydaniu może bardziej kawowym, cappuccinowym (bo i "kawowe" kakao odlegle się zaznaczyło). Czułam też echo kokosa. Miał wydźwięk takiego z aromatu; nie był nachalny, a tak wkomponowany, że przyjemny. Nie sposób było nie myśleć o mleczku / śmietance kokosowej.
Z przypraw już w ciągu paru-parunastu sekund najpierw poczułam kurkumę i cynamon nieodzownie wmieszany w nutę orzechowo-goryczkowatego, palonego kakao. Zaraz dołączył do tego cały bukiet. Oto imbir i kardamon, a po nich mieszanina (kurkuma i charakternie gorzki pieprz czy gałka) uderzyły mocniej. Rozgrzały i nieco przypiekły w język. Raz po raz imbir wydawał mi się zaskakująco świeży. Miało to cudowny wydźwięk odważnie przyprawionej i zrobionej na mleczku kokosowym chai latte.
Paloność podkreślał pieprz, chwilami aż kręcący w nosie. Wpisał się w korzenność, przemodelował toffi na karmel, wplatał się w śmietankowo-mleczne tony. Cynamon i imbir, towarzyszące mu, sprawiły, że pikanteria i słodycz aż rozgrzały gardło, co z aromatem kokosowym skojarzyło mi się z likierem kokosowym czy jakimś korzenno-kokosowym drinkiem.
Po wszystkim na bardzo długo pozostał posmak mnóstwa przypraw, na bezkreśnie mlecznej i słodko-maślanej, orzechowej toni. Kojarzyło mi się to z jakąś kawową chai latte z nutą kokosa "mieszanego". Rozumiem przez to bardzo naturalnego, świeżo-mleczkowego i "aromatowego likieru". Po zjedzeniu czułam się zacnie rozgrzana i nieco zasłodzona. W korzennym, nie za mocnym rozgrzanio-pieczeniu byłam w stanie bez problemu wskazać kurkumę, imbir i bardziej gorzkie przyprawy: kardamon, pieprz, gałkę, cynamon.
Tabliczka wydała mi się niezwykle intrygująca, choć niebezpiecznie mało czekoladowa. To bukiet przypraw takich jak imbir, cynamon, kardamon, kurkuma, pieprz... słodko-indyjska mieszanka zestawiona z niebanalnym kokosem. Słodycz czekolady była bardzo wysoka, miała wydźwięk toffi, gdzieś pobrzmiewało mi cappuccino. Wszystko to jednak było takie... bogate, szlachetne i wykwintne. Zasłodzenie na poziomie, upicie się... złotem - takie określenia przychodzą mi do głowy. Hm, jak mleczność przełożyła się na mleczko kokosowe, cappuccino przyprawione i toffi, w sumie podobało mi się. Z wyższą zawartością kakao takiego efektu by nie było, ale ciekawi mnie, jak by wyszła ciemna wersja. To było bowiem bardzo ciekawe, ale jednak na swój sposób delikatne. Może i parę rzeczy bym w niej pozmieniała, ale... niekoniecznie. Jeśli taki był jej zamysł, że miała to Złote Mleko udawać, cel został osiągnięty (obiektywnie więc może to i czekolada na 9). A fakt, że do ostatniej kostki nie przestała intrygować, o czymś świadczy.
Żeby było śmieszniej, raptem parę dni wcześniej spróbowałam Molly's Cappuccino, która niespodziewanie też smakowała duetem cappuccino-toffi, ale oczywiście to nirwana (osiągnięta przez braminów?) a poziom pariasów.
ocena: 8/10
kupiłam: vosgeschocolate.com za czyimś pośrednictwem
cena: 8 $
kaloryczność: 536 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie
Skład: mleczna czekolada (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, lecytyna sojowa, naturalny aromat), suszony (odwodniony?) kokos, mniej niż 2%: sproszkowane słodkie curry, naturalne aromaty, kurkuma, imbir, kardamon, czarny pieprz, gałka muszkatołowa
Skrajnie nie moja tabliczka. Ma ładny zapach... i to w zasadzie tyle z zalet. Konsystencja i smaki zgroza. Posmak w pierwszej części, gdyby ograniczyć się do samej czekolady z kokosem, super. Niestety nie na tym polega kompozycja.
OdpowiedzUsuńZupełnie nie Twoja. Ale! Tak patrząc na samo opakowanie, można by pomyśleć, że jakaś z maziastym, półpłynnym karmelem, więc może jeszcze chociaż grafika?
Usuń