piątek, 31 marca 2023

Chapon Perou Gran Yapatera ciemna 75 % z Peru

Jak pisałam przy Chapon Peru Gran Nativo, z tego kraju kupiłam dwie czekolady Chapon. Jako że jego powierzchnia to 1 285 000 km², nie wątpiłam, że mogą się bardzo różnić. Pytanie tylko: czym? Nie mogłam się doczekać, by to odkryć! Tamte, Gran Nativo, to ziarna białe, a tym razem czekały mnie... czerwone. Albo raczej czerwonawe, bo w kabosach ponoć trafia się sporo jasnych (białych), jak i normalniejszych, czyli ciemniejszych, CZYLI czerwonych. Chodzi dokładniej o kakao Yapatero, nazwane po jakiejś peruwiańskiej wiosce, a rosnące na obszarach Amazon i Piura. Jak się w to zagłębić, nie brzmi na kolosalną różnicę, ale jednak. Poza tym, czerwony przebłysk? Toż to prawie jak mój bardzo lubiany Madagaskar!

Chapon Perou Gran Yapatera to ciemna czekolada o zawartości 75% kakao Gran Yapatera z Peru, z regionów Amazon i Piura.

Po otwarciu poczułam zapach trawy i dosłownie świeżej "zieloności". Zupełnie jakbym znalazła się na łące, gdzie skoszono trawę, blisko pola ze stogami siana. Pomyślałam też o trawie cytrynowej, a potem również soczyście-kwaskawych cytrusach, głównie cytrynach. Mieszały się z niejednoznaczną mieszanką egzotycznych żółtych owoców. Te już cechowała wyższa słodycz (czyżbym czuła mango?). Ogół jednak nie był mocno słodki, bo do rześkości dołożyła się łagodząca, śmietankowa nuta, przywodząca na myśl śmietankę roślinną, np. ryżową. Do tego obok świeżej zieloności bardzo istotne okazały się drzewa i ogrom orzechów. Czułam goryczkowate pestki słonecznika w mieszance orzechów włoskich (te dominowały), ziemnych, laskowych i migdałów.

Czekolada istotnie miała nieco bordowy odcień. Twarda tabliczka trzaskała głośno w masywny sposób. Zawarła w sobie kruchy element, ale nie kruszyła się. Już w dotyku wydawała się kremowa.
W ustach kremowość się potwierdziła. Była gęsta, zbita i trochę lepka. Rozpływała się wolno, ostrożnie wprowadzając soczystość. Zmieniała się raczej w coraz bardziej miękką jakby grudkę suchawo-kredowego kremu. Pod koniec w jej aksamitności doszukałam się kredowo-pylistego efektu (prawie ukrytego).

W smaku od samego początku szarżowały orzechy. Gromadnie i odważnie. Przewodziły włoskie. Wydały mi się lekko palone, otoczone dymem. Dym mieszał się trochę z drzewami czy raczej drewnem. Całość od razu zapewniła gorzkość na wysokim poziomie.

Z tła dobiegły podszepty, że lada moment pojawi się roślinny, rześki kwasek. Na myśl przyszły mi kwaskawe zioła, np. szałwia oraz kropelka-dwie soku cytryny.

A jednak najpierw z dymu wyłonił się też mocno palony, acz wciąż słodki karmel. Splatał się z goryczką, subtelnie ją osładzając. Dym wydał mi się za jego sprawą słodki i kadzidlany.

Od kadzidlanej nuty wystrzeliły rodzynki. Słodko-słodkie, może aż lekko miodowe, minimalnie kwaskawe, choć soczyste, z goryczkowatym tłem. Jakże były wyraziste! Część z nich okazała się nasączona rumem. Odnotowałam niemal alkoholowy, ciężki motyw.

Do tej ciężkości dokładał się też dym. Spowijał orzechy i drzewa, palone drewno, ale też ziemię... kłębił się na rozgrzanej ziemi. Gorzkość dominowała, a w jej głębi zbierało się coraz więcej i więcej orzechów oraz pestek. Wciąż były to głównie orzechy włoskie, a obok nich ziarna słonecznika.

Soczyste rodzynki oraz gorzkość złożyły się na jednoznaczną nutę trawy cytrynowej. Kwaskawa rześkość już bez wahania wprowadziła zioła i cytrynowy wątek. Trzymały się z boku, ale były bardzo wyraźne. Roślinność zaczęła przy nich rosnąć, podkradając się do innych wątków. Egzotyczne, żółte owoce powoli zaczęły zdradzać swoją obecność.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa przybyło więcej orzechów ewidentnie w skórkach: włoskich, fistaszków, laskowych i migdałów. Musiały być chociaż częściowo surowe, bo mieszały się z tą roślinną świeżością i były takie... czyste.

Rumowe, słodko-karmelowe głosy zasugerowały... marcepan. W kolejnej chwili wyszedł niemal na przód. Migdałowy, stonowany i... mieszający się z owocami.

Pojawiać się zaczęło z różnych stron mnóstwo egzotycznych owoców. Cytryna przedstawiała kolejno słodsze mango, może jakąś morelę i sporo ananasa. Mango i ananas nasączyły marcepan (przez co pomyślałam o owocowych, soczyście-rzadkich marcepanach Zottera). W tle przewinęło się chyba też trochę drobnych czerwonych egotycznych owoców i coś słodszego... banan? Nakręcał się wraz z dojrzałym mango. Nie mogłam jednak ich połapać.

Po marcepanie orzechy wciąż były świetnie wyczuwalne, acz goryczka pestek słonecznika zajęła w nich tym razem nadrzędną rolę. Goryczkę podkręcały też zioła. Po owocowo-słodkiej fali jednak nie tak świeżo-suszone, co... jako goryczkowate, ziołowo-owocowe tabletki? Zaplątała się tam pewna kwiatowa wręcz lekkość.

Końcówka łagodniała, wciąż w roślinnym kontekście, roztaczając wątek śmietankowy, ale w wege wersji - pomyślałam o napoju ryżowym. A może to był jakiś ryżowy deser z nutką... mango i bananów, które z kolei wygładziły i wyciszyły, uczyniły delikatniejszą owocową strefę?

Posmak należał do orzechów włoskich i owocowego marcepanu z mango oraz rodzynkami, a także drzew, rozgrzanej ziemi i słonecznika. Na pewno czułam też kwasek trawy cytrynowej, mnóstwo rześkości, mimo wszechobecnej ciężkości i dosadności.

Całość bardzo, bardzo mi smakowała, zakochałam się, choć musiałam się nieco wczuć - miłość ogarnęła mnie dopiero po drugim czy trzecim kęsie. Odważnie gorzka od dymu, orzechów, zwłaszcza włoskich, i słonecznika, drzew. Wyrazisty marcepan mieszał się z owocami żółtymi, egzotycznymi (głównie mango, ananas), które wprowadziły kadzidlane rodzynki. Przełożyło się to na klimat ciężki, poważny, nie zaś zwiewnie owocowy, a jednak i z mnóstwem rześkości się spotkałam. Ta zieloność, zioła były cudowne. Kwasek nienachalny, soczysty, a słodycz cechowała subtelność, jakby kryła się w dymie i innych nutach, co też bardzo mi do gustu przypadło.

O wiele bardziej gorzka i kwaskawa (a jednak wciąż nie bardzo kwaśna) od Gran Nativo, mniej słodka. Obie były podobnie owocowe, ale nie owocowo-owocowe, a esencjonalnie czekoladowe. Gran Nativo miała jednak charakter trochę bardziej bułeczki z miodem i moreli, a dzisiaj prezentowana to moc dymu, drzew i słonecznika (cóż za nuta!) oraz orzechów, owocami żółtymi, nasączającymi marcepan. Obie smaczne i intrygujące.


ocena: 10/10
cena: 8 € (za 75g)
kaloryczność: 551 kcal / 100 g
czy kupię znów: może kiedyś (bo bardzo bym chciała)

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.