poniedziałek, 13 marca 2023

Michel Cluizel Plantation Vila Gracinda 73% Sao Tome ciemna z Wysp Świętego Tomasza

Sama nie wiem, co mi do głowy przyszło, że marka, której wyroby są mi za słodkie i za tłuste, mogła się jakoś ogarnąć i stworzyć coś wartego mojej uwagi? Trochę byłam na siebie zła, że dałam się im nabrać, na te wszystkie zmiany jak choćby zwiększenie zawartości kakao... A jednak każdemu może się udać coś zrobić dobrze, ludzie jednak mają umiejętność uczenia się... chyba jednak nie ci od Cluizela. No, albo po prostu mój gust, a profesjonalnych degustatorów od Akademii Czekolady się różni, trudno. Mnie tam tylko czekała kolejna potencjalnie niesatysfakcjonująca nowa wersja - wszak Michel Cluizel Vila Gracinda 67 % z 2016 znam.

Michel Cluizel Plantation Vila Gracinda 73% Sao Tome to ciemna czekolada o zawartości 73 % kakao z Sao Tome / Wysp Świętego Tomasza, z okolic miasta Santo Amaro, z plantacji Vila Gracinda. 

Po otwarciu poczułam mocno palony zapach, w którym mignęła mi ledwo uchwytna kawa. O wiele więcej czułam nut grillowanych... węgla, drewna i... grillowanej słodkiej papryki? Aż zwęglonej i wplatającej trochę wytrawnie-ciężkiej soczystości. Do głowy przyszedł mi też jakiś wieloowocowy, egzotyczny sok, chyba właśnie na bazie owoców czerwonych. W świeżości, w którą się wpisywały, czułam także jakby świeżego, kwaskawego kokosa i ogólnie pewną roślinność, "zieloność". Trochę ziół? Może nawet nieśmiałe orzechy próbowały łączyć to z drewnem? Na pewno odnotowałam jeszcze słodkie, ciężkie ciastka korzenne. Mocno wypieczone i przesłodzone białym cukrem.

Tabliczka przy łamaniu wydawała głośne trzaski, choć już i kremową tłustość zdradzała. Jej twardość skojarzyła mi się z masywną polewą.
W ustach rozpływała się  umiarkowanie wolno, bardzo łatwo. Była gładka i tłusta w maślano-śmietankowy, kremowy sposób. Jedynie gęstawa, bardzo gibka i plastyczna. Pokrywała podniebienie dosłownie na chwilę i znikała już rzadziej, jakby na nic, bez echa. Nie mogłam odegnać skojarzenia z aksamitną, acz polewą.

W smaku najpierw polało się mleko w aż zaskakującej ilości, po czym baza zrobiła się mleczno-maślana. Łagodna, słodkawa w jakby naturalny sposób.

Pojawił się kokos, właśnie też trochę mleczny, trochę jak miazga-miąższ, a więc krem z kokosa. Mignął mi drobniusieńki kwasek, który zaraz się schował. Obok rosła słodycz, stąd przed oczami stanęła mi biała czekolada. Biała czekolada z mnóstwem wyprażonych wiórków kokosowych. Biało czekoladowa nuta płynęła cały czas, obok wszystkiego innego, raz po raz zaznaczając swoją cukrową obecność w gardle.

Wiórki wniosły lekką goryczkę, po czym kokosowość odeszła na dalszy plan. Na pierwszy wkroczyło przesłodzone ciasto czekoladowe o całkiem wysokiej gorzkości i chyba z nutką chili. Podkręciło palony wątek, bo samo było chyba aż poprzypalane.

Przewijała się za tym wszystkim soczystość. Pomyślałam o grillowanej papryce, której trzymała się maślana nuta, a potem wyobraziłam sobie jakieś gęste danie paprykowo-maślane, z ananasem (gdybym miała wskazać kuchnię, byłby to Meksyk). W tle przemknęła mi też chyba nektarynka... Soczyste, niby wytrawne, a jednocześnie słodkie i kwaskawe. Z dodatkiem soku z cytryny? Trochę jak wytrawne czerwone wino z rozgrzewająco-soczystym motywem. Pomyślałam też o kwaskawych ziołach, łąkach... Jakby kwaskawo-soczystej trawie?

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa słodycz wzrosła znacząco. Towarzyszyła pierwszoplanowym nutom i trochę irytowała. Należała do najzwyklejszego, białego cukru, ale wciąż sugerowała też maślano-mleczną białą czekoladę.

Gorzkość trochę na zasadzie kontrastu wydała się przy niej nie tyle wyższa, co uwypuklona. Po cieście przemknęła do węgla i drewna. Wyobraziłam sobie zwęglone drewno, a potem grillowane, palone orzechy. Niezbyt jednoznaczne... Na pewno czułam laskowe, ale chyba też brazylijskie i fistaszki. Z czasem zaserwowały sporo tłustości, maślaności. Wyszły łagodnie niczym orzechowo-czekoladowy krem na ich bazie. Palona goryczka mignęła mi kawą, ale ta znów się schowała wśród drzew.

Z czekoladowego ciasta wyjrzało jednak chili... przemieszało się z nutką czerwonego dania i pod wpływem jego delikatnej owocowości wyciągnęło skądś czerwone owoce. Były niejednoznaczne, nieco egzotyczne, niektóre dość ciężkie. Jak owoce dzikiej róży? Tylko że słodycz próbowała się w nie wgryźć, skandyzować. Dodatkowo napędziły ciężkość.

Drobna pikanteria też była ciężka. Słodycz nie odpuszczała jej ani na krok, więc pomyślałam o przyprawach korzennych... może nawet ciastkach? Albo... jakiejś przyprawionej kawie (z Meksyku? wydźwięk przypraw i dań tak mi się kojarzył). Dolało się do niej mleko, a ciastka... może to biała czekolada z ciastkami korzennymi (jak np. Ambiente Speculoos Blanc). Te wątki łagodziły całość.

Soczystość walczyła do końca. Pod koniec, choć z czerwonych nic się nie wyklarowało, chyba bardziej wyłonił się słodko-kwaskawy ananas i... ananas kandyzowany. Zagłuszył tego świeżego. Wychwyciłam też kandyzowaną skórkę cytryny.

Na sam koniec nasiliła się palono-węglowa, drzewna nuta. Podkreśliła rześkość - nie soczystość - należącą do roślin. Wydała mi się nawet lekko ziołowa, trochę ostrawa, ale nie ostra. Ciepła, choć odświeżająca. Znów pomyślałam o orzechowo-czekoladowym kremie.

Po zjedzeniu został posmak palono węglowo-drzewny, orzechowo-kwaskawy (kokosowy?), trochę cytrusowo-egzotyczny i cukrowo słodki, przy czym czuć ordynarność białego cukru. Do tego lekka soczystość niezbyt określonych czerwonych tworów - owoców, ale z wytrawniejszym, paprykowym zacięciem. Korzenność wyszła jako ciepło.

Całość poniekąd mi smakowała, ale zupełnie bez szału. Wytrawniejsze nuty (papryka, ciężkie czerwone owoce) zupełnie nie pasowały do ordynarnej, cukrowej słodyczy. Mocne palenie jakoś mi nie podeszło, mimo że zaserwowało sporo przyjemnych drzew i węgla. Korzenność nie domagała, a orzechowych i roślinnych akcentów wolałabym więcej. Bardzo intrygująca była nuta białej czekolady, ale ogólnie mleczności i maślaności mi w tym za wiele. Owoców z kolei mało, ale tu akurat nie wiem, czy więcej by pasowało. Egzotyczna nuta w zasadzie wystarczyła, była w porządku.

Wyszła bardziej cukrowo ordynarnie od Michel Cluizel Vila Gracinda 67 % z 2016 (podlinkowanej pomogła wanilia). Była też mocniej palona. Podlinkowana przytoczyła ciekawe nuty kwaskawych ziół, kwaśną śmietankę skonfrontowała z owocami, a dzisiaj przedstawiana pobrzmiewała świeżo-kwaskawo, miała śmietankowe i owocowe nuty, ale wszystkie one jakby nie zgrywały się i nie miały w sobie tego czegoś. Miałam wrażenie, jakby producent zwiększył nie tyle zawartość miazgi kakaowej, co tłuszczu. Choć nie była rzadka, brakowało mi w niej gęstości.

Drzewa, śmietanka, chili, niby wytrawniejsze zapędy, a jednak przesadzoną słodycz czułam w 100% Czekolady Sao Tome 60,7 %. Dzisiaj opisywana może nawet nie była aż tak mocno cukrowa, ale nuty  masła i mleka pozwoliły słodyczy szaleć.


ocena: 7/10
cena: 40 zł (cena półkowa za 70g)
kaloryczność: 577 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: kakao, cukier, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.