wtorek, 21 marca 2023

Naive Nano_Lot Chocolate Patiburru ciemna 70 % z Kolumbii

Tabliczki z bardzo limitowanych linii zawsze traktuję... specyficznie. Często albo długo je przetrzymuję na specjalną okazję, albo z kolei otwieram szybciej... A myślę o nich z satysfakcją i lękiem. Boję się, że jak zjem, to przecież już nie będzie - i co, jak będzie pyszna? Będę tęsknić! Albo... jak będzie nudna, kiepska? A przecież tyle kosztują, tyle się naczekałam (bo zazwyczaj też degustacja jest długo oczekiwana). Trudno je zdobyć... A jednak są takie intrygujące. Mało tego! Naive, które lubi zabawiać się w 65% albo 68% kakao, tym razem pokusiło się o stworzenie tabliczki 70 %. Już zacierałam ręce! To kakao dokładnie fermentowało przez 5 dni; traktowano je nie za wysokimi temperaturami. Opis głosi, że to hybryda, typ Acriollado, zawierający 35% genów crioll.
Kakao zostało nazwane Patiburrú po wzgórzu o tej właśnie nazwie, które jest znane z tego, że ponoć wyjątkowo pięknie wygląda z niego księżyc, a także ze szlaków hikingowych, kakao i... tego, że w sierpniu świętuje się tam Festiwal Smoka. Kocham smoki, więc bez dwóch zdań coś dla mnie. Obym to samo mogła powiedzieć o tej tabliczce.

Naive Nano_Lot Chocolate Patiburrú to ciemna czekolada o zawartości 70% kakao Patiburrú Acriollado (35% jego genów to criollo) z Kolumbii, z regionu Magdalena Medio Antioqueño.

Po otwarciu polała się soczystość i błysnął nieco kwaśny zapach cytrusów pod przewodnictwem limonki, a z odrobiną jagód i owoców leśnych w tle, który szybko zmienił się w żółte owoce, dosładzając się. Po chwili kwasek gdzieś się zagubił, została natomiast bezkresna soczystość. W trakcie degustacji o kwaśniejszym wstępie można zupełnie zapomnieć. Wyraźnie czułam słodkie banany: koktajle bananowe (może z jogurtem, walczącym o odrobinę kwasku?), banany liofilizowane, może też suszone, ale i po prostu dojrzałe banany. Możliwe, iż zaplątały się przy nich słodkie jabłka. Na pewno towarzyszyły orzechy. Całe mnóstwo wraz ze słodkimi ciastkami owsianymi. Te połączyły słodycz i owoce (w końcu mogły to być też ciastka z kawałkami owoców) z rześkim wątkiem młodej trawy i drobnych kwiatów. Ogólnie roślinnym. Oczami wyobraźni zobaczyłam jabłonie z wiszącymi na nich jabłkami oraz w dużej ilości już spadającymi i zalegającymi na trawie pod drzewem.

Tabliczka zszokowała mnie swoim kolorem - wyglądała zupełnie jak mleczna. W dotyku wydała mi się tłusto-kremowa i sucha jednocześnie, nieco ulepkowata. A jednak była niesamowicie twarda, co wynikało też pewnie po części z grubości. Donośnie trzaskała nieco głucho, sugerując, iż jest bardzo pełna. Trochę kruszyła się, ujawniając przekrój z kolei wyglądający na proszkowy.
W ustach rozpływała się raczej powoli, acz nie jakoś bardzo, i łatwo. Okazała się pozornie gładka, jakby kryjąca chropowatość, a także bardzo maślana. Była tłusta i lekko pylista. Śliskawymi wręcz smugami porządnie pokrywała podniebienie, usta - wszystko - po czym aksamitnie miękła, trzymając swój kształt prawie do końca. Pozwoliła nieco uwydatnić się chropowatości. Zdawało się, iż nie znika zupełnie. Zostawiała poczucie suchawości kakao.

W smaku pierwsze poczułam bardzo słodkie (w sposób karmelowy?) ciastka. Delikatne, może aż mdławe, do których podano bardzo tłuste, również nieco mdławe, a zarazem naturalnie słodkawe mleko. Występ zaczął się więc bardzo spokojnie.

Po chwili jednak ciastka nabrały wyrazistości i charakteru, okazując się ciastkami maślano-owsianymi. Masło zaczęło robić za bazę, a po niej z ochotą zatańczyły - już odważniejsze - roślinne nuty, niosąc rześkość.

W oddali przewinęły się leciutko gorzkie akcenty. Pomyślałam o nieco przypalonym karmelu i ciastkach, a że pojawiła się cierpka soczystość... może to jakiś aroniowy, ewentualnie aroniowo-jagodowy sok / dżem czy nadzienie-krem do ciastek?

I właśnie w rześkości nagle rozbrzmiał nowy wątek słodyczy. Wciąż stała na wysokim poziomie, jeszcze wzrosła, ale nie była przytłaczająca, bo należała do słodkiego banana. Dojrzałego aż do miękkości. Bananowa nuta częściowo zaczęła mieszać się z maślanością, na moment tracąc na wyrazistości. Pomyślałam o bananowo-maślanym kremie - może jakimś nadzieniu do maślanych, kruchych ciastek? Zdecydowanie przesłodzonych.

W tle raz po raz odnotowałam lekko kwaskawe jabłko. Trochę więcej kwasku... limonki? Ciemnych owoców, np. aronii jako dżem? Kwasek próbował dostać się do kompozycji na pełnych prawach przez chwilę sugerując jogurt, ale odpuścił.

Słodycz za to rosła bez kompromisów. Ta od części ciastkowej z bananową w pewnym momencie wygrała. Pojawił się maślany, ale jednocześnie palony karmel. Przytoczył goryczkę, a ciastka zmieniły się w ciężkie ciastka z lawendową nutą. Wciąż jednak słodkie.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wkroczyła wyraźna gorzkość. Niczym kawa podana do ciastek, albo... ciastka kawowe? W tle też zjawiło się coś kwiatowego, więc zaraz pomyślałam o kawie lawendowej.

Nagle okazało się, iż ciastka maślane i ciastka owsiane muszą skrywać orzechy. Poczułam orzechy pekan. Trochę maślane, trochę a'la włoskie ze skórkami... Acz delikatniejsze. Wkroczyły na pierwszy plan, trochę zasłaniając maślaną bazę.

Moment osłabienia maślaności wykorzystały banany. Przejęły też dowództwo w kwestii słodyczy. Z racji słodyczy przez moment pomyślałam o bananach suszonych miękkiego typu, które naturalnie smakują wręcz galaretkowo (pisałam o takich na instagramie). Kwiaty dopieściły soczystość bananów. Te były bardzo słodkie, dojrzałe do miękkości i miejscami sczerniałe. 

W owocowym splocie i soczystości znów zaplątała się goryczka. Pomyślałam o owocach przejrzałych, aż z gnilnym echem. Były tam banany i... jabłka z brązowymi plamkami? Takie zalegające pod jabłonią, na ziemi - bo i tej nutkę odnotowałam - oraz trawie? 

W roślinności też była goryczka... trochę od lawendy... A trochę... Od bazy odeszła nutka mleka roślinnego - owsianego i sojowego. To właśnie od drugiego wymknęła się lekka gorzkość. Tę jednak zaraz pochłonęła orzechowa nuta pekanów, czy już bardziej mieszanki pekan i włoskich, a także echo kawy.

Soczystość, rześkość wróciły do czystej słodyczy. Reprezentowały ją liofilizowane banany, suszone jabłka... i owoce leśne? Jagody? Jakieś czerwone? Aronia rosnąca na krzaku? Tlił się tam kwasek, przemknęło jakieś pojedyncze zielone, kwaskawe jabłko.

Rześkość także wróciła na delikatniejszy, roślinny tor. Trawę urozmaiciły kwiaty, lawendzie dodały lekkości i słodyczy... fiołki? fioletowy lilak? Wyobraziłam sobie kwiatowy, słodki krem... Może jakieś nadzienia z makaroników (ale nie same makaroniki). Słodycz na końcówce osiągnęła poziom przesady, aż drapiąc w gardle.

Posmak utrzymywał się bardzo długo. Należał głównie do masła i soczystych owoców, z lekką goryczką w tle. Czułam słodkie banany i przesłodzone bananowe kremy oraz jakby wyraźnie skórkę jabłek (ich trzymała się goryczka?). Do tego odrobinka kwiatów... może lawendy? I kawy jako szlachetna goryczka, cierpkość. Masło... nie było czystym tylko i wyłącznie masłem. Nieco mieszało się z orzechami pekan.

Czekolada kilkakrotnie mnie zaskoczyła, ale w zasadzie mi smakowała. Nie zachwyciła jednak, bo zarówno w konsystencji, jak i smaku była mocno, mocno maślana, a przez to łagodna. Co prawda maślaność urozmaiciły ciastka owsiane, pekany i mleka roślinne, ale i tak. Słodycz szalała. Na szczęście wyszła głównie bananowo, soczyście. Jednak nie zabrakło też nut ciężko-przesadzonych (ciastek, kremów). Jabłka pokazały się ciekawie w wielu odsłonach (od kwaskawych, przez zwykłe, suszone po skórkę i zbrązowiałe) i wprowadziły nuty trawiasto-ziemiste. Inne owocowe akcenty (aronia, jagody, niemal nieuchwytne cytrusy) też stanowiły przyjemne, acz pozostawiające żal (bo za mało ich!) urozmaicenie. Odrobinka kawy, ogrom właśnie roślinnej rześkości i kwiaty z lawendą, przewijająca się gorzkość - one były świetne. Szkoda tylko, że po prostu pokazywały się na tej maślano-słodkiej, delikatnej bazie, która wyszła aż ciężko. Aż dziwne, przy tak ogromnej soczystości.

Ciasto-desery, banany, rześkość orzechów z Domori Trinitario 70 % Teyuna Colombia trochę kojarzyły się z tą Naive, ale Domori była o wiele lepsza (wyrazistsza, z charakterem, pełna nut czerwonych i żółtych owoców i nawet wina, kawowo-korzenna i ogólnie bogatsza, bardziej "ciemna").
Banan w słodkim sztormie przypomniał mi Cluizela Plantation El Jardin 69 % Colombie.


ocena: 7/10
cena: 55 zł (za 57g; cena półkowa)
kaloryczność: 646 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.