poniedziałek, 27 marca 2023

Rózsavolgyi Csokolade Ecuador Nacional Cacao Finca Garith 73 % ciemna z Ekwadoru

Kiedy dwa razy do roku składam ogromne zamówienia na czekolady, raczej wolę wtedy wybierać różne różnych marek, jednak zdarzyło się, że i bezpośrednio ze sklepu producenta zamawiałam. Nigdy jednak w ciemno, a przynajmniej po jednej, która mnie zachwyciła. W przypadku Rózsavölgyi Csokoládé w taki właśnie sposób zaopatrzyłam się w sporo czekolad. Z każdą marka zachwyca mnie coraz bardziej - i pomyśleć, że nie od pierwszych dni znajomości zapałałam do niej miłością (nie wiem, z czego wynikał mój sceptycyzm; z tego, że trafiłam np. na tabliczkę z wyjątkowo nie w moim typie z dodatkiem Rozsavolgyi Csokolade 73 % Olive & Bread?). Myślałam, że akurat Ekwador w wykonaniu tej marki nie będzie dokładnie taki, jaki uwielbiam najbardziej, ale i tak obstawiałam coś pysznego. Warto wspomnieć, że w tym regionie (prowincji Santo Domingo de los Tsáchilas) Finca Garyth specjalnie działają od lat na rzecz przywrócenia unikalnego ekwadorskiego ziarna Nacional - które porasta ziemie Ekwadoru od wczesnych lat 1900.

 Rózsavölgyi Csokoládé Ecuador Nacional Cacao Finca Garith 73% to ciemna czekolada o zawartości 73 % kakao Nacional z Ekwadoru, z prowincji Santo Domingo de los Tsáchilas.

Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach dymu i suchych, zarówno suszonych, jak i pewnie już palonych liści tabaki o słodko-goryczkowatym charakterze. Tabaka mieszała się ze starymi, pożółkłymi księgami. Stała przy nich odważna ziemia z drobnym, pozytywnym elementem brudu, nadającym jej pewnej pierwotności. To też ogrom roślin - słodkich i bardziej rześkich. Wyobraziłam sobie liście bananowca i same bananowce, ale nie tak ewidentnie same w sobie banany. Te też były, ale w tonacji tak słodkiej i rozmytej, że jako biszkopt bananowy. Lekką, kwaskawą soczystość zapewniły maliny, a w tle doszukałam się jeszcze niemal miodowych melonów i odrobiny orzeszków (może też w miodzie?).

Nieco sucha w dotyku tabliczka trzaskała bardzo głośno, jakby była stwardniałym, gęstym kremem. Cechowała ją niesamowita twardość i masywność. Kojarzyła mi się, zwłaszcza przy odgryzaniu kawałka, z chrupko-kruchą skałą.
Także przekrój wyglądał na masywny, zbity.
W ustach rozpływała się wolno i bardzo kremowo. Zmieniała się w coraz bardziej mięknący, aksamitny acz jakby nieco suchawy budyń. Taki, który dopiero odsłania swoją maślaność i niemal aksamitną kremowość, zasnuwając się z pod koniec drobnym pyłkiem. W końcu czekolada stawała się dosłownie mięciuteńka. Miała jednak w sobie także pewną soczystość.

W smaku pierwszy przywitał się słodki biszkopt toffi. To było jakby jeść szlachetny, nieprzesadnie, ale ewidentnie słodki, twór nad jakimiś starymi księgami.

Po chwili dobiegła soczystość, niczym lekki powiew zza okna. Nutka owocowa trzymała się jednak w oddali. Wskazałabym trochę słodkich czerwonych i... żółtych? Z minimalnym kwaskiem?

Książki wprowadziły tabakę i suche liście, nawet trochę drewna. Obok niego znalazła się palona nuta - nie wysoka, ale istotna. Osnuł ją dym, rozprowadzający spokojną gorzkość. Mignęło mi trochę kawy, przełamującej słodycz. Razem z dymem trzymała ją w szachu.

Wciąż nie mogłam uchwycić soczystości z tła... może to jakaś konfitura różana? Z czerwonych owoców, a ciągnąco-farfoclowata od płatków kwiatów.

W tym czasie ta rześkość i powiew przywiały ogrom nut roślinnych. Choć i je dopieszczał dym, pokazały swój własny, rześko-słodki charakter. Pomyślałam o bananowcach, ich liściach i... po prostu o innych zieleniach. Skropionych deszczem lub wilgotnych od rosy. Na straży dosadności i gorzkości wciąż stał jednak dym. Palona nuta jakby... uziemiała to wszystko. Dosłownie, bo i ziemia się przewijała.

Ogólna słodycz spokojnie, konsekwentnie, delikatnie rosła. A przy tym zmieniała się.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa biszkopt toffi, pod wpływem roślinności, zmienił się w mocno bananowy biszkopt. Był wilgotny i soczysty... Słodki, wręcz słodziuteńki, bo z bananów bardzo dojrzałych. Towarzyszyły mu książki, dodając powagi, lekkiej cierpkości i goryczki. A może sporadycznie trafił się też właśnie cierpkawy banan, by nie zrobiło się za słodko?
A jednak mimo to za sprawą biszkoptu kompozycja na pewien czas złagodniała i wkradła się do niej znacząca maślaność.

Soczystsze akcenty z tła zagrały wtedy wyraźniej. Poczułam słodziutkie maliny, aż miękkie i soczyste, jak się tylko da... Raz czy dwa otarły się nawet o cukierkowość albo o jakąś gumę balonową, ale szybko się chowała. To właśnie na bazie malin mogły być wspomniane wcześniej różane przetwory. A od zieloności odeszła nutka żółtego miodowego melona i... melona bardziej kwiatowego? Do tego wśród owoców podniósł się drobny kwasek trudny do nazwania.

Kwiaty zaczęły zwalczać maślaność, a to wykorzystały książki i tabaka. Tabaka i dym do słodyczy dodały więcej gorzkości. W mieszaninę tę wemknęło się trochę orzeszków - arachidów w miodzie? Uderzyła ziemia, tym razem nie zważając na nic. Kawa z oddali jej kibicowała. Na pewien czas te nuty zaczęły dominować, jednak z czasem otuliły się delikatniejszymi i przygasły. Ja zaś wyobraziłam sobie jakieś nadpalone na czarno pergaminy, karty książek... w których suszyły się kwiaty?

Posmak właśnie do kwiatów, ale świeższych, melonów i bananów, a także odrobinki toffi. Czuć tu lekkie palenie, minimalną suchość książek (i suszonych w nich kwiatów?) oraz... jakby suchą ziemię z doniczek, z której wystają jakieś zielone rośliny, kwiaty... Sporo czułam świeżych liści właśnie. A jednak... wychynął chyba też lekki posmak czerwonych owoców, ale pudrowych.

Całość bardzo mi smakowała. I... zaintrygowała. Cała ta świeżość, ogrom roślin-zieloności była wspaniała. Akcent książek, słodycz bananowego biszkoptu i nieco soczystszych akcentów malin, melona zeszły się z charakterną tabaką, dymem i końcową ziemistą bombą. Choć był moment złagodzenia, sporo słodyczy, to jednak ani na chwilę nie schowała pazurków. Jedyne co, to te bardziej cukierkowe akcenty czy pewną niedookreśloność bym zmieniła.


ocena: 9/10
kupiłam: rozsavolgyi.com
cena: 2390 HUF, czyli ok. 28 zł (za 70g)
kaloryczność: 521 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym, gdyby była dostępna w Polsce

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.