wtorek, 11 kwietnia 2023

Dick Taylor Madagascar Sambirano 72 % Dark Chocolate ciemna z Madagaskaru

Gdy zamawiałam czekolady z The High Five Company już bardzo, bardzo się cieszyłam, że mogę to zrobić jakby z punktu właściciela sklepu, czyli wybrać czekolady dostępne na stronie jako te w całych pudłach - w liczbie sztuk: 1. Miałam też rabat. A gdy paczkę otworzyłam... radości nie było końca, bo znalazłam w niej cudowny, płócienny woreczek z gratisami. Była to m.in. ta tabliczka. Choć mam chłodny stosunek do tej marki, wiem, że jest droga i ceniona. Przez swoje nastawienie więc raczej za dużo jej nie kupuję - a tu proszę, trafiła się okazja spróbowania czegoś. Może miałam się przekonać? Bardzo dobrze wróżył fakt, że do produkcji tej tabliczki użyto kakao z plantacji Bertila Akessona, twórcy mojej kochanej Akesson's 75 % Criollo Cocoa Madagascar Ambolikapiky Plantation. Przy okazji dowiedziałam się, że właściciele marek się przyjaźnią. 

Dick Taylor Madagascar Sambirano 72 % Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 72% kakao z Madagaskaru, z doliny Sambirano.

Po otwarciu poczułam słodycz pomarańczy i melasy, a w wyobraźni przeniosłam się wśród jesienne drzewa. Wyobraziłam sobie aleję z mnóstwem starych drzew, złotą za sprawą szeleszczących liści. Była w tym lekka ostrość. Podkradły się też pieczono-prażone nuty. To ciepło je przyciągnęło. Mieszały się ze słodyczą karmelo-miodu. Zmieniło to trochę wydźwięk melasy, na lżejszy (?). Wspomniane pomarańcze stały na czele mnóstwa cytrusów, odpowiadających za soczystość, a także podsunęły myśl o tostach: z dżemem z pomarańczy, ale też tostach z "melasowatym" miodem. Odnotowałam również nutkę kawy (może też ziemi?).

Tłusto-kremowa tabliczka była twarda, masywna i trzaskała głośno, jakby w pełny sposób. Jakby... była twardym (ale nie suchym!) kremem, po prostu.
W ustach rozpływała się w tempie umiarkowanym. Miękła i zalepiała trochę maziście, jak gęste, bardzo, bardzo maślane ciasto typu brownie wymieszane ze śmietanką. Cechowała ją doskonała gładkość. Było tłusto, niby też soczyście, ale zdecydowanie za tłusto. Soczystość rosła dopiero z czasem, by w końcu całość zniknęła właśnie bardziej rzadko, łącząc poczucie picia tłustego mleka z soczystością.

W smaku pierwsza rozbrzmiała słodycz należąca do soczystych pomarańczy oraz miodo-karmelu. Musiał to być jakiś ciemnawy miód, nieznany mi jednak. Z lekką goryczką.

Podobnie lekką goryczkę zawarła w sobie pomarańcza. Jej skórka jednak odegrała tylko rolę podkreślającą. Dominował słodki, soczysty owoc, miąższ. Przyciągał kwaśne przebłyski, które zaczęły się bardzo szybko. Na pewno czułam cytrynę, ale też słodko-kwaśne rodzynki. Pomarańcza w kompozycji zaś zajęła w tym czasie nadrzędną rolę.

Pojawiła się delikatna gorzkość. Oddawała drzewa, skąpane w jesiennym słońcu. Były ciepłe, wokół nich wirowały szeleszczące, aromatyczne i nawet lekko ostrawe liście.

A znacząco rosnąca słodycz w tym czasie jakby nieco się przypiekła. Miód... bardziej się skarmelizował, przypalił może nawet? Pojawiła się tam goryczka, za sprawą której wkradła się melasa. Również postawiła na ciepło, przywodząc korzenność.

Gorzkość rosła, jednak ogólnie silna nie była. Należała głównie do drzew, choć odnotowałam też ziemię. Może odrobinkę kawy? Na ziemię właśnie opadały jesienne liście. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wydało mi się to lekko pieprzne, nawet pikantne. Z racji ogromu cytrusów, pomyślałam o cytrynowym pieprzu.

Pomarańcze bowiem cały czas były wyraźnie wyczuwalne, raz po raz przeszywane przez cytrynę. Kwaśność obu (pomarańczy znacznie słabsza) zlewała się. Ich soczystość zalała mi usta, po czym z ich  toni wyłoniły się tosty z konfiturą pomarańczową oraz tarta cytrynowa. Cytrusy natknęły się bowiem na ciepło-pieczono-prażony wątek. Także rodzynki szukały przy nich miejsca. Melasowy miód też polał się na te tosty. Prawdopodobnie maślane, posmarowane masłem - oto i ono się pojawiło. Zrobiło się łagodniej, niemal śmietankowo, a zarazem lekko korzennie.

Z czasem w zasadzie miód zmienił się w melasę. Słodycz wyszła więc bardziej poważnie, acz ogółem chwilami wydawała się ryzykownie wysoka.

Gorzkość, po chwili złagodzenia, jakby odzyskała werwę i ruszyła jako mieszanka drzew i orzechów, dopiero na nowo się rozkręcając. Pomógł jej pieprz i ostre, jesienne liście. Może też odrobinka grejpfruta? Cytrusy bowiem działały cały czas. Drzewa mieszały się z pieczonymi nutami, nieco tonując słodycz na końcówce. Liście odsłoniły skrywaną ziemię. Na moment wyszła niemal na przód, zostawiając za sobą echo kawy... kawy ze śmietanką?

W posmaku została jednak właśnie słodka, soczysta pomarańcza, trochę cytryny i jakby tosty z czekoladą, czekoladowym kremem albo kremem czekoladowo-śmietankowym w wyidealizowanej wersji (myślę o smarowidłach w brązowo-białe paski). Ziemistość także czułam bardzo wyraźnie.

Całość była smaczna, choć jej za wysoka tłustość bardzo przeszkadzała. Zupełnie nie pasowała do bardzo soczystego i słodkiego smaku. Pomarańcze, cytryna i rodzynki to smakowity splot, dbający o zacną kwaśność. Bardzo spodobał mi się obrazowy wątek liściasto-drzewny, jesienny. Świetnie pasowała tu mieszanka miodu i melasy, a także ta korzenna pieprzność. Jednak tosty, tarty i jednak w końcu kumulacja melasowo-karmelowej słodyczy niezbyt mi leżały. Na szczęście mimo że mam jej parę sporych zarzutów, to jednak i za co pochwalić jest.

Cytrusy, odrobinę rodzynek i karmelizowany miód czułam także w Akesson's 75 % Criollo Cocoa Madagascar. W niej drewno było jednak osnute dymem, a z cytrusów ważniejszą rolę odegrał grejpfrut. Była też bardziej kawowa i gorzka jakby dosadniej, ambitniej. Podobieństwa były, ale podobnymi tych tabliczek bym nie nazwała.


ocena: 8/10
kupiłam: dostałam od The High Five Company
cena: jak wyżej (cena półkowa to € 9,13 za 57g)
kaloryczność: 429 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: kakao, cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.