niedziela, 23 kwietnia 2023

Vivani Superior Dark / Edel Bitter 89 % Cacao Peru ciemna

Po zmianach Vivani już w ogóle mam do nich mieszane uczucia. Wydaje mi się, że marka nieźle radzi sobie z łatwiejszymi czekoladami. 89% była już na granicy, więc nie wiem, czy po 99% kupiłabym obiekt dzisiejszej recenzji (a tak... nawet nie pamiętam, kiedy ją kupiłam). Przy takiej ilości łatwo czuć niedociągnięcia właśnie odnośnie samego kakao, czy się z tłuszczem kakaowym nie przedobrzyło itd.  Tak się jednak stało, że kupiłam i tabliczka czekała w komodzie.

Vivani Superior Dark / Edel Bitter 89 % Cacao Peru to ciemna czekolada o zawartości 89% kakao z Peru, słodzona cukrem kokosowym.

Po otwarciu rozbrzmiał zapach melasy, z którym wiązała się stonowana, ale bardzo znacząca słodycz. Melasa w zasadzie dominowała. To też trochę karmelu, acz specyficznie rześkiego (od razu rozpoznałam efekt cukru kokosowego) oraz poważniejsze tony drzew, palonego drewna i kawy. Także palonej, czarnej. Te nuty ze słodyczą powiązał kokos o orzechowym charakterze. W kompozycji sporo miejsca zajęła soczystość, z kolei łącząca się harmonijnie z rześkością. Tu pojawiły się lekkie, jakby wodniste, a zarazem bardzo słodkie egzotyczne owoce: pitaja, lychee, może papaja. Podkreślała je odrobinka cytryny i chyba mandarynki, ze wskazaniem na ich skórki.

Twarda tabliczka trzaska średnio głośno i głucho.
W ustach potrzebowała chwili, by się rozkręcić, po czym rozpływała się w średnim tempie. Była mazista i oleiście tłusta (śliska?), ale nie ciężka. Miękła i z ochotą się gięła. Wydała mi się nawet lekko wodniście-rzadkawa, raczej gładka.

W smaku pierwsza rozeszła się słodka gorzkość. Dosłownie - słodycz i gorzkość były jednością. Ułożyły się w melasę. Ta w zasadzie była wyczuwalna cały czas i zabiegała o dominację. Dołączył do niej mocno palony aż do goryczki, karmel; wyraźnie palony cukier. Nie było to jednak ciężkie, bo słodycz przeszył lekki, rześki chłód.

Gorzkość dobrała sobie ziemię i dym, węgiel. Rosła, robiąc się coraz bardziej złożoną.

Zmotywowały ją do tego kwaskawe przebłyski. Część mogła też pochodzić od samego dymu, jakby to on był gorzko-kwaskawy... a część wniosła ogrom soczystości i rześkość. Na pewno czułam skórkę cytrynową, bardziej niż resztę owocu, więc oprócz lekkiego kwasku rozkręcała się gorzkość.

Dym zaczął robić się dziwny... Jakby wilgotny. Jakby jakieś rześkie i goryczkowate, ziołowe kadzidło zalać wodą? Jakby tliło się? Kadzidło niosące woń mięty...? Pomyślałam też o chłodnej mgle, jej rześkości i specyficznym zapachu.

W tym czasie ziemię, węgiel i dym, który trzymał się ich, zaczęła osładzać melasa. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa poczułam kokosa o bardzo orzechowym wydźwięku. Pojawiły się drzewa i gorzka kawa. Kokos połączył je jeszcze spójniej ze słodyczą. Odnotowałam w tej mieszaninie nawet pewną ostrość. Najpierw wydała mi się ziemista, lecz z czasem... melasa podyktowała jej korzenność, ze znacznym udziałem lukrecji. Trochę tonowała ją ziołowo-miętowa (?) woalka.

Mgła w tym czasie też wypełniła się słodyczą, ale inną. Ta była egzotyczna i lżejsza. Pomyślałam o nieco mdławej papai, a potem o już słodszym lychee i pitai (smoczym owocu). Dojrzałych i soczystych... ale trzymających się na dalszym planie.

Kwaski z początku też soczystość podkręcały. Cytryna zmieniła się w słodsze pomarańcze i mandarynki, które za sprawą melasy wydały mi się korzenne. Dobiegła do nich ostra, jakby nieco ziemista (?) lukrecja i goździki.

Ziemia i drzewa łączyły się jako zawilgocone korzenie... Dym... był jakby efektem zagaszonego, cytrusowo-ziołowo-kokosowego kadzidełka.

W posmaku została rześkość karmelu i lukrecji (które odegnały melasę - ta już tylko jako echo chyba  troszeczkę pobrzmiewała), a także soczystość owoców... raczej tych egzotycznych, ale niejednoznacznych. Może i świeża morela do nich dołączyła? Odrobinka cytryny? Na pewno czułam ostrawo-słodką lukrecję, wraz z jej efektem chłodzenia-gryzienia w język.

Czekolada mi smakowała, ale wydawała mi się za bardzo melasowa; cukier kokosowy za bardzo się rządził, mimo że słodycz nie była wysoka. On po prostu miał dosadny smak i wgryzł się we wszystkie wątki. To jemu przypisałabym rześkość, pewien chłód. Owoce egzotyczne, choć też rześkie, w zasadzie nie były mocno wyczuwalne. Cytrusy już łatwiej z pewnością nazwać. Sporo ziemi, drzew i dymu o ciekawym wydźwięku to spore zalety tej tabliczki. Mam mieszane uczucia do "smaku mgły", bo poniekąd był mdławy, ale... niespotykany i pasujący. Wyraźnie czułam kokosa, co było miłą niespodzianką w zasadzie (chociaż tyle dobrego zdziałał cukier kokosowy - bo chyba on?).
Dobra czekolada, ale nie zachwycająca, tym bardziej, że konsystencja była po prostu... nieprzyjemna. Licha i wodniście rzadka. Znikało to łatwo, że jakby nie dawało szansy nasycić się wszystkim, czego można się w niej doszukać.


ocena: 7/10
kupiłam: nie pamiętam
cena: jak wyżej
kaloryczność: 637 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, cukier kokosowy 9,5%

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.