wtorek, 18 kwietnia 2023

AntiuXixona Negro 72 % cacao Intenso Dark / Noir ciemna

 Po AntiuXixona Negro 85 % cacao Intenso Dark / Noir nie łudziłam się, że ta będzie dużo lepsza, ale wiedziałam, że nie mam się czego bać. Na zwyklejszy dzień więc wystarczyło. 

AntiuXixona Negro 72 % cacao Intenso Dark / Noir to ciemna czekolada o zawartości 72% kakao, wyprodukowana przez Sanchis Mira.

Po otwarciu poraził mnie zapach plastikowej polewy kakaowej i waniliny. Ta była słodka, a do tego ciężka, sztuczna. To zapewniło tani wydźwięk. Całość wydała mi się palona dość mocno, a do tego zasypana odtłuszczonym kakao w proszku. W trakcie degustacji wydawało mi się, że pod górą prochu może kryć się kawa.

Tabliczka już w dotyku była ulepkowato-tłusta, ale zapowiadała też kremowość. Przy łamaniu okazała się twarda i trzaskająca głośno.
W ustach rozpływała się łatwo i miękko. Robiła to powoli, długo zachowując kształt. Szybko wyszła na jaw tłustość, aż trochę ulepkowata. Ta tłustość jednak wydawała się bardziej... śliskością? Napędzała to gładkość i nieprzyjemna, jakby plastikowa mazistość.

W smaku pierwsza rozeszła się delikatna gorzkość i słodycz, która miała prosty wydźwięk i średnią moc.

Gorzkość zaczęła dość szybko rosnąć, niestety jednak brakowało jej głębi. Trochę zatrzymała się, przytaczając wyraźny smak kakao w proszku, który skojarzył mi się z kakaowymi / czekoladowymi płatkami do mleka. Właśnie z mlekiem.

Tymczasem i słodycz niepostrzeżenie wzrosła, co było już cukrową szarszą. Wysoka słodycz przemieszała się z wizją miski z mlekiem i płatkami, w którym to mleko jest zabarwione kakao i zasłodzone.

Odnotowałam w tle lekką soczystość, kwasek. Jakiś ciemny... słodko-kwaskawy owoc leśny? Coś zmieszanego z cukrem...

Cukier jednak na szczęście zaczął się wygładzać. Słodycz może nie rosła, ale on wlał się w kompozycję, przez to nie był tak napastliwy i otarł się o wanilię... Za tą optował mleczny akcent, ale sam ledwo się trzymał. Następnie słodycz zmieniła się w mocno wanilinową. Poczułam wręcz cierpkość aromatu i echo czegoś tłustego*, czego za nic nie mogłam nazwać.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa całość złagodniała. Mleczny wątek zmienił się w cięższe masło, a kakaowo-czekoladowe płatki zbożowe w kakaowo-maślane, tłuste i miękkie babeczki. Takie z kawałkami polewowej czekolady pseudociemnej? Zacukrzonej, a mimo to gorzkiej? Płatki i babeczki ciągnęły pieczono-palony wątek. Miał średnią moc, jednak na zasadzie kontrastu z czasem przybrał na znaczeniu. Raz czy dwa wyłapałam chyba lekką nutę orzechów laskowych.

Sytuację próbowała ratować palona kawa. Pomyślałam o starych, przepalonych ziarnach, zawierających tanią cierpkość. 

Przy cierpkości kawy doszukałam się lekkiego kwasku. Tanie kakao mieszało się z wyłapaną już wcześniej drobną soczystością. Jakby tak do tych babeczek-muffinek dodano jakiś owoców? Albo owoce pokryć polewą kakaową? W pierwszej chwili mignął mi niedookreślony cytrus, ale potem... wyklarowała się słodsza borówka amerykańska. Na pewno w zasłodzonym otoczeniu czegoś tłustego (znowu to dziwne, jakby wręcz margarynowe echo*).

Wszystko to dosłownie czołgało się pod wanilinową słodyczą, kakao w proszku i tracącą na pewności siebie kawą. Nawet ona, jak i kakaowość tanich polew i słodyczy, nie dała rady konsekwentnie kumulującej się słodyczy lukrów i waniliny, które dosłownie szalały. Tym samym przygłuszyły cukier, ale ogólna słodycz i tak wyszła odpychająco i ciężko. Drapała w gardle.

W posmaku zostało jakby masło, słaba mleczno-wanilinowa nuta oraz cierpkość kakao i kawy, jakby ze zbożowych płatków. Daleko, daleko w tle pobrzmiewała też soczystość zmieszana z cukrem. To "jakby masło" mieszało się z tłuszczową nutą... nawet nie do końca tłuszczu, ale nie umiem jej nazwać.

Całość była kiepska. Zapach taniej polewy i waniliny odpychał, konsystencja śliskiego ulepka okropna, a smak wanilinowej słodyczy, tanich polew i płatków kakaowo-czekoladowych drażnił. Mleczne, babeczkowate akcenty łagodziły gorzkość, która i tak nie miała charakteru. Namiastka kawy czy soczystości nie satysfakcjonowały. A słodycz nie dość, że wysoka, to jeszcze napastliwa. W dodatku czułam w niej nutę czegoś... jakby tłustego, odpychającego, ale nie do nazwania - może to lecytyna słonecznikowa? Ponoć może wprowadzić dziwny posmak (*a przynajmniej tak czytałam).
Mimo szczerych chęci zmęczenia tego, po 3 kostkach odpadłam. Po prostu nie byłam w stanie.
Nie wiedziałam, co z nią zrobić, aż w końcu Mama powiedziała, że mimo iż nie lubi ciemnych, może spróbuje mnie poratować i sama skosztowała... Jej smakowała. Z zapachu skojarzyła się jej z Wedlem, smak opisała: "była słodka, nie gorzka, nic w niej nie czułam, a po prostu... zwykłą czekoladę. I się wciągnęłam, ale tylko pierwszym razem. Za drugim podejściem wydała mi się już gorsza, ale wciąż zjadliwa". Mamie ogólnie w miarę więc smakowała. Obie byłyśmy w szoku.

Odrobinka borówek amerykańskich i kawa (nuty chyba tu najciekawsze) oraz maślane babeczki-muffinki czułam również w wersji 85, jednak podlinkowana była o wiele mniej słodka. Miała nutę orzechów (w dzisiaj opisywanej zastąpiły je płatki zbożowe), dzięki którym nawet słodycz nabrała nieco lepszego, bo waniliowego, charakteru. Dzisiaj opisywana powaliła słodyczą i jej wydźwiękiem (waniliną) oraz ilością kakao w proszku, nieprzekładającego się na gorzkość.


ocena: 4/10
kupiłam: Allegro
cena: 6,39 zł
kaloryczność: 579 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, odtłuszczone kakao w proszku, lecytyna słonecznikowa, aromat: wanilina

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.