czwartek, 1 grudnia 2022

krem Orzechownia Naturalna Miazga z Pistacji

Dość długo zastanawiałam się, po którą pastę 100% tej marki sięgnąć najpierw. A że po którąś właśnie czystą orzechową, to byłam pewna. Z nieznanych bowiem ostatnio pod rząd miałam kilka takich, które okazały się albo zupełnie, albo chociaż niezbyt dla mnie. Chciałam więc wreszcie w końcu coś nowego, ale właśnie i bardziej mojego. W końcu, idąc tropem takim, że nerkowce w Rafaelce wydały mi się przecudownie minimalnie prażone, uznałam, że bardziej ciekawi mnie, mam silniejszą ochotę na leciusio prażony krem pistacjowy, bo niestety Nutura Pasta z pistacji 100% była nieco jak dla mnie zbyt prażona, przez co wydawała się chwilami niemal słonawa. 

Orzechownia Naturalna Miazga z Pistacji to miazga 100% z pistacji prażonych.

Po otwarciu, pierwsza myśl, która przyszła w mgnieniu oka to "świeże zieloności". Pasta pachniała bowiem właśnie świeżo, kojarzyła się z jakimś zielonym, orzechowym pesto. Wydała mi się przy tym oleista i prażona minimalnie. Jednocześnie była wyraźnie, naturalnie słodka w słodko-maślany sposób. Niemal słodziuteńka, acz z wytrawnym echem. Wszystko to oczywiście w intensywnie pistacjowych realiach.

Miłą niespodzianką było, iż na wierzchu wydzieliło się może parę kropel oleju, że nie było co zlewać. Przemieszałam i przyklepałam krem, który okazał się bardzo zwięzły. Plaskał, dając się poznać jako tłusty - niby oleiście, ale bez oleju (ma to sens?). Już na oko widać mnóstwo drobinek, w tym ciemnych skórek.
Wymieszałam z wierzchu bardzo, a na dnie średnio dokładnie. Potem trochę pożałowałam, bo okazała się tam suchawa, choć i tak jeszcze w porządku. Pasta była zwarta i ciągnąca, gęsta.
W ustach rozpływała się bardzo powoli. Zalepiała je kompletnie niczym klej. Była nieco oleista, jednak w akceptowalnym stopniu, a do tego jednocześnie jakby (nie realnie!) suchawa. Wydała mi się masywna, jednak nie ciężka... Bardziej wręcz mięsista, zwięzła w żujnym sensie. W gęsto-kleistej, lepkiej mazi wyraźnie czuć dużo drobinek pistacji, które nadały efektu nazywanego przeze mnie miazgowością, bo nie była idealnie gładka, acz to nie krem "z kawałkami pistacji". To raczej... grudkowaty krem. Drobinki te cechowała chrupiąca twardość. Niektóre to mikroskopijne, brązowe skórki. Gdy baza się rozpłynęła, było jeszcze co pociamkać.

W smaku pierwsza zaszarżowała niewiarygodnie wysoka słodycz. Wydała mi się aż słodko-słodziusia, w pełni naturalna i mocno maślana. Pistacje były intensywne w swej łagodności. Ewidentnie podprażono je minimalnie.

Zaraz przywołały skojarzenie z kojącymi, uspokajającymi zieleniami... Pomyślałam o łagodnym, orzechowym pesto i świeżo skoszonej trawie. Było rześko, roślinnie i słodkawo... orzechowo-soczyście? 

Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji w ustach maślana słodycz i "pestowata" trawa wszem i wobec grzmiąc pistacjami, zdecydowały się na przytoczenie prażenia. Nieco się nasiliło, wprowadzając mocniejszy charakterek. Wciąż jednak był świeżo-roślinny... acz już wytrawniejszy. Do głowy przyszły mi grzyby (motyw porównywalny do pojawiającego się w mousse'ach i kremach kakaowych), takie... słodkawe grzyby (japońskie shiitake?). Nuta pesto i grzybów przemieszały się, po czym zlały się z maślanością czy nawet bardziej... olejem. Pomyślałam o pesto rzadkawym od oleju - właśnie jakiegoś orzechowego / pistacjowego.  Kompozycja znów złagodniała.

Pod koniec maślano-zielona, łagodna baza znów wydała mi się słodsza. W wyobraźni ujrzałam wiosenne, świeże, zielone pole. Maślano-orzechowa słodycz, przy wylegających wyraźnie na język drobinkach wydawała się wyższa, ale one wnosiły a to bardziej prażone, a to bardziej gorzkawo-skórkowe nutki. 
Niektóre mocniej ciamkane kawałki wnosiły jakby suchawo-gorzkawą orzechowość brązowych skórek pistacji.

Po zjedzeniu został posmak "słodkiej zieloności", a więc słodko-maślanych, trochę oleistych pistacji z echem skoszonej trawy, ale też lekka goryczka brązowych skórek pistacji. Prażenie niemal zaniknęło.

Krem rozkochał mnie w sobie. Choć z niemal słodziuteńkimi epizodami, nie był bardzo słodki. Wyszedł wytrawniej, ale nie za mocno prażono. Bardzo przypadło mi do gustu to minimalne prażenie. Pewnie dzięki temu pojawiły się skojarzenie ze świeżą trawą. To, jak i pesto czy grzyby trochę mnie zaskoczyły, ale wcale nie negatywnie! Maślaność i oleistość (zarówno smakowe, jak i konsystencji) w granicach normy. Jakoś... pasowały.
Zdecydowanie wolę ją od Nutury ze względu na delikatniejsze prażenie, a dzięki temu łagodniejszy wydźwięk. Nutura z racji mocnego prażenia potrafiła zasugerować słowaność, w momencie gdy Orzechownia mimo wytrawności, smakowała maślano-słodkimi pistacjami. Wydała mi się "naturalniejszo-świeższa". Nawet po kolorze to widać - Orzechownia była estetycznie zielona (Nutura khaki-brązowawa).


ocena: 10/10
kupiłam: orzechownia.com
cena: dostałam (cena to 35 zł za 200g)
kaloryczność: 631 kcal / 100 g
czy kupię znów: możliwe

Skład: pistacje prażone (z Iranu i USA)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.