środa, 30 listopada 2022

Michel Cluizel Los Ancones 73 % Repulique Dominicaine ciemna z Dominikany

Michel Cluizel nigdy nie był marką, którą specjalnie ceniłam. Jego tabliczki, choć z przyjemnie wyczuwalnymi nutami, zawsze były mi jednocześnie za - i to irytująco - słodkie oraz przesadnie tłuste. Wszystko to pewnie wynikało z lichej zawartości kakao. Tę ostatnimi czasy producent pozmieniał; cała marka się zmieniła, zmieniły się opakowania tabliczek. Zainteresowałam się, czy wraz z tym wszystkim wreszcie wspomniane wady... wyeliminowano? Niby nie chciałam robić sobie za wielkich nadziei, ale wszystkie nowe o wyższej od standardowej zawartości zakupiłam. Na początek jednak postanowiłam wziąć "tak jakby powrót", a mianowicie region, który już w wykonaniu Cluizela jadłam, ale go zmienili. To było Los Ancones 67 % Saint Dominque, przy której w 2016 pomyślałam, że może nawet mogłabym do niej wrócić. Przy dzisiejszych oczekiwaniach od dobrych czekolad bym tego nie zrobiła (poniżej 70% przy takich nie schodzę), więc podniesienie zawartości kakao było mi tu na rękę. I naprawdę ciekawił mnie efekt! Czy twórca dobrze sobie radzi z wyższą?

Michel Cluizel Los Anconès 73 % Repulique Dominicaine to ciemna czekolada o zawartości 73 % kakao trinitario z Republiki Dominikany, z okolicy miasta Santo Domingo, z plantacji Los Ancones.

Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach wiśni, osadzony w wytrawnie cierpkawej czekoladowości, że natychmiast pomyślałam o wiśniach w ciemnej czekoladzie (może suszono-soczystych?) oraz nutkę suszonych, słodkich moreli. Owoce wydały mi się ciężkie i nieco duszne, a mało soczyste. Do tego pojawił się słodki aż cukrowo-karmelowo likiero-koniak z echem winogron. Ten do moreli dołożył trochę rodzynek. Zaprosił coś wytrawniejszego i orzechy... Orzechy palone, że aż nieco gorzkawe? Ta wytrawność wydała mi się z kolei nieco soczysta (choć ta soczystość nie wiązała się z owocami), a jednocześnie palona... Może orzechowo-kawowa? I znów myśl o czymś w ciemnej czekoladzie, a dokładniej o ziarnach kawy w niej. Daleko w tle wychwyciłam sugestię kwasku (niepewnie raz niby zapisałam cytrusy, ale z kilkoma znakami zapytania), jakby coś marynowano-duszonego... ale nie kwaśnego.

Już w dotyku lśniąca tabliczka była kremowa, ale oczywiście twarda. Trzaskała / pykała lekko, wciąż utrzymując wrażenie kremowości. Brzmiała jak cienkie, suche gałązki.
W ustach rozpływała się w tempie umiarkowanym, jak na ciemną wręcz szybko; łatwo. Była gładka i kremowo-tłusta, trochę jak masło rozpuszczające się w cieple, trochę śmietankowa. Roztaczała w ustach maziste, tłuste smugi po czym dość łatwo znikała.
Zostawiała po sobie lekko pyliste wrażenie.

W smaku pierwszy po ustach rozlał się soczysty, słodki sos wiśniowy. Zasugerował, że zaraz przytoczy odrobinkę kwasku - już zbierał się w sobie. Wzrosła słodycz w wydaniu karmelowym... wręcz cukrowym. Cukrowa słodycz trzymała się trochę owoców... i jednocześnie karmelu, wychodząc dzięki temu nieco poważniej i kojarząc się z... koniakiem? Takim, w którym doszukać się można winogronowej nutki. Sos wiśniowy częściowo zmienił się w wiśnie w likierze.

Owoce na pewno jednak nie były motywem wiodącym, bo szybko rozeszła się także nieco "sosowata" czekoladowość i orzechy laskowe, tworząc delikatną ramkę.

Owoce w tle przypominały o swojej obecności, acz były bardzo subtelne. Na pewno nie soczyste, a słodkie, scukrzone. Wciąż czułam wiśnie, może mieszające się z innymi czerwonymi owocami w wydaniu słodkim - właśnie jako jakiś sos lub czekoladki "wiśnie w likierze". Dołączyły do nich suszone, jakieś scukrzone morele i inne. Rodzynki? Z czasem traciły na jednoznaczności, upuściły trochę kwasku. Subtelnie podkreślonego cytrusem, np. deserową pomarańczą... suszoną? W głowie miałam sosy owocowe...

I sosy słodkie, acz nie owocowe. Orzechowe? Już od karmelu, cukrowo-palonego wątku z początku rozchodziła się palona nutka, obfitująca w orzechy laskowe. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pomyślałam o gorzkości palonych orzechów, co miało aż trochę kawowe zapędy. Orzechy trzymały się czekoladowości. Zaprosiły "coś w ciemnej czekoladzie". Jak się po chwili okazało: palone ziarna kawy w czekoladzie.

Gorzkość ogólnie była jednak łagodna. Wydała mi się dziwnie złamana, wygładzona pewnym chłodkiem... Chłodkiem, rześkością, który odciągał też nieco uwagi od owoców. Lukrecja zawinęła się delikatnie, otuliła gorzkość, musnęła orzechy i... zasugerowała kwasek / cierpkość? Wydobyła też ledwo uchwytną nutkę cytrusów. Raz po raz przemknęła lekka goryczka skórki pomarańczowej (suszonej?).

Wróciły myśli o cierpkawych, kakaowych sosach i polewach dobrej jakości. Ta rześkość z kolei przywróciła owoce, że tym razem czekolada / polewa kakaowa otulała soczyste, jędrne wiśnie. Pokusiły się o sugestię kwasku, ale bez realnej kwaśności.

Drobną, dziwnie soczyście-rześką wytrawność, przypisałabym do... ziemi? Wyobraziłam sobie korzenie drzew... jakby jakieś palone, zwęglone? I... zawilgocone? Bardzo odlegle przypomniała mi się ziemista Pacari z oliwkami. Motyw łagodzącego chłodu lukrecji słabł, a przez orzechowo laskowy wpływ wydał mi się nieco orzechowy (jak jakiś orzechowo-roślinny zamiennik masła, ale nie np. po prostu margaryna). Zawinęła się też łagodna nutka kawy.

Po zjedzeniu został posmak cukrowo-palony, taki.. karmelowy (ale nie do końca), posmak jakby owocowych sosów (raczej z czerwonych owoców, ale nie tylko). Było bardzo słodko, acz w palonym stylu. Do tego czuć sporo orzechów i jakby masła wege z orzechów; chłodek taki może bardziej gryzący (ale nie wyraźnie lukrecjowy). Ostała się także cierpkość jak po pyliście kakaowym sosie kakaowym.

Całość w zasadzie mi smakowała, ale nie porwała. Ciężkie owoce (sos wiśniowy, "winogronowawy" aspekt koniaku, suszone morele i pomarańcza) wyszły ciekawie, palone orzechy laskowe, "coś w czekoladzie ciemnej" również ciekawe i smaczne. Słodycz na szczęście wydawała się sosowato-palona, nie chamska, ale jednak i tak jakoś za bardzo mi się na przód pchała. Chyba przez to, że gorzkość była taka "wychłodzona", złagodzona. Lukrecję niby czuć, lekką wytrawność, ale bardzo delikatnie. Kwasku wcale, acz dobrze, bo by nie pasował. W zasadzie to jakość podobna do dawnej wersji, tylko że mniej słodka, co wyjaśnia zawartość i rodzaj cukru.
Także w dawnej czułam wiśnie i alkohol, ale ewidentnie "obok", w dzisiejszej chwilami były to wiśnie w likierze; też była palona, z nutami suszonych owoców i lukrecji; trochę ziemista. Dzisiaj opisywana wyszła po prostu... mniej czysto słodko. Co ciekawe, w obu producent pisał o nutach zielonych oliwek - te w dzisiaj przedstawianej czuć o wiele mniej - to chyba przez kontrast (przy słodyczy dawnej bardziej zwracałam na nie uwagę).

Herbato-kawa z orzechami Amano Macoris Dominican Republic 70 % trochę skojarzyła mi się z nutami kawy i korzeni drzew dzisiejszej, ale wspomniana była zupełnie inna.
Palona i wyraźnie smakująca orzechami laskowymi była też Definite 70 %, ale w niej znalazło się o wiele więcej kwasku (dokładnie cytrusów). Mimo to, Definite wyszła o wiele bardziej chamsko cukrowo niż karmelowo-sosowy Cluizel.


ocena: 8/10
cena: 40 zł (cena półkowa za 70g)
kaloryczność: 577 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.