środa, 16 listopada 2022

Karuna Tanzania Dark Chocolate 70 % ciemna z Tanzanii

Kończąc jedzenie Manufaktury Czekolady Tanzania 70 %, byłam tak pozytywnie zaskoczona, że marka po pewnych potknięciach jeszcze potrafi mnie pozytywnie zadziwić, iż pomyślałam, że z chęcią za jakiś czas kontynuowałabym przygodę z tanzańskim kakao. Padło na tabliczkę ogólnie dość podobną, bo też pod względem zawartości kakao (i nawet mniej więcej gramatury).
Kokoa Kamili in the Kilombero Valley, Tanzania.

Karuna Chocolate Tanzania Dark Chocolate 70 % to ciemna czekolada o zawartości 70% kakao z Tanzanii, z doliny Kilombero; prażona średnio mocno.

Po otwarciu uderzył zapach wyrazistego miodu pitnego. Był bardzo słodki, aż drapiący, a zarazem charakternie alkoholowy. Otoczyły go surowe, słodkawe orzechy laskowe i niemal neutralne włoskie. Wydały się bardzo, bardzo świeże, dzięki czemu dołączyły do nich drzewa i miód niezwykle naturalny... Wyobraziłam sobie jakieś zapomniane ule, pełne plastrów z miodem, a skryte wśród drzew. Wokół rosły zielone, pełne życia rośliny i drobne, leśne kwiaty. Te mieszały się z delikatnością niemal śmietankową... Z czasem do głowy przyszedł mi twarożek i twarogowy serek homogenizowany w wariancie jabłkowo-gruszkowym. Słodziutkie, delikatne owoce odnalazły się w rześkości, rozkręciły też soczystość. Przewijały się również słodkie cytrusy: głównie mandarynki, ale chyba także jakaś bardziej kwaskawa limonka. Jakby tak... jej skórka nieco wiązała się z aromatyczną drzewnością.

Tabliczka z racji konkretnej, acz nieco kruchej twardości, łamała się z głośnym trzaskiem. Ujawniła wówczas ziarnisty, jakby sprasowany przekrój.
W ustach rozpływała się powoli, aksamitnie kremowo. Mimo że zachowywała grudkowaty kształt, wypełniała usta gęstawo-maślanymi falami, smugami. Niczym... maślane, dość ciężkie, choć wcale nie za tłuste przesadnie, brownie. Brownie, które z czasem upuszczało coraz więcej soczystości, by w końcu zniknąć raczej rzadko-soczyście.

W smaku pierwszy po ustach leniwie rozlał się miód. Od początku było więc bardzo słodko, acz to słodycz naturalna i charakterna, dzika. To miód kwiatowy, leśny, jakby sam w sobie przełamujący się rześkością roślin. Czuć drobne kwiatki - pomyślałam o konwaliach, niezapominajkach, zawilcach i innych podobnych. Wiązało się to z bogactwem drobnych, zielonych roślin.

Do słodyczy zaraz dołączyła gorzkość. Poniekąd też wiązała się z roślinami, świeżością. Przemknęła myśl o starych, drewnianych ulach. Otoczyły je jednak orzechy. Surowe i wyraziste orzechy włoskie zaczynały, przecierały szlak nieco delikatniejszym laskowym. Te mknęły ku naturalnej słodyczy, łagodząc kompozycję.

Zza krzaczków wychylać się raz po raz zaczęły owocowe przebłyski. Czerwone... wiśnie i czereśnie? Niby ciutkę kwaskawe, ale jednak zmieszane ze słodyczą.

Miód w pewnym momencie zrobił się aż słodziutko drapiącym miodzikiem, a wtedy stało się jasne. Toż wśród kwiatków i niskich, zielonych roślin kryły się poziomki. Najróżniejsze: słodziutkie i dojrzałe, a także jeszcze biało-zielone i kwaskawe. Całe mnóstwo. Trzymała się ich leśna roślinność, bogactwo malutkich, słodkich kwiatów.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa orzechy zdążyły już złagodnieć zupełnie, że aż przeszły w strefę śmietankowo-maślaną. Wciąż było to świeże, delikatne. Ja jednak odnotowałam kwasek-kwaseczek. Może cytrusów-cytrusików? Mandarynek, wnoszących nibykwasek, bardziej soczystość i słodycz? Nagle podszepnęły śmietance i maślaności serek homogenizowany owocowy. W nim odnalazły się słodko-rześkie gruszki i jabłka. Specyficznie serkowe, choć gruszka... może czasem chyliła się ku bardziej soczyście-kwiatowej, świeżo-surowej wersji, z której leje się sok, a jabłko... tęsknie zerkało na ukwiecone, kwitnące jabłonie.

Po tym wróciły orzechy i drewno. Przypomniały o gorzkości, a ogółowi dodały nieco powagi, charakteru. Miód zreflektował się i pod ich wpływem pokazał się z nieco alkoholowej strony. Do głowy przyszedł mi jakiś półtorak, może trójniak... Wyraziście miodowy, alkoholowy, ale nie chamsko. Na pewno nie był ciężki - o to cały czas dbały owoce.

Do końca pobrzmiewało echo słodkich mandarynek, pomarańczy. Wciąż trochę... jabłek i gruszek? Już bardziej surowych, niż serkowych? Skrytych jednak w kwiatach i... na drzewach, wśród zielonych liści, które to rzucały cień na ule (z których miód aż wypływał?).

Po zjedzeniu został posmak miodu i motyw owocowo-serkowy, jakby nieco przykryty kwiatowo-miodową woalką. Słodycz miodu wręcz drapała, rozgrzewała, co jednak związało się z nieco alkoholowym akcentem. Ten podkreślały drzewa i drewno. Orzechy włoskie próbowały się przy tym odnaleźć, ale średnio im wyszło.

Całość była bardzo smaczna i niezwykle obrazowa, ciekawa. Ule w lesie, a więc ogrom roślin, miodu, drzew - coś wspaniałego, a do tego... poziomki! Wprawdzie ogólnie więcej w niej jabłko-gruszek jako serek homogenizowany, słodziutkich cytrusów i kwiatów, jednak także one były zaskakująco klarowne. Wątki z poważniejszym miodem pitnym też mi się podobał, bo trzymał w ryzach kompozycję. Wyszła więc głównie słodko, ale poważnie, w porywach gorzkawo i soczyście, minimalnie kwaskawo (w zasadzie kwasek był jedynie domniemany), ale jednak.
Czekolada może zbyt słodka w moim odczuciu, acz miała cudowny, dziko leśny klimat. To taka... urocza polanka, ale jednak... w lesie, zapomnianym przez ludzi.

W sumie wyszła tylko trochę podobnie do Manufaktury - Karuna to miód, Manu karmel. A choć obie zawarły jabłka, to zupełnie inne: Manufaktura zielone, Karuna serkowe, słodkie. Maślaność czy śmietanka, alkohol, orzechy - wszystko to niby wspólne, ale zupełnie inne. Tłumaczę to podobieństwem ziaren, ale zupełnie inną obróbką.


ocena: 8/10
kupiłam: dostałam od karunachocolate.it
cena: 6,40 € (cena sklepowa za 60g; ja dostałam)
kaloryczność: 508 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.