poniedziałek, 28 listopada 2022

A. Morin Java Arjuna noir 70 % ciemna z Jawy (Indonezji)

Po Beskidach (Ciemna 73% z Bali Miodowa z Truskawkami i Indonesia Java Criollo 80 %) oraz intrygującej Krakakoa 85% Pulukan Bali, która przypomniała mi się i żywo cały czas siedziała w głowie, w ogóle jakoś Indonezja jako region kakao mnie rozczochrało. Nie mówiąc już konkretnie o wulkanicznej wyspie Jawa, na którą to zawsze mam ogromną ochotę ze względu na Domori Cacao Criollo 70 % Javablond. Chciałam więcej. Już zacierałam ręce na obiekt dzisiejszej recenzji, bo kupiłam ją względnie niedawno, a... pasowała doskonale. Przecież to w dodatku moja ukochana marka.
Zaciekawiło mnie, czym jest "Arjuna". Obstawiałam region, ale nie. Po polsku Ardźuna, to niebiański łucznik z eposu Mahabharata (jednego z dwóch głównych hinduistycznych poematów epickich).

A.Morin Java Arjuna noir 70 % to ciemna czekolada o zawartości 70% kakao z Jawy (wyspa w Indonezji).

Po otwarciu uderzył zapach drzew i dymu. Z oddali dolatywała do tego palona słodycz karmelizowanego miodu. Dym otaczał grube pnie, konary i zwalone drzewa, a także... migdały i orzechy. Całe mnóstwo! Na pewno prażone migdały i prażone orzechy brazylijskie, ale też trochę je tonujące gorzkawe i świeższe włoskie. Za nimi stały gorzko-ostrawe przyprawy. Pomyślałam o przesadzonej ilości cynamonu i gałce muszkatołowej. Przyprawy wiązały się jednak z kwiatami, którym charakteru też nie brakowało. Zaprosiły świeże zioła - oczami wyobraźni widziałam zieloniutką kozieradkę, kolendrę. Ich świeżość czy nawet rześkość podporządkowała się wyrazistym owocom. Wśród tych dominowały truskawki, potem były śliwki. Wydaje mi się, że trochę wiśni podkreśliło ich charakterek. Wyłapałam też zielone winogrona i... miałam wrażenie, że trafiłam w nich podsuszany motyw. Kompozycja nie była ogółem mocno owocowa, a owoce, które czułam... poniekąd mogły się suszyć.

Zaskakująco jasna tabliczka na dotyk wydała mi się kredowo-sucha, choć wyglądała też na potencjalnie w miarę kremową. Wykazała się masywną, jakby pełną twardością. Trzaskała głośno, jak grube, suche gałęzie-konary.
W ustach wciąż była twarda, ale... niczym nadzwyczajnie zbito-maślany budyń, w którym można by postawić łyżkę. Wciąż czułam kredowość, pylistość, jednak nie wydawała się sucha. Tłusta jednak też nie. Rozpływała się w umiarkowanym tempie, trochę maziście, pokrywając podniebienie soczystymi falami-smugami. Była masywna i konkretna, ale nie ciężka i bardziej gęstawa, niż gęsta.
Na koniec pozostawiała wyraźną kredowość, suchość-pylistosć, ale jakby pozostałą po kremie-budyniu.

W smaku pierwszy rozbłysnął karmel, który błyskawicznie zasnuł się dymem. Gorzki, ciężkawy dym go spowił i otulił. Otaczał także drzewa. Oczami wyobraźni widziałam grube, masywne pnie, porastające skaliste zbocza. To też powyginane gałęzie... Raczej suche i otoczone dymem. Czuć przy tym motyw palony, ale całość nie była mocno palona... Sam w sobie dym natomiast tak.

Palona słodycz rosła odważnie, acz imperatywna nie była. Odnotowałam jakby karmel zrobiony z miodu, a także powiązanie (płynące z karmelu) z ciepłem... Ciepłem orientalnych, korzennych przypraw. Raz po raz musnął w gardle, ale nie to, żeby drapał.

Prędko, acz subtelnie swoją obecność zaznaczyły owoce. Zaczęły kwaskawe wiśnie, jednak już w ciągu kolejnych sekund puściły przodem truskawki. Ogrom słodkich, dojrzałych truskawek. Niektórych może aż miękkich? I... z miodem? Z czasem dołączyły do nich też delikatne, chyba suszono-liofilizowane śliwki. Te nieco przyprawiły owocowy wątek, kładąc nacisk na miód i cynamon. Owoce przejawiały minimum kwasku-kwaseczku.

Cynamonu posypało się nieco więcej i... chyba aż za dużo, bo przejawiał gorzkość. Towarzyszyły mu inne, ciepło-gorzkie przyprawy, w tym gałka muszkatołowa, a także echo ziemi.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa do przypraw odważnie dołączyły migdały i soczyście-tłuste orzechy brazylijskie. Nieco złagodziły gorzkość dymu, jednak ogólną gorzkość wciąż utrzymywały. Nie były mocno prażone... prażoność dopiero się intensyfikowała. Palona słodycz z ochotą jej w tym pomagała, bo i ona była w pewien sposób ciepła.

Wraz z przyprawami zaczęły pojawiać się też gorzko-słodkie, charakterne świeże zioła. W wyobraźni widziałam zielone listeczki słodko-gorzkich kozieradki i kolendry. Były rześkie i charakterne, wyrastające z czarnej ziemi. Do ich rześkości dołączyły owoce. Już o wiele mniej czerwonych, raczej... zielone winogrona? Też jednak niezbyt jednoznaczne. Przemykał przy nich, wśród listeczków, lekki, rześki kwasek cytrusów; chyba wyraźniej cytryn.

Przyprawy i prażona nutka wirowały, po czym nieco zwolniły. Migdały i orzechy rosły w siłę. 
Poczułam orzechy włoskie - łagodniejsze, jakby bardziej surowe, mimo że w skórkach. Przywołały dym i drzewa. Te osłabiły soczystość owoców i... rześkość w sumie też. 

Winogrona zaczęły zmieniać się w rodzynki, a truskawki ze śliwkami przybrały postać kostki... suszono-liofilizowanej? Raczej liofilizowanej, trochę sucho-pylistej... i dodatkowo doprawionej cynamonem. Ciepło-słodkim, już ilością trafioną. Jeszcze świeższa... albo przetworowa wiśnia chyba próbowała coś ugrać, mieszając się z cynamonem i przez ułamek sekundy zahaczając o korzenne wino, ale niezbyt jej wyszło. Wszystkie te owoce mieszały się jeszcze z miodem... palono-karmelowym? W tle wychwyciłam odrobinkę bardziej mleczno-jogurtowego akcentu - jakby szykowano jakieś owocowe lassi (pitny jogurt indyjski z przyprawami)? Mango lassi?

Liofilizowane owoce z miodem i cynamonem złagodziły na koniec całość. Dym wciąż się nad tym trochę unosił, ale... może zrobił się bardziej jak naturalne / eko perfumo-kadzidła... kwiatowe? Takie ręcznie robione, dobrej jakości... z kwiatów, z ziemistą nutką spalanego patyczka-kadzidła. A wreszcie i same kwiaty zwieńczyły kompozycję.

Czekolada bardzo mi smakowała. Choć słodycz miodowego karmelu była wysoka, wyszła tak palono-charakternie, że nie przeszkadzała. Zmodyfikowało ją orientalne ciepło. Subtelne owoce (truskawki, wiśnie, śliwki, rodzynki oraz liofilizowanie pierwszych) z ogromem dymu, drewna i migdałami, orzechami (brazylijskimi; plus trochę włoskich) wyszły bardzo spójnie. Całość miał intrygujące pazurki w postaci świeżych zielonych ziół (głównie kozieradka), wymieszanych z przyprawami, co już w ogóle uczyniło ją ciekawą.
Kupiła mnie! Aczkolwiek... za nieco niższą słodycz i gęstszą konsystencję bym się nie obraziła.

Dopiero w trakcie degustacji przypomniał mi się Morin Java noir 70 % z 2015. Marka wtedy miała inne efekty, czekolady w sumie się różniły bardzo, ale podobne motywy liofilizowania w kwestii owoców, drewna i pylistości rozpoznałam. Podlinkowana to jednak bardziej cytrusy i aż wędzenie (a nie tylko dym) - może wyszła kontrastowo przez to, że wtedy Morin słodził białym cukrem? Tamta wydawała się sucho-zawilgocona. Dzisiaj przedstawiana, choć sucho-świeża, to... w inny sposób.
Po tej tabliczce bardzo się zdziwiłam, jak podobna do bazy Beskid 73% z Bali Miodowej z Truskawkami była (dym, truskawki z miodem), a nie np. do Beskid Indonesia Java Criollo 80 %. Obstawiam więc, że pewne nuty kakao po prostu jakakolwiek słodycz (czy to miodu, czy cukru) tak wydobyła. Interesujące!
Dym i pył, śliwki, karmel, dobre perfumo-cygara - toż to odlegle przywodziło na myśl Domori Cacao Criollo 70 % Javablond
Winogrona i gałkę dobrze kojarzyłam w Pralus Indonesie Criollo 75 %, aczkolwiek reszta nie była tak podobna (podlinkowana to sporo kawy, wędzenie).
Piżmo zamiast "ciepła", śliwki i wiśnie, karmel czułam w Fossa Chocolate 70% Dark Pak Eddy Indonesia - i to też się kojarzyło, choć ta podlinkowana była łagodniejsza.


ocena: 9/10
cena: 34 zł (cena półkowa)
kaloryczność: 584 kcal / 100 g
czy znów kupię: kiedyś może i mogłabym

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.