To trzecia (z trzech zakupionych) pasta tej marki, która przed rozpoczęciem przygody z nią, kusiła bardzo. W zasadzie to za jej sprawą marką Orzechownia się zainteresowałam (o smaku makowca dodatkowo przesądziła, że w pewnym momencie podjęłam decyzję: "kupuję, teraz". Liczyłam, że będzie to jakby Basia Basia Krem z prażonych orzechów nerkowca z kokosem i solą z wyciętą solą, bo choć kiedy jadłam podlinkowaną (dawno) uznałam, że nawet mogłabym do niej wrócić, obecnie prawie wszystko wydaje mi się za słone; śladowe ilości soli mi przeszkadzają. Co więcej, prezentowana dzisiaj, kojarzyła się z Raffaello (z wyglądu słoiczka? bo "pralina" pada w nazwie?), a choć realnego nie lubię (recenzja z 2020), to wariant, pomysł, zestawienie smaków bardzo mi się podoba.
Nawiasem pisząc, producent na stronie podał kraje pochodzenia orzechów. Ale ich nazbierali! Te kraje to: Indie, Tanzania, Mozambik, Wietnam, Filipiny, Indonezja, Sri Lanka.
Orzechownia Rafaelka Miazga Orzechowa o smaku Kokosowej Praliny to miazga z orzechów nerkowca z kokosem.
Po otwarciu słoika poczułam się, jakby postawiono przede mną obłędnie kokosowy mousse, jakiś kokosowy deser śmietankowy. Niewiarygodnie konwencjonalnie mleczny i aż w tym słodziuteńki. Za słodkim kokosem prezentowały się delikatne, leciutko podprażone nerkowce - jakże zaskakująco wyraziste w tym przekazie. Wyszły maślano, przez co przełożyły się na skojarzenie z naleśnikami (cienkimi, takimi z brzegami przysmażonymi na chrupko?) ze słodkim, kokosowo-śmietankowym twarożkiem. Może z migdałami? Z Raffaello, acz takim wyidealizowanym, rzeczywiście się trochę kojarzyło.
Po odkręceniu zdziwiłam się trochę, bo nie było czego zlewać, a wierzch wydał mi się dziwny, ale wystarczyło przyklepanie łyżką i już wyglądał normalnie. Powiedzmy, bo zawartość słoika okazała się bardzo rzadka i lejąca. A jednak z mnóstwem drobineczek orzechów i zmielonych wiórków.
Wyglądała na oleisty krem z tłuszczu kokosowego w cieplejszej temperaturze, zagęszczonego orzechami.
W ustach jednak kolejne zaskoczenie - pasta gęstniała, zalepiając je. Okazała się bazowo niewiarygodnie wręcz gładka, kojarzyła mi się z gładkim i tłustym, śmietankowym twarożkiem. Wyszła nawet nieco ciężkawo, coraz bardziej gęsto, zaklejająco... Drobineczki udawały niedokładnie przemielony, grudkowaty twarożek. Aż w końcu rozbijały to zgęstnienie, krem znikał, a zostawały one.
Nie powiedziałabym, że to pasta do gryzienia - tych w zasadzie nie trzeba było gryźć jakoś specjalnie, ale nadały chrupkiego efektu i przyjemność sprawiło mi ciamkanie ich na koniec. To głównie orzechy, które przedstawiły się jako twarde, a tłusto-mięknące podczas gryzienia. Kawałków zmielonych wiórków kokosa było dosłownie kilka - okazały się podprażono-trzeszczące. Nie memłały się (przy ich ilości i gabarytach byłoby to niemożliwe), udając drobineczki orzechów. W zasadzie bardziej niż element "do gryzienia", napędziły twarożkową grudkowatość.
W smaku pierwsze polało się tsunami mleka. Mleczko słodziutkie i naturalne, konwencjonalne. Pełne uroku i niemal śmietankowe, szybko mieszało się z kokosem. O, przepraszam! Dosłownie słodziutkim i mlecznym kokosikiem. Chwilami było tak słodziutko, że aż pojawiało się mgliste skojarzenie z miodem. Wyobraziłam sobie mleczno-kokosowy mousse, jakiś krem kokosowy - być może pralinkowy. Nawet z nutką białej czekolady? Wyidealizowana wersja Raffaello, ale raczej samego kremu, niż całości... albo coś szlachetnego, inspirowanego tymi pralinkami. Mnie konkretniej do głowy przyszły jakieś rafaellowate naleśniki, nadziane właśnie słodkim, kokosowym twarożkiem.
Po chwili pojawiła się bowiem pieczona nutka. Podszepnęła podsmażone na maśle naleśniki, po czym weszła jako pewne siebie, choć naturalnie łagodne, nerkowce. Dołączyły na pierwszy plan do kokosa. Były niezwykle wyraziste i przejrzyste w tej swej delikatności. Pokazały swój naturalnie słodko-maślany charakter. Musiano podprażyć je minimalnie jak to tylko możliwe, bo był to akcent jedynie podkreślający. Nie narzucał się.
Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji w ustach nerkowce połączyły się z kokosem jakby właśnie w niemal słodko-mlecznej toni. Orzechowość, leciutkieńkie podprażenie wniosły motyw czegoś "smakowo chrupiącego" - myślałam o naleśnikach, ale w sumie mogłaby to być jakaś iluzja wafelkowości czy czegoś - acz takiej szlachetnej. Tonęło to jednak w bazowej, kokosowej mleczności, która miała w sobie coś jakby z biało czekoladowego mleka orzechowo-kokosowego. Mimo to, nerkowce pod koniec przejmowały prym. Rozchodziły się od coraz wyraźniej wyczuwalnych na języku kawałków składników. Pomiędzy nimi jednak czułam wypływającą w mleczności drobniusieńką nutkę oleju kokosowego - przejawiała się jako delikatnie gorzkawa wytrawność.
Drobinkom, jak pisałam, nie brak smaku. Napędzały lekko podprażone nerkowce. Kokosa tylko epizodycznie, nieznacznie. Pod koniec to nerkowce odegrały ważniejszą rolę. Swoją słodyczą zamknęły kompozycję.
Drobinki pozostałe po paście, smakowały a to lekko podprażonymi, maślanymi nerkowcami, a to wiórkami kokosowymi - w zależności, na co akurat trafiłam czy bardziej zwróciłam uwagę.
Po zjedzeniu został posmak słodko-maślanych, delikatnych orzechów nerkowca i kokosa wiórkowego, z lekkim już mleczno-śmietankowym echem. Całość była zaskakująco słodka, jak i maślana w pozytywnym sensie.
Jako że od razu uznałam, iż na pewno do Rafaelki wrócę, przy drugim słoiku już też trochę poeksperymentowałam, jak sprawdza się w czymś.
Pierwszą opcją było na ciepło z kaszą manną razową (dodałam na wierzch do ugotowanej i nałożonej już do miski), a drugą z twarożkiem (wymieszany twaróg z jogurtem typu greckiego).
Z ciepłą kaszą manną razową zrobioną na mleku 2% krem wyszedł pysznie. Nie zatracił swojej wyrazistości, wydawał mi się jeszcze wyraźniej maślano-nerkowcowy. Kokos chwilami wyskakiwał na sam wierzch, co przypieczętowało efekt raffaellowaty, ale z migdałem podmienionym na nerkowca. Mimo temperatury, krem nie popłynął, nie zrzedł jakoś znacząco. Gdy kasza powoli stygła, zastygał nieco i on. W dodatku struktura charakterniejszej kaszy razowej (w dodatku gotuję ją tak, by była odrobinę jakby al dente), i drobinkowego od orzechów i kokosa kremu zgrała się przecudownie, że było kremowo, ale i z czymś do zawieszenia na tym zębów. Świetne połączenie - właśnie w takich delikatniejszych, mlecznych rzeczach widzę tę pastę tak dla innych (bo ja i tak jadam je głównie łyżeczką).
Połączenie z twarożkiem przekonuje mnie znacznie mniej, bo chyba jednak charakterny twaróg i jogurt typu greckiego były za wyraziste do tej łagodnej pasty. Przez kontrast z ich kwaskiem, słodycz kremu wydała mi się jeszcze wyższa, a on bardziej po prostu "delikatnie orzechowy". Nerkowce się nie zgubiły zupełnie, ale w dużej mierze. Kokos też się jakoś nie odnalazł. Taki to twarożek z pralinowo orzechowo-słodką nutą. Dobry, ale tylko tyle (jak na tak obłędną pastę). Zdecydowanie nie jest to pasta do zbyt wyrazistych dań.
Nie ukrywam, że najbardziej wielbię swój sposób: łyżeczką, sam krem.
Krem mnie zachwycił. Ta naturalna słodycz, niemal mleczny kokos, wyrazista, nieprzeprażona nerkowcowość i potem też kokos jako wiórki zabrały mnie w cudowną podróż smakową, bogatą w naleśniki z twarożkiem i wyidealizowaną pralinę.
Nie ukrywam, że konsystencję wolałabym trochę gęstszą do łyżeczkowania, jednak to, jak pasta gęstniała w ustach, udobruchało mnie. Zakochałam się.
ocena: 10/10
kupiłam: orzechownia.com
cena: 22 zł za 200g
kaloryczność: 626 kcal / 100 g
czy kupię znów: tak
kupiłam: orzechownia.com
cena: 22 zł za 200g
kaloryczność: 626 kcal / 100 g
czy kupię znów: tak
Skład: orzechy nerkowca 64%, kokos 36%
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.