Nie ukrywam, że jedyna dotąd jedzona tabliczka chwalonej i nagradzanej marki Dick Taylor, czyli Jamaica Bachelor's Hall 75 %, nie zachwyciła mnie aż tak, jak myślałam. Być może to kwestia regionu? Jamajka nie jest bowiem jakimś szczególnie bogatym w zachwycające nuty miejscem. Byłam ciekawa, jak wyszła brazylijska propozycja, bo specyficznie orzechowe tabliczki stamtąd bardzo lubię.
Do produkcji tej użyto kakao kupionego za pośrednictwem eksportera Cacao Bahia od farmerskiej rodziny Carvalho, zajmującej się kakao od 1942.
Na opakowaniach marka często nawiązuje do statków, a tu w dodatku w oczy rzuciły mi się urocze mewy z tyłu.
Dick Taylor Brazil Fazenda Camboa 75 % Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 75% kakao z Brazylii, z regionu Bahia, z plantacji Fazenda Camboa.
Po otwarciu poczułam rozchodzące się w harmonii tuż obok siebie stateczne, wyraziste i poważne orzechy włoskie oraz słodkawo-prażone masło orzechowe z fistaszków. Zaraz nadeszło skojarzenie z brownie z masłem orzechowym, w zasadzie na jego bazie. Charakter włoskich podkreśliła z kolei odrobina ziemi i drzew. Wszystko to kryło lekką rześkość - jakby brownie było zrobione też m.in. z bananów? Wysoka i głęboka słodycz w dużej mierze oddawała miód, acz nie taki... esencjonalny. Rozbijała go kwiatowa wręcz rześkość i jakby jakieś kwiatowe owoce? Egzotyczne... i żółte? Już podczas jedzenia przyszły mi do głowy jeszcze słodkie, aż miękkawo-przejrzałe zielone winogrona.
Tabliczka wydawała się tłusto-kremowa już w dotyku. Cechowała ją twardość, a przy łamaniu słyszałam dźwięki niczym żywe, niechcące się złamać grube gałęzie. Przekrój wyglądał na niezwykle gęsty i jako taka dała się poznać, gdy odgryzałam kawałek.
W ustach rozpływała się w tempie umiarkowanym, zmieniając się w aksamitny krem. Okazała się tłusto-gęsta, niczym miękkie, acz ciężkie i maziste, maślane ciasto. Z czasem znikała bardziej rzadko-maślano, jak topione masło.
W smaku pierwsza rozbrzmiała gorzkość kawy, natychmiast mieszająca się z orzechami włoskimi. Pokazały pazurki, ciesząc swoją wyrazistością i prędko zajmując dominującą pozycję. Były wszechobecne. Po chwili poczułam brownie z orzechami włoskimi - dosłownie górą orzechów na wierzchu i soczystymi, mięsistymi sztukami w nim zatopionymi.
Brownie szybko wprowadziło słodycz. Musiano je posłodzić miodem - raczej jasnym, kwiatowym i... bananami? Mimo wysokiej i odważnie rosnącej słodyczy zadbały o rześkość. Mieszały się z kwiatami, które z kolei przywołały więcej słodkich, żółtych owoców. Mignęła mi niemal przeraźliwie słodka nektarynka, po czym zatonęła w miodzie, bananach i kwiatowej rześkości. Pomyślałam o kwiatach pokrytych rosą...
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa w tle jednak i wytrawniejsza nuta się znalazła. Mignął mi ser żółto-cheddarowy, pewna soczyście-kwaskawo-wytrawna pikanteria... i zmieniła się w maślaność. Brownie wydało mi się właśnie bardziej maślane, mniej gorzkie, ale wciąż charakterne. Tym razem jednak za sprawą ostrawych przypraw (korzennych?), odrobinki chili i... ziemi? Takiej aż nadpleśniałej...? To jednak zalał charakterny (może nieco przyprawiony albo naturalnie "ostrawy"?) miód...
Ciacho zmieniło się w miodowe brownie z ogromną ilością masła orzechowego. Maślana orzechowość wydała mi się mocno prażona, orzechy zaś słodsze. Pojawiły się fistaszki, które włoskie wygoniły z pierwszego planu. Drobne akcenty kawy, drzew wciąż dbały o goryczkę, acz była ona wyraźnie słabsza.
Miodowość i ogólna słodycz za to miały się nieźle. W tle odnotowałam kwiaty... bo drzewa musiały właśnie kwitnąć. Pomykały tam rześkie, właśnie niemal kwiatowe owoce... Czyżby winogrona?
Nagle mnie olśniło! Toż czułam duet fistaszkowego kremu orzechowego z dżemo-galaretką winogronowo-miodową. Było to słodkie, a także wyraźnie podprażono-wytrawniejsze dzięki orzechowej bazie. Owoce zahaczyły na końcówce o delikatną cierpkość, co podkreśliło też kakao. Jakbym zjadła mocno czekoladowe masło orzechowe?
W posmaku została cierpkość brownie, może nawet kawy oraz owoców... słodkich, ale i cierpkawych. Jak mniej dojrzałego banana? Tylko dziwnie zestawionego z bardzo dojrzałym (jakby zjadła jednego po drugim). Wszystko to wiązało się jednak także z miodowym, drapiąco-rozgrzewającym przesłodzeniem. Ten efekt podkreśliła też lekka, ciepła pikanteria.
Czekolada bardzo mi smakowała. Niezwykle harmonijna dwudzielność: brownie z włoskimi i charakterniejsze, bardziej gorzkie nuty oraz masło fistaszkowe ze słodkimi owocami. Bananowo-winogronowe niuanse zalewał miód, więc całość nie była mocno owocowa, a właśnie nieco przesłodzona. Jej nuty aż błagalnie krzyczały o nieco mniej miodowej słodyczy. To jednak uprzyjemniła gorzkość. Kwasków brak, za to wbrew pozorom, niemało było tu rześkości, co wyszło zacnie.
Konsystencja tłusto-kremowa i właśnie jednak czasem nieco za tłusto-słodkie pochylenia smaku nie były w pełni moje, acz nie mogę się ich jakoś bardzo czepiać.
Od razu przypomniała mi się podobna Luisa Abram Rio Tocantins / Tocantins River 70% o ciastowo-maślano-orzechowo włoskich, drzewnych nutach, która jednak była bardziej ciastkowo-maślana i wyraźnie bardziej cytrusowa, mimo że jednocześnie o wiele słodsza właśnie również za sprawą miodowej nuty. Ze względu na to, Taylor wygrał.
ocena: 8/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 49,77 zł (za 57g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 571 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie
Skład: kakao, cukier trzcinowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.