sobota, 5 listopada 2022

Beau Cacao Serian Malaysia 78 % ciemna z Malezji

Nie wiem, dlaczego, ale jakoś ta tabliczka była mi obojętna. Czyżby przełożyły się na to region, który kompletnie z niczym mi się nie kojarzył i nie moja kolorystyka? Niewykluczone. Nie lubię jednak niewiadomych i pozwoliłam sobie trochę poczytać, bo producent zachwalał, że ziarna kakao zakupił od jakiegoś pana Langin z Serian w stanie Sarawak w Malezji (okolica znana z uprawy durianów i ryżu bario). No i durian, ponoć najpyszniejszy, a zarazem najbardziej cuchnący owoc na świecie, zaczął mi świtać (jadłam w końcu Naive Durian). Serian ogólnie okazało się miastem w pewnych kręgach dość znanym (położonym jakieś 65 kilometrów od Kucing, czyli stolicy Sarawak), bo odwiedzanym ze względu na lokalne, egzotyczne smakołyki, których na tamtejszych bazarach jest ponoć mnóstwo. Owoce i warzywa prosto z dżungli!

Beau Cacao Serian Malaysia 78% to ciemna czekolada o zawartości 78 % kakao z Malezji, ze stanu Sabah, okolic miasta Serian.

Po otwarciu poczułam zapach palonego drewna, jakby nasączonego słodko-kwaskawymi, ciężkimi owocami. Pomyślałam o kwaśnych, suszonych śliwkach węgierkach, acz z nieco egzotycznym ("niby lżejszym, ale nie") echem. Wyraźnie czułam też motyw orzechów włoskich i "egzotyczną zieloność". Do głowy przyszły mi trawa cytrynowa i liście bananowców... Może nawet same banany? Mieszały się właśnie z ciężkawymi, ale egzotycznymi i wciąż rześkimi owocami. Trochę kwasku zahaczało o cytrusy, ale to nie były do końca one. Pomyślałam o napojach wieloowocowych "multiwitamina" w wersji naturalnej, wyidealizowanej.

Choć może i ładna, to beznadziejnie cienka tabliczka, wykazała się średnią twardością. Kojarzyła się z kruszonym szkłem i / lub kryształem, kiedy trzaskała raczej lekko, ale chrupko w taki właśnie szklisty sposób. Miała zbito-ziarnisty przekrój.
Mimo że kremowa w dotyku, w ustach początkowo przedstawiła się jako suchawa. Ziarnisty przekrój też niezbyt znalazł odzwierciedlenie, ponieważ okazała się raczej pylista; początkowo przez to suchawa. Rozpływała się łatwo, w średnim tempie. Czuć przy tym, że proces ten wyszedł "sztucznie przyspieszony" właśnie tą chwilami nieprzyjemną cienkością. Była miękko-tłustawa, acz w zwartym sensie. Gięła się, zrzucając z siebie trochę lepkie smugi, po czym rzedła i nagle znikała.

Już w pierwszej sekundzie w smaku rozszedł się gorzkawy popiół, o którym nie umiem myśleć inaczej niż "kakaowy popiół" (cokolwiek miałoby to znaczyć) i zwęglone drewno. Ustanowiły znacząco palone tło. Pojawiły się delikatne orzechy, a gorzkość zelżała.

Nadciągnęła za to słodycz. Pomyślałam o daktylach, które mignęły jakby "cukrem daktylowym", zaszarżowały słodyczą, po czym złagodniały. Słodycz zreflektowała się i poszła w bardziej owocowym kierunku. Wciąż trzymała się jej pewna ciężkość, ale już inna.

Odnotowałam czerwone wino, suszone śliwki węgierki i czerwone owoce. Były właśnie słodkawo-ciężkie, a jednocześnie trochę kwaśno-cierpkie. Do węgierek podkradły się jakby podfermentowane, nieco "duszne" wiśnie. Zaraz zaczęły przybierać na słodyczy, jednak już spokojniej, łagodnie. Zrobiły się jakieś bardziej egzotyczne. Dołączył do nich mglisty motyw owocowej mieszanki a'la napoje / soki "multiwitamina" w ciemnożółtej kolorystyce (tu w wersji wyidealizowanej). 

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa na tle tej łagodności wyeksponowały się orzechy. Różne, acz pod przewodnictwem włoskich. Pomyślałam o sztukach młodych i świeżych, ale i wrzuconych do... ciasta? A więc lekko miejscami poprzypiekanych, a jakby słodko-zawilgoconych. Zawitało bananowe, jakieś zdrowsze, ciasto z orzechami włoskimi. Banany wniosły słodką rześkość, która z czasem zaprosiła "zieloności". W tle majaczyły drzewa... suche drewno?

Egzotyczne liście i młode orzechy zadbały o rześkość, która nieco rozgoniła ciężkość. Poczułam trochę drewna, przywracającego gorzkość. Ta jednak mieszała się ze słodyczą, która też ani myślała odpuścić. Do głowy przyszła mi goryczkowata, a jednocześnie "pudrowo-bananowa"  sproszkowana guarana (pisałam o niej na instagramie). W wyobraźni zobaczyłam jej czerwone owoce i... i jakieś inne. 

Czerwone owoce i wino z tła przeistoczyły się w duszone w słodkim czerwonym winie wiśnie... Przemknęły... daktyle? Ciasto daktylowe z wiśniami? W wariancie czekoladowym... Pomyślałam o śliwkach w czekoladzie z nieco alkoholowym wątkiem.... Splotły goryczkę i słodycz, owoce w jedno. Przewijał się kwasek, też jakby integralnie zmieszany z czekoladową słodyczą. zakreślił wizję podkwaszonych daktyli. Zaraz jednak zlały się z multiwitaminowym wątkiem i razem skryły się za... ciastem? 
Ciasto bananowo-orzechowe zmieniło się w mocno czekoladową, słodką muffinkę z orzechami. Dosłownie czułam wątek kakao w proszku, którego musiano do niej dodać mnóstwo. Sproszkowana guarana też tu jak nic pasowała - właśnie jako gorzkawy i trochę bananowy pyłek.

Subtelna gorzkość mieszała się z kwaskiem, który z racji jej obecności pod koniec wydał mi się soczystszy i nieco cytrusowy, ale zarazem słodki. To taki ciężkawy słodko-kwasek, egzotyczny i jakby podsuszony, ale nie do końca... Zawilgocony? Przyszedł mi do głowy tamaryndowiec (pisałam o nim na instagramie), a potem rozmaite trawy cytrynowe, liście bananowca. Niby zielono-świeże rośliny, ale z zaznaczoną owocową rześkością i gorzkawym, drzewnym echem.

Po zjedzeniu został posmak właśnie jakby roślinnie kwaskawych bananów, echo czerwonych wino-owoców oraz sporo orzechów. Drewno... palono-popielne, a więc nieco gorzkawe w ciężko-suchym wydaniu, co wiązało się ze sproszkowaną guaraną. Było też słodko w sposób daktylowy i ciastowo-czekoladowy; ciężko, ale nie za mocno.

Całość była smaczna, jednak niedookreślona i dla mnie zbyt łagodna. Gorzkość jedynie pobrzmiewała, za kwaśno nie było. Owoce czuć delikatnie - to banany, daktyle, ale w wydaniu ciastowym. Trochę egzotycznego kwasku zetknęło się ze słodyczą, która też była delikatna. Jak wszystkie smaki tej czekolady. Zabrakło mi jakiegoś uderzenia. Wyszła specyficznie ciężko (suszone owoce, ciasta, wina), a zarazem z egzotyczną rześkością (zieloności, młode orzechy). Mnie mocno kojarzyła się ze sproszkowaną guaraną, która według mnie smakuje trochę gorzko-drzewnie i pyłkowo-owocowo. To akurat ciekawe, ale nie szczególnie porywające. Jako że tak się złożyło, że akurat miałam pudło tamaryndowca, z czystym sumieniem mogę przyznać, że rzeczywiście, jak napisał producent, czuć go, ale wcale nie jakoś mocno, by aż w nutach wymieniać jako jedną z głównych.
Do tego nie podobała mi się forma i struktura (cienizna!).

Wyszła podobnie do Beau Togis Malaysia 78%. W tej też czuć wiśnie, drewno i kakao w proszku, acz dzisiaj przedstawiana to o wiele więcej popiołu i orzechów niż drewna, a owoce to nie jak w podlinkowanej wiśnie i ogrom wyrazistych egzotycznych, a śliwki, wiśnie i egzotyczna mieszanka. Roślinna rześkość była podobna, choć dzisiaj prezentowana zestawiła ją z pewną ciastowo-daktylową ciężkością.


ocena: 7/10
cena: 49 zł (za 55 g - cena półkowa)
kaloryczność: 585 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: ziarna kakao, tłuszcz kakaowy, cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.