sobota, 26 listopada 2022

krem Sticky Blenders Arachid Karmel z Banana

Na markę Sticky Blenders trafiłam zupełnie przypadkiem, nawet już nie pamiętam jak. Zainteresowały mnie trochę pewne ich połączenia, więc gdy była promocja związana z czymś tam (dla mnie istotne tylko, że nie przecena), zdecydowałam się na dwa. Spodobało mi się też ich hasło: "projekt stworzony przez grupę przyjaciół zmęczonych poszukiwaniem produktów, których skład nie przypomina podręcznika do nauki chemii." Ich składy są bowiem czyste, ale... niespotykane (przynajmniej przeze mnie), jak np. dzisiaj przedstawiany słoik. Co prawda nie przekonywała mnie forma... Bananowy karmel na wierzchu, pasta orzechowa na dole jak deser z sosem? Jak to nakładać, przemieszać? Niezbyt podzielne. Miałam więc kilka powodów, by za krem zabrać się jak najszybciej. Raz, że bardzo mnie ciekawił efekt, a dwa, chciałam go jeść jak najświeższego, by właśnie jeszcze żaden olej czy coś mi się nie wydzieliło, utrudniając tym samym akcję z nakładaniem itp. W momencie kupowania jakoś nie przyjrzałam się / nie dotarło do mnie to, co na obrazku na stronie internetowej. Myślałam, że to coś bardziej przemieszanego, gładkiego.

Sticky Blenders Arachid Karmel z Banana to "naturalny krem orzechowy", czyli miazga 100% z orzeszków arachidowych z warstwą (sosem?) karmelu z bananów i syropu klonowego na wierzchu; produkt wegański.

Po otwarciu poczułam intensywnie słodki, lekko soczysty zapach przecieru z bananów z klonowo-palono-karmelowym tłem. Choć wyraziste, a więc intensywnie słodkie, nie było jednoznaczne, bo przejawiało nuty wręcz miodowo-daktylowe (jak raw bary?). Były integralne, splecione wanilią. Za tym wszystkim czuć fistaszki. Po samym otwarciu słabiej, bardziej w sensie oleju, jednak po przemieszaniu i w trakcie jedzenia bardzo wyraźnie - i to konkretnie dość znacząco prażone.

Mimo długiej daty 9 miesięcy, zawartość słoika wyglądała tak sobie. Po odkręceniu trafiłam na karmel z bananów i olej. Gęsta, przecierowo-żelowa masa karmelowo-bananowa miejscami nieco się scukrzyła, trochę chyba popłynęła (przez syrop klonowy?), a obok niej, trochę podpływając i pod, wydzielił się olej. Zlałam ("naciągając na łyżeczkę") około łyżeczki, a nieco więcej - może "małą łyżkę", wymieszałam. Musiałam wielką łychą wybrać "karmel" i odłożyć, dopiero przemieszać orzechową część. Bardzo niefunkcjonalne, ale do zrobienia.
Karmel był gęsty i przecierowo-farfoclowy. Choć początkowo zbity, zwarty, nie był masywny. W ustach rozszedł się na papkę z miękkiego, banana, upuszczającą rzadko-wodniste fale (typowe dla syropu klonowego). Wydał mi się owocowo-śliskawy i niemal zupełnie gładki. Syrop klonowy miejscami się scukrzył w małe grudki, ale dało się to jakoś przysposobić. Niektóre np. częściowo porozciskać i przyklepać, wymieszać łyżeczką. Podczas jedzenia okazało się, że to w zasadzie jakby utwardzone cukrem, scukrzone syropem kawałki farfoclo-przecieru bananowego. Gryzione zachowywało się jak zawilgocony cukier. To proces naturalny, niewiele tego było, ale i tak według mnie nie za dobrze świadczy o produkcie, bo nie widzę sensu robienia czegoś, co nie daje rady utrzymać porządnej struktury / formy.
Pasta orzechowa okazała się gęsta i zwarto-ciągnąca, mimo że też trochę oleista. Była na tyle zwarta i konkretna, że karmel na szczęście nie mieszał się z nią sam z siebie. Im bliżej dna, tym gęstość rosła, ale... w zasadzie nieznacznie. W kremie sporo drobinek, widocznych gołym okiem, nadała poczucia "miazgowości. Odznaczały się chrupkością, ale nie twardością. Niektóre bardziej jak orzeszki prażone, inne wręcz "świeżo trzeszczące".
Krem był gładki, choć czuć w nim "przemielenie"; malutkie drobinki, które w zasadzie nie wymagają gryzienia. W trakcie jedzenia dał się poznać jako maślano-tłusty, zupełnie nieoleisty (mimo że tak wyglądał). Trochę kojarzył się z niedokładnie przemielonym sernikiem. Wydawał się taki... gęstniejąco-mięknący. Zaklejał usta konkretnie. Z czasem upuszczał nieco... oleistości? No chyba właśnie niekoniecznie, bo wydawała się bardziej wodnista.
Zagarnianie raz jednej warstwy, raz drugiej, a także razem wyszło zacnie. Trochę częściowo też przemieszałam do jednolitości - wyszło bardziej gluciasto-lejąco / gęsto kisielowo, ale i to się sprawdziło. Warstwy w miarę pasowały do siebie.

Choć na wierzchu był karmel, próbowanie zaczęłam od części orzechowej. Jednak dla porządku, opisać postanowiłam "od góry".

Karmel z bananów spodziewanie uderzył wysoką słodyczą. Jego smak oparł się na przecierze / pulpie z bananów. Zasładzał niemal w sekundę, eksplodując smakiem bardzo dojrzałych, ciemnych bananów oraz syropu klonowego. Ten, choć tak intensywny, że chwilami zrównywał się z bananami, nie zawsze był bardzo jednoznaczny. Wniósł palono-przypalony motyw, lekką karmelo-miodowość. Wanilia też zdradziła swoją obecność. Mieszanka tego wszystkiego potrafiła zahaczyć o skojarzenie z surowymi batonami na bazie daktyli, z bananami i miodem. Krem-"sos" miał klimat palonego karmelu, ale nie smakował nim w 100%, a tylko "skojarzeniowo". Jego słodycz ogółem wyszła jednak za silna, męcząca.

Pasta fistaszkowa też przywitała się wysoką słodyczą, ale inną. Była naturalna, miała delikatny charakter. Oddawała świeżutkie, łagodne arachidy pozbawione skórek. Z czasem zaczęła mi się wydawać trochę podkręcona. Miejscami niewątpliwie przesiąkła "sosem", co przejawiało się jako bananowy wątek. Nadawał fistaszkom zarówno ciężkości, jak i soczystości. Do głowy przyszła mi jakaś wegańska alternatywa sernika: fistaszkowa lub łagodnie fasolowa.

Zaraz jednak arachidowość wysunęła lekko prażone pazurki. Zrobiła się wytrawniejsza. Była wyrazista, arachidowa, lekko "wytrawnawa", czym nieźle tonowała słodycz bananowego "karmelu". Dzięki temu nawet po zetknięciu z zasładzającą masą z wierzchu, fistaszkowość nie zachwiała się... no, może czasem, na trochę jej się zdarzyło (ale to epizody marginalne). Arachidy królowały, eksponując w zasadzie... łagodność. Prażoną wyraźnie, ale delikatnie. Pasta przypominała bardziej słodkości, kremy fistaszkowe, a nie "masło orzechowe" typu amerykańskiego ("peanut butter" do skojarzeń nawet się nie zbliżyło) - w wersji wyidealizowanej, więc tu jak najbardziej to zaleta. 

Słodka masa bananowa po zagarnianiu części orzechowej wydawała się nieco poskromiona i, choć wciąż bardzo, bardzo słodka od bananów i syropu klonowego, to jednak także soczysta. Podkreśliła w całości skojarzenie z wege sernikiem z owocami.
Zasładzanie masy karmelowej rozłożyło się i zelżało dzięki wyważonym fistaszkom (ani za delikatnym, ani przeprażonym), a jednak i tak z czasem, gdy zebrało się jej więcej, aż muliło.

Po zjedzeniu został posmak, o dziwo, głównie fistaszków. Podprażonych, acz łagodnych. Do tego aż ryzykownie wysoka słodycz bananów i... jakby daktylowo-bananowego raw bara. Po zjedzeniu kompozycja wydawała się łagodniejsza ze względu na arachidowość. Ja jednak czułam się też przesłodzona kompletnie, trochę jakby aż cukrowo.

Całość w sumie mi smakowała i była rzeczywiście ciekawa... ale właśnie jako ciekawostka, jednorazowy zakup, a nie coś, do czego miałabym wracać. Jestem pod wrażeniem, jak uzyskali motyw karmelu, jednocześnie zostawiając tak wyraźne banany - i że nic się nie kłóciło. Wszystko dokładnie czuć. Ze słodyczą jednak przegięli. Ja bym skupiła się na samych bananach, zrezygnowałabym z dużej części syropu klonowego i na pewno z wanilii. To męczyło. 
Podobało mi się, że w konsekwencji konwencja była słodka, a nie że np. mocno wyprażyli, przez co fistaszki mogły by pokusić się o słonawe nuty. To krem słodki w dobrym sensie (pomijam, że akurat ja wolałabym nieco niższą słodycz).
Sprawdziło mi się jako deser do łyżeczkowania - bardzo się z tego cieszę. A jednocześnie nie wydaje się to zbyt funkcjonalne. Acz ogólnie takie "miksy" nie wydają mi się funkcjonalne, a jednak istnieją (i choćby alternatywy o kiepskim składzie jak: Smucker's Goober Grape Peanut Butter & Grape Jelly Stripes cieszą się wzięciem... i nawet ja nie mogę odmówić, że efekt miły - jak na to, czym ma być). Biorąc jednak pod uwagę naturalność - forma niezbyt pracuje. Samą pastę orzechową z olejem trudno ogarnąć, przemieszać tak, by nie robić tego od razu z "karmelem". Do niego bowiem trzeba podejść inaczej przez z kolei scukrzenie się.
Mniej syropu zadziałało by pozytywnie i na formę, i na smak. Jednak tak silna słodycz niestety z czasem bardzo mi przeszkadzała (bo najpierw wyjadłam za dużo samej pysznej masy fistaszkowej?). 
Sama pasta fistaszkowa była przecudowna, bananowy karmel w sumie też był dobry, ale do poprawy.
Ja to widzę raczej w formie "z podziałką" jak np. różne jogurty z podziałem na korytka. W zasadzie było to dobre na to, czym miało być ogółem.
Przypomniała mi się Basia Basia Krem orzechowy z bananem + len + chia. Sticky wygrywa zdecydowanie.


ocena: 8/10
kupiłam: stickyblenders.com
cena: 16,90 zł za 200g
kaloryczność: 567 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: orzechy arachidowe 80%, banan, syrop klonowy, ziarna wanilii

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.