Idąc dalej w czekoladowy świat włoskiej firmy Domori i odkrywając coraz to nowe nuty smakowe, tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że muszę jakoś zdobyć pełnowymiarową tabliczkę.
Przestałam już się bać tak ekskluzywnych czekolad, poczułam się jakby wprowadzona w "fabułę", prezentowaną przez te zaledwie kilka gram. Oczywiście, dalej jestem dopiero na początku drogi odkrywania czekolady, jednak z pełną satysfakcją mogę wreszcie powiedzieć, że spróbowałam już dwa warianty firmy, o której marzyłam od bardzo dawna.
Po degustacji Domori Criollo 70 % Canoabo, przyszedł czas na jej bliźniaczą wersje, bo z taką samą zawartością masy kakaowej, czyli na Domori Cacao Criollo 70 % Javablond, z wyspy Jawa, należącej do Indonezji.
Czego się spodziewać? Nie miałam pojęcia, nawet w momencie rozchylania złotka, z największą ostrożnością.
Uderzył mnie zapach lekko kwaśnych jeszcze śliwek i owoców leśnych z goryczą, wyraźnie kakaową. Gdy tylko opadły pierwsze emocje z tym aromatem związane, zwróciłam uwagę na kolor. Był to oczywiście ciemny brąz, ale najpierw pomyślałam, że wygląda jak wysokoprocentowa mleczna czekolada.
W dotyku była idealnie gładka, lecz trochę pylista, chociaż zanim wzięłam ją do rąk, raczej bym na to nie wpadła. Obstawiałabym raczej chropowatość, a tu nic z tych rzeczy.
Kiedy kawałek powędrował do moich ust, zaskoczyła mnie jego aksamitność.
Z pozoru delikatna czekolada, stała się ciężka. Nadeszła chmur pyłów i przysłoniła całą subtelność. Smak stał się dosłownie przydymiony, a konsystencja kawałeczka zrobiła się nieco bardziej tłustawa, lecz wciąż zwarta. Rozpuszczanie się z początku szło topornie, jednak wcale nie było to irytujące. Jakby zwiastowało nadejście czegoś naprawdę dobrego.
Czekałam.
Pojawiła się winna nuta, a gdy zamknęłam oczy, znalazłam się w pubie umiejscowionym w piwnicy. Poczułam chłód, wywołany przez lekki przeciąg. Ktoś wszedł do zadymionego pomieszczenia. Zrobiło się gorzkawo, czułam ten smak, oblizując usta, a dym nie niepokoił mnie. Wiedziałam, że pochodzi z drogich cygar. Lekko szczypiący w język smak niektórych drinków. Nie był to tani bar, a raczej miejsce spotkań "skomplikowanej" klienteli, gdzie unosiły się nuty drogich cygar, ciężkich perfum i kilkuletniego wina.
Gdzieś pod tą dymną zasłoną czaiła się słodycz, minimalnie karmelowa. Była tak wątła, że niepewnie pokuszę się o nazwanie tej karmelowej nuty paloną.
Nie miała prawa tu być. Nie pasowała. To nie było miejsce dla niej. Wiedziała o tym, jednak już dawno przeniknęła w najmniejsze zakamarki tego miejsca.
Nagle... wyczułam śliwki, albo raczej powidła. Kiedy to się zaczęło? Smak ten pojawił się nagle. Wcześniejsza słodycz ustąpiła miejsca dla znacznie silniejszego smaku gotowanych śliwek. Były słodkie, a jednocześnie minimalistycznie kwaskowate.
A może to nie śliwki dodawały tego kwasku?
Przede mną zaczęła otwierać się cała paleta owoców. Czerwone porzeczki, jagody, jeżyny. Tak, jakbym jadła je garściami i wśród tych słodkich i dojrzałych,znalazły się także te kwaśne. Smaki się równoważyły, ale dało je się wyodrębnić.
Nawet nie zauważyłam momentu, w którym kawałeczek zaczął prawie znikać. Pojawiła się wtedy suchość, oraz kwaśna, ściągająca wręcz gorycz. Było w niej coś wręcz nieprzyzwoitego, a na pewno: niezwykłego.
Owoce ukryte w dymie. Myślę, że taka opisowa recenzja najlepiej odda smak tej niezwykłej, dymnej z długą i gorzką końcówką, czekolady, gdyż była ona swego rodzaju podróżą w kakaową głębię.
ocena: 10/10
kupiłam: LeChoclat
cena: 4 zł (za 4,7 g)
kaloryczność: 554 kcal / 100 g
czy kupię znów: z chęcią kupiłabym pełnowymiarową tabliczkę
O jejku, malutka! Gdyby wszystkie czekolady były takie,, na spróbowanie,, to byłabym w siódmym niebie! A ta, z tego co widzę, ma idealny wręcz smak, recenzje 10/10...czego chcieć więcej? :)
OdpowiedzUsuńOsobiście wolę większe - można więcej wyczuć.
UsuńDla mnie idealna wielkość czekolady to takie 50-70 g.
Idealny - to prawda.
Niecałe 5g, a tyle radości z degustacji. Byłabym kupiona "posmakiem" śliwek i owoców leśnych.Zdecydowanie moje smaki.
OdpowiedzUsuńCiągle jestem pod wrażeniem jak samo kakao może mieć szeroką paletę smaków. Tu zadymiony pub, tam owoce, normalnie szok.
OdpowiedzUsuńSpróbuj kiedyś. Kto wie, gdzie Ciebie któraś tabliczka zabierze? ;)
UsuńMyślę, że niedługo powinnaś mieć możliwość dostania pełnowymiarowych Domori... Ba, nie będziesz się mogła zdecydować, które zakupić! :>
OdpowiedzUsuńJawajskie kakao poznałam póki co tylko w wydaniu morinowskim. Domori jednak kusi i ciekawi potwornie (zawsze! każde Domori...), a Twoje skojarzenie z tajemniczym ciemnym pubem i tym delikatnym karmelem, który przypadkowo tam zbłądził totalnie mnie ujęło.
Pisałam już z Sekretami. Czaję się głównie na mleczne. :D A i paczka z USA się szykuje (tu mi chyba ciemne, np. setka, wpadnie). Tylko niestety, większego zakupu poczynić nie będę mogła w najbliższym czasie, bo mam straszne wydatki. :(
UsuńPo Morinie stwierdziłam, że jawajskie kakao jest po prostu zagadkowe i warte odkrywania. Ma coś w sobie.
A ja nie mam zielonego pojęcia, na które się czaję. Generalnie to na wszystkie, ale wiadomo, że nie na raz. Choć w sumie, jakbym nie zbierała na to i owo - pewnie bym ostro zaszalała ;)
UsuńWiadomo, że najchętniej kupiłoby się wszystkie! Dlatego mam nadzieję, że zawitają na stałe (chociaż częściowo), bo... nie chciałabym, żeby przez brak finansów coś wybitnie ciekawego mnie ominęło.
Usuń100g takiej czekolady to byłoby dla mnie za dużo, ale po tak kosmicznym opisie.. Miniaturką bym nie pogardziła *-*
OdpowiedzUsuńOne nie występują w 100-gramowych wersjach. Największa to 50g, według mnie to najlepsza wielkość. ;)
UsuńJakie maleństwo :D Lubię kwadratowe tabliczki, niezależnie od rozmiaru :D
OdpowiedzUsuńJa właściwie się nie zastanawiałam nigdy, czy wolę kwadratowe czy prostokątne tabliczki. :P Kwadratowe przeważnie wyglądają ekskluzywniej.
UsuńSmak powideł kojarzy mi się z dzieciństwem a tu w czekoladzie jest i jeszcze posmak przydymionych owoców mniam:)
OdpowiedzUsuńTa dymna zasłona może nie jest aż tak bardzo dla nas kusząca ale ten posmak śliwek czy powideł już bardzo :) Musiałybyśmy mieć takie dwa maleństwa aby choć trochę się tą czekoladą nacieszyć :)
OdpowiedzUsuńZa wspomnienie o śliwkach... no chcę ją. Po prostu.
OdpowiedzUsuńA ja nadal czuję się zakłopotana ekskluzywnymi czekoladami i jakoś tak myślę o nich jak nie o moim klimacie. Może zmienię zdanie, jak do którejś w końcu podejdę. Ta wydaje się ciekawa, bo lubię wino i dym (tylko nie z papierosów, fuj fuj).
OdpowiedzUsuńNajrozsądniej byłoby chyba sobie dozować ekskluzywność stopniowo, bo niestety, jak ktoś nie jest przyzwyczajony do bogactwa kakao, to może mu wiele rzeczy umknąć. Ja jednak będę pierwszą osobą, która poleci czytać Twoją recenzję, gdy sięgniesz po czekoladę z wyższej półki!
Usuń