sobota, 10 grudnia 2022

J.D. Gross Malina 70 % ciemna z Ekwadoru z kawałkami malinowymi; nowa 2020

Kolejna czekolada kupiona dość dawno i w zasadzie od razu bez przekonania. Swego czasu w Lidlach były jakieś zawirowania z Grossami, że moje 70%, które zawsze mam do dogryzania, poznikały, nigdzie ich nie było (chodzi o te J.D. Gross Ekwador 70 % z 2017). Potem wróciły, ale zmienione i pogorszone (dostępne od 2020 J.D. Gross Ekwador 70 %). Wciąż jednak dobre jak na czekolady w tych cenach. W dodatku zauważyłam, że Lidl pozmieniał całe mnóstwo produktów, niestety na gorsze. Trudno, trzeba żyć dalej. Obecnie coraz mniej w tym markecie rzeczy dla mnie, ze słodyczy w zasadzie już nic. A jednak tak mnie coś kiedyś wzięło, by sprawdzić, czy może tabliczka z owocowym dodatkiem, do której miałam wrócić, ma jeszcze u mnie jakieś szanse. Jadłam ją bowiem w 2018 jako J.D.Gross Ekwador 70 % z kawałkami nadzienia malinowego i przekonała mnie do siebie kawałkami malinowymi pozbawionymi pestek. Wszak jak maliny bardzo lubię, tak ich pestek nienawidzę.

J.D. Gross Malina 70% to ciemna ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao arriba z Ekwadoru z kawałkami malinowymi, które stanowią 6% tabliczki; nowa wersja od 2020/21.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach bardzo słodkich, aż landrynkowych, dżemiko-konfiturowych, syropowych malin. Wydały mi się nieco przerysowane, mimo że pobrzmiewały też świeże, słodkie maliny. Sama czekolada znalazła się dopiero za nimi, wykazując się nutami mocno palonych ziaren kawy. Niestety, ogółowi jakoś tej świeżości brak, bo snuła się w tym duszna, cukrowa słodycz rodem z pianek marshmallow.

Twarda w kamienny sposób tabliczka trzaskała bardzo głośno. Mimo że w przekroju nie wyglądało na to, by sowicie sypnęli malinowych kawałków, w trakcie jedzenia okazało się, iż to tylko pozór. W zasadzie trudno o kęs bez nich. 
Czekolada rozpływała się powoli i tłusto. Utrzymywała kształt, mięknąc zupełnie. Była gładka i kremowa, smugami zalepiała usta zupełnie i leniwie odsłaniała różnej, acz głównie średniej, wielkości kawałki malinowe.
Chwilowo na początku wydawały się suchawe, przez właśnie suchszy, pylisty wierzch, ale to tylko pozór. Wyszły jak miękko-soczyste żelki zrobione z dodatkiem przecieru. Rozpuszczały się o wiele wolniej niż czekolada, a do zębów lepiły się trochę, gdy się je gryzło. Ja raczej podgryzałam i podsysałam, by się rozpuściły. Nie było w nich żadnych pestek.

W smaku najpierw pojawiła się lekka gorzkość, kojarząca się z mocno paloną i tylko co zaparzoną kawą; bardzo delikatną. Odnotowałam lekką ziemistość i pyliste kakao. Wyobraziłam sobie kawę rozpuszczalną creme z bogatą pianką na wierzchu... Swej "czarnokawowości" długo nie utrzymała, bo zaraz wlała się do niej śmietanka.

Śmietankowo-maślany, cappuccinowy splot utworzył bazę, a wtedy swoją obecność zgłosiły maliny (początkowo subtelnie, acz miałam wrażenie, że tymi cukierkowo-dżemikowymi miejscami sama baza przesiąkła dość znacząco) i słodycz.

Słodycz okazała się imperatywna i bezkompromisowa. Zaleciała waniliowymi piankami marshmallow, cukrem, może cukrem-pudrem... Pomyślałam o słodkiej kawie i słodkich, śmietankowo-mlecznych karmelkach. Takich coraz bardziej maślanych? Baza bardzo złagodniała w tym kontekście i zaleciała taniością.

Maliny czuć trochę niezależnie od kawałków. Wpisały się w słodycz. Przejawiały sporo soczystości, jednak zdecydowały się na smak bardziej cukierkowy, galaretkowy niż świeży. Nie był jednoznacznie sztuczny, ale słodziuteńki. Trochę konfiturowo-cukrowy. To podkreślał palony wątek czekolady. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa właśnie paloność i konfiturkowe maliny wszystkim rządziły.

Cukier nawet trochę się im podporządkował. Lekko drapał w gardle, wprowadził duszny aspekt, ale nie był bardzo męczący. Odsłaniające się kawałki malinowe, nawet niegryzione, coraz bardziej odciągały uwagę od samej czekolady, serwując smak galaretek, landrynkowych, słodziuteńkich konfitur i syropów malinowych.

Z czasem, gdy czekolada już znikała, wydawała mi się mdławo-tłusta, maślano-cukrowa. Niby cierpkawo-palona, ale niespecjalnie gorzka, a tak "tanio". Słodka jak cappuccino z piankami marshmallow (wyobrażenie)... Podane do kakaowego ciasta z galaretką malinową.

Wątek konfiturowej galaretki, w miarę soczystej, ale przede wszystkim cukrowej na końcówce wyszedł na przód - po zniknięciu czekolady kawałki zaprezentowały się bowiem w pełni, zagłuszając posmak bazy. Wątek przecierowo-naturalny czułam, jednak przegrał z cukierkowym dżemiko-syropem i kiepskim, tłuszczowym echem.

Po zjedzeniu został posmak cukierkowych malin z jakimś właśnie tłusto-sztucznawym motywem. Do głowy przyszła mi landrynka wymieszana z olejem. Do tego lekka cierpkość kakao i przesłodzenie zupełne, w ciężkim stylu.

Całość choć w sumie wciąż w miarę ciekawa i całkiem spoko, to jednak... te kawałki malinowe zupełnie mi obecnie nie podchodzą. O ile jeszcze w trakcie jedzenia jakoś tam się sprawdzały, tak im bliżej końca, tym gorzej. A posmak? Zgroza. Wydaje mi się, że wyszły bardziej nachalnie syropowo-tłuszczowo, właśnie w posmaku aż uderzając tandetą tych składników. Nie wykluczam jednak, że to ja zrobiłam się jeszcze bardziej czuła na takie "atrakcje".  Mam wrażenie, że ogólnie spadła jakość Grossów, że obecne są bardziej "tanie" w smaku. Już kiedyś w tych kawałkach malinowych było coś kiepskawego, mimo że ogół jawił się przyjemnie. W tej wersji jednak sama baza jakby się nie wykazała. Nie była zła, ale... To "ale" nabrało tu niestety fundamentalnego znaczenia. Całość taka, co to niby można zjeść, ale np. ja nie widzę sensu jedzenia rzeczy tego typu (słodycze to mogę jeść te zachwycające, inne mnie nie kręcą). Oceniam jednak jako czekoladę z kawałkami malinowymi, bo w zasadzie oferuje właśnie to, czego można się spodziewać.


ocena: 7/10
kupiłam: Lidl
cena: 5,49 zł (za 125 g; chyba promocja)
kaloryczność: 552 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, syrop glukozowo-fruktozowy, mąka ryżowa, zagęszczony przecier z malin 0,5%, lecytyna sojowa, tłuszcz palmowy, naturalny aromat, skrobia ryżowa, substancja zagęszczająca: pektyny, kwas: kwas cytrynowy; ekstrakt z laski wanilii, zagęszczony sok z czarnej marchwi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.