środa, 7 grudnia 2022

Chapon Chocolatier Chocolat Noir D'Origine Equateur ciemna 74 % z Ekwadoru

Zastanawiając się, po którą tabliczkę tej marki sięgnąć w następnej kolejności, w sumie nie wiedziałam, czym się kierować. Dzień przed naszła mnie jednak ochota na Ekwador - miałam to szczęście, że wśród zakupionych i ten kraj był. Niestety w przypadku tej tabliczki czekała mnie niemiła (acz malutka) niespodzianka. Choć na stronie obiecywano 75% kakao, na opakowaniu ujrzałam 74%. Niby szczegół, ale jednak. Acz opakowanie, może wcale nie jakieś artystyczne czy niezwykłe, jakoś tak mi wpadło w oko, że jedynie wzruszyłam ramionami. Miałam przeczucie, że i tak będzie dobrze.

Chapon Chocolatier Chocolat Noir D'Origine Equateur to ciemna czekolada o zawartości 74% kakao Arriba Nacional z Ekwadoru.

Po otwarciu poczułam karmelowo-kówkową słodycz rozpościerającą się na śmietankowym tle. Zapach nabiału płynął też bezpośrednio z karmelu i krówki, jakby były to kolejno karmel śmietankowy i mocno mleczne krówki. Dołączyła do tego rześkość, przynosząca na myśl świeże, drobne rośliny w uroczych doniczkach z czystą, świeżą ziemią. Musiały stać w pobliżu uchylonego okna, zza którego wkradało się wiosenno-letnie powietrze. Pomyślałam o jaśminie, czymś białym... o lodach jasnego koloru? Lekki kwasek zasugerował cytrynowe (acz na pewno nie sorbet). Były słodkie, z dopływami pomarańczy czy nawet bardziej uroczych mandarynek z tła. Wyłapałam też echo słodko-czerwono owocowe, jak jakiś sok malinowo-truskawkowy? Soczystość mieszała się z ziemią.

Ciemna i gładka tabliczka była masywna, twarda i trzaskała bardzo głośno. Potwierdzała tym samym swą masywność, jakby była niezwykle pełna i gęsta. A jednocześnie wydała mi się lekko krucha.
W ustach rozpływała się jak pełny, gęsty i dość tłusty budyń na bazie śmietanki z masłem. Robiła to raczej wolno. Obsmarowywała podniebienie i chwilami kojarzyła się z tłustym serkiem śmietankowym lub śmietankowymi lodami. Miękka masa sugerowała pyłkowość, acz nie była pyłkowa jednoznacznie.

W smaku pierwsza rozeszła się delikatna słodycz. Reprezentowała palony karmel i krówki. To palony, acz raczej śmietankowy karmel, a krówki tak mleczne, jak to tylko możliwe. Z pazurkami, nie takie przecukrzone, a szlachetne. Sowicie posłodzone naturalną wanilią.
Nuta śmietanki nie była jednoznacznie słodka, bo chwilami chyliła się lekko ku śmietance nieco kwaskawej.

Palony motyw szybko wzrósł jeszcze. Za sprawą słodyczy najpierw pomyślałam o palono-cukrowych waflach typu duńskiego do lodów. Twardych, ciemnych... Z czasem zmieniły się w płatki kukurydziane. Pomyślałam o tych ciemniejszych, poprzypalanych sztukach, których akurat w tej degustacyjnego torbie corn flaksów musiało trafić się bardzo dużo.

Gorzkość przybrała na znaczeniu, acz nie była imperatywna. Wiązała się z orzechami, cały czas dopieszczając palony motyw. Może jak trochę bardziej orzechowe płatki kukurydziane. Znalazłam w niej trochę ciepła, a jakoś mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa też więcej ziemi. Wyobraziłam sobie nasłoneczniony parapet z mnóstwem małych, uroczych doniczek wypełnionych świeżo zmienioną, czystą ziemią, z której wyrastały drobne, zielone roślinki oraz nieduże, jasne kwiaty.

Po paru chwilach od pojawienia się, drobne kwiaty przywołały jakieś inne... Wciąż były żywe, niosące ciepłą rześkość i słodycz. To trochę jasnych róż, może jaśmin... Choć delikatne, kryły odrobinkę cierpkości, rewelacyjnie podsycającej ziemię.

Po tym kwasek wypłynął z tła bardziej na przód. Śmietanka powoli zalewała inne łagodne wątki, a tuż-tuż przy niej połyskiwał kwasek. Lody śmietankowe, zrobione na bazie śmietanki w wariancie cytrusowym pokazały się w pełnej krasie, nie szczędząc słodyczy. Musiano je posłodzić wanilią i podać w waflu o palono-karmelowych zapędach. Słodycz, która na dość długo w ogóle zelżała, znów zwróciła na siebie trochę uwagi. Jakby tak ktoś zestawił lody śmietankowo-cytrynowe i krówkowe? Przed oczami wyobraźni zbierało mi się coraz więcej i więcej czarnych kropeczek zmielonej wanilii.

Mleczna krówka po chwili jednak znów zrezygnowała z dużej części słodyczy i stała się płatkami kukurydzianymi w mleku. Ewidentnie z takiej torby, w której już tych poprzypalanych było znacznie mniej albo... w ogóle nie było. Płatki z mlekiem przypieczętowały łagodność.

Kwasek osłabł, choć też nie był za mocny ani przez moment. Znów pomyślałam o słońcu, ale już nie o parapecie z kwiatami, a o mandarynkach leżących właśnie na słońcu. Podkreśliło ciepły wydźwięk, przez co zdarzyło mi się pomyśleć o odrobince słodkiego cynamonu. Cytrusy kontynuowały ciepłą rześkość i słodycz. Te równoważyły się idealnie.

Wyłapałam też słodką, soczystą nutę jakby mieszanego soku z owoców, m.in. z truskawkami i malinami. Sporą ich ilością, podkreślonych cytrusami.

W posmaku zostały cytrusy... a w zasadzie "cytrusiki" (mandarynki i lody cytrynowe na bazie śmietanki) z palonym, krówkowo-cornflaksowym wątkiem. Trzymała się tego lekka ziemistość i jej cierpkość. Zwieńczyła wszystko swym charakterem, zmieszanym z waniliową, mleczną tonią.

Całość bardzo mi smakowała i zaintrygowała niezwykle obrazowymi nutami śmietankowo-cytrynowych lodów, krówek i wafli duńskich, płatków kukurydzianych z mlekiem. Cytryny i mandarynki zmieszane z kwiatami niosły słodycz, ale była ona bardzo rześka, niemocna. Gorzkości może nie czułam za wiele, ale palony, ciepły klimat z domieszką ziemi też był w porządku.
Konsystencja przyjemna i... ogół był właśnie przyjemny. Delikatny, acz wciąż z charakterem (nie ukrywam jednak, że wolałabym go jeszcze więcej). Może to czekolada nie zupełnie moja, ale zacna.


ocena: 8/10
cena: 7,20 € (za 75g)
kaloryczność: 563 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.