niedziela, 17 sierpnia 2025

Dobry Orzech Pasta z Migdałów z Kokosem i Białą czekoladą

Choć nie lubię białej czekolady i nie przemawia do mnie większość kremów orzechowych, do których jest dodawana, akurat zestawienie migdałów i kokosa właśnie z nią, uznaję. Oczywiście, w granicach rozsądku, by nie było za słodko. Grizly Krem migdałowy z białą czekoladą i kokosem odebrałam bardzo pozytywnie, jednak ze względu na wielkość opakowania wiedziałam, że do niego nie wrócę. Stąd myśl, że warto dać szansę dzisiaj przedstawianemu. Zamawiając, kompletnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. A po zjedzeniu paru kremów Dobrego Orzecha... też nie ułożyłam sobie w głowie żadnego wyobrażenia.

Dobry Orzech Pasta z Migdałów z Kokosem i Białą czekoladą to czekoladowo-migdałowy krem z prażonych, blanszowanych migdałów z pastą kokosową i białą czekoladą.

przed i po uporaniu się z olejem
Po otwarciu poczułam zapach bardzo słodkiego kokosa. Do głowy przyszła mi biała czekolada z wiórkami oraz tłusty krem z pralinek typu Raffaello. Biała czekolada była istotnym elementem, niewątpliwie dosładzającym i napędzającym mleczność. Zalatywała trochę tanio. Raz po raz przemknęło mi echo kwasku kokosowo-śmietankowego. Obok wyraźnie pokazały się migdały - choć one nasiliły się dopiero, gdy uporałam się z olejem i już w trakcie jedzenia. Wtedy rozbrzmiewały na równi z kokosem. Tchnęły w kompozycję szlachetną wytrawność, mimo że i one zawierały słodycz.

Na wierzchu wydzieliło się sporo oleju. Zlałam, ile się dało, czyli jakieś 4 łyżeczki. Odrobina oleju mieszała się już niestety za bardzo z ruchomo-lejącym, rzadkim wierzchem kremu. 
Podczas mieszania okazało się, że na dnie krem nieco podsechł, ale biorąc pod uwagę, jak lejąco-tłusta była większość słoika, wyrównało się... Trochę trwało, nim rozmieszałam grudki, w jakie krem się pozbijał, do jednolitej konsystencji, ale w końcu osiągnęłam jednolicie-kremowy efekt. Wtedy krem wciąż był raczej rzadki i półpłynny, ale jednocześnie trochę kleisty. Wyglądał na bardzo oleisty. Widać w nim do tego pojedyncze drobinki wiórków i czarne kropeczki.
W ustach rozpływał się w tempie średnio-szybkim, bardzo łatwo rzednąc. Na chwilę trochę zalepiał, ale prędko odpuszczał. Był rzadkawo-miękki. Czuć w nim proszkowość i pylistość, napędzane głównie mocno zmielonym kokosem, nie migdałami. Tłustość była wysoka. Połączyła w sobie kremową, tłusto-mleczną czekoladę z oleistością.
Gdy z ciekawości pogryzłam pastę, trzeszczała jak delikatne wiórki kokosowe wymieszane z jakimś pyłkiem.
Gdy masa rzadko zniknęła z ust, zostawały w nich pojedyncze drobinki kokosa, wręcz proszek kokosowy. Nie wymagały gryzienia, ale urozmaicały strukturę. Ja je jako tako czasem ciamkałam - wyszły subtelnie krucho-chrupko.

W smaku krem przywitał mnie wysoką słodyczą. Wyszła trochę rozpoznawalnie, ale nie chamsko cukrowo, na co przełożyła się biała czekolada. Pokazała się, mignęła taniością, po czym minimalnie wycofała słodycz. Tak, że stanęła na poziomie bardzo wysokim, nie straszliwie wysokim.

Czekolada pozostawiła za to wyrazistą mleczność. Przemknęło mi nawet mleko w proszku, ale zaraz mleczność zaczęła się zmieniać. Poczułam wręcz śmietankowość, co po chwili spójnie wprowadziło kokosa. Wykazywał też wysoką, w pełni naturalną słodycz i pewien mleczny ton, więc zgrał się z czekoladą w jedno. Tak, że biało czekoladowość przestała być taka oczywista.

Migdały pojawiły się za nimi, dość szybko. Wplotły ledwo uchwytną prażoną nutkę oraz ogrom słodyczy. Słodycz kremu pod ich wpływem zdecydowała się na bardziej kokosowo-migdałowy, niecukrowy wydźwięk, a jednak... pralinki typu Raffaello zagościły w mych myślach. Czułam się, jakbym jadła krem z pralinek, niekoniecznie w wersji wyidealizowanej. Wegańskie Raffaello? Migdały kryły jakby roślinnie wegańską nutkę.

Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji migdały dosłownie przez ułamek sekundy obiecały pewną wytrawność, ale... jednak nie nadeszła. Zatraciły się w swej słodyczy. W dodatku wróciła wyższa, białoczekoladowa słodycz. Okazała się trochę przesadzona, mimo że częściowo podporządkowana migdałom. Kokos również się w niej odnalazł, na dobre sprawiając, że czułam się, jakbym jadła wspomniane pralinki w wersji pozbawionej migdała ze środka. 

Słodycz kremu kokosowo-migdałowego zmierzała w drapiącym kierunku. Nie pomogły akcenty kokosa bardziej wiórkowego, który wyłonił się wraz z wyłaniającymi się drobinkami. Zwieńczył wizję pralinek kokosowych i białej czekolady o nazbyt słodkim, trochę tanim smaku.

Po zjedzeniu został posmak średniej białej czekolady, słodkiego kremu i miazgi kokosowych. Biała czekolada zbytnio się rządziła - pomogła w tym sobie drapaniem w gardle. W oddali zaznaczyły się słodko-kremowe migdały. 

Krem mi nie podszedł. Już po paru łyżeczkach wiedziałam, że nie dam rady za dużo go zjeść osobno (kremy orzechowe przeważnie, dość często jem po prostu łyżeczką). Wyszedł za słodko i za rzadko, jak sos. Nie rozumiem, po co tyle białej czekolady do tak słodkiego duetu jakim jest miazga kokosowa i blanszowane migdały. One przecież same w sobie potrafią wręcz zasładzać. Do kremu kokowo-migdałowgo z białą czekoladą widziałabym właśnie nieblanszowane migdały dla przełamania. Ten smakował... niczym krem z pralinek typu Raffaello, ale bez migdała w środku. A to przecież on był zawsze główną atrakcją. Biała czekolada w sumie wpasowała się, ale niczego dobrego nie wrosła... po prostu była.

Jako że kojarzyło mi się to bardziej z sosem niż kremem, postanowiłam tak to wykorzystać. Jako że do głowy przyszły mi pralinki typu Raffaello pozbawione migdałów, czułam, że tam aż się prosi całe migdały dodać. Stąd i pomysł na twarożek z tym kremem i migdałami.
W zestawieniu z naturalnymi, wyrazistymi migdałami krem... wyszedł blado migdałowo. Kokosa jako tako czuć, ale niestety na przód wybiła słodka biała czekolada. Wyszedł jak bardzo słodki, sosowaty dodatek, który niby wyszedł nieźle z twarożkiem, ale nie tak, bym miała to połączenie szczególnie chwalić.

Uznałam, że można by to też podrasować w kokosowym stylu i zrobiłam jaglankę (bo od dawna za mną chodziło). Inaczej jednak niż zwykle, bo ugotowałam ją na odrobinie wody i mleczku kokosowym light, a już w misce posypałam jeszcze wiórkami. Dodałam do tego łychę kremu (jakieś góra 25g?).
Ku mojemu zaskoczeniu, krem nie popłynął od ciepła kaszy, a wręcz chwilami wydawał się ciutkę gęstnieć. Wyszedł bardzo lepiszczo, a tłustość dawała się we znaki.
W smaku na pierwszy i chyba drugi plan wybiła słodycz białej czekolady. Pod wpływem ciepła zasładzała i drapała w gardle po sekundzie czy dwóch. Za słodyczą znalazł się kokos. Nie wydawało mi się, że to mleczko kokosowe i wiórki go podkręcały. Po prostu w cieple kokos jakoś bardziej niż migdały uczepił się słodyczy. Migdały... odeszły na bardzo daleki plan. Kasza zdawała się je trochę wydobywać, ale dałoby się zapomnieć, że to krem migdałowy. Wyszło to raczej jak zacukrzający, białoczekoladowy kremo-sos. Na ciepło to najgorsza opcja.

Jak widać, nie wyszedł najlepiej ani sam w sobie, ani do czegoś. Ani sam, ani z czymś mi ten krem nie pasował, więc oddałam Mamie. Jej słowa: "W pierwszej chwili, gdy samego kremu spróbowałam łyżeczką, wydał mi się niedobry, jak tania biała czekolada. Gdy go próbowałam jeść z ciastkami pełnoziarnistymi, to czułam w nim wyraźnie mleko w proszku i głównie białą czekoladę. Kokosa potem. Całość mi nie smakowała i w dodatku zbyt lejąca była". Mama nie skończyła kremu, więc resztę oddałyśmy ojcu.


ocena: 5/10
kupiłam: dobry-orzech.pl
cena: 28 zł za 180g
kaloryczność: 609,2 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: prażone blanszowane migdały 70%, pasta kokosowa 15%, biała czekolada (cukier, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku, serwatka w proszku, lecytyna sojowa, naturalny aromat wanilii)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.