poniedziałek, 11 sierpnia 2025

Olini Czekolini Krem z orzechów z surowym kakao i bananami

Nie zostawiłam tego kremu od Olini na koniec umyślnie, a po prostu czekałam, aż mnie bardzo najdzie na czekoladowy krem. I to w dodatku nie taki zwyczajnie czekoladowy, a bananowy. Banany w słodyczach zazwyczaj wychodzą kiepsko, ale parę kremów orzechowych pokazało mi, że w nich właśnie się sprawdzają. Pewnie dlatego, że producenci, z którymi kremami miałam do czynienia, zdecydowali się na prawdziwe banany. Nie inaczej było z Olini, które w ogóle ceni sobie jakość produktów i ich wartości prozdrowotne. Swój czekoladowy krem zrobili z surowym kakao, wychwalając jego wartości (jak piszą: "powstał w oparciu o dowody naukowe i należy do tzw. Evidence Based Food", a "jego recepturę pomogli opracować naukowcy z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi"). To jednak trochę mnie zdziwiło, bo na stronie swoje kremy z owocami zachwalają jako produkty dla dzieci, a to jednak... wyglądało mi na takie, co to niekoniecznie musi wyjść jak jakiś uroczy kremik czekoladowy, a coś może... bardziej mojego?

Olini Czekolini Krem z orzechów z surowym kakao i bananami to krem z "podprażonych orzeszków ziemnych z surowym / niealkalizowanym kakao z Afryki i liofilizowanymi bananami; lekko chrupiący".

przed i po uporaniu się z olejem
Po otwarciu poczułam intensywny zapach prażonych orzeszków ziemnych, mieszających się z czekoladą, w której wyraźnie zaznaczyła się goryczka kakao. Przełożyło się to na wizję batonów / cukierków Pierrot i cukierków typu Michałki. Słodycz była jednak średnio-niska. Banany swoją obecność zdradzały trochę - w ciemno można by nie zgadnąć, że to one za nią stoją.

Na wierzchu wydzieliło się nie za dużo oleju - zlałam jakieś 2 łyżeczki, a dosłownie parę kropel wymieszałam. Sprawiało to wrażenie trochę olejo-wody niż po prostu oleju.
Mieszanie trochę czasu mi zajęło, bo krem był bardzo gęsty. W porywach wyglądał na suchawy, ale to tylko złudzenie, bo w istocie przypominał bardzo wilgotne, plaskające, papkowate ciasto. Trochę się ciągnął i lepił, pokazując mi liczne drobinki (orzechów? bananów?). 
W ustach krem wydawał się jeszcze gęstnieć, jawiąc się jako miękki, ale też masywny i syty, wręcz ciężki. Czuć w nim orzechową tłustość, a mimo to, nie wydawał się tłusty. Kremowy za to... do pewnego stopnia. Pojawiło się w nim lekkie jakby zagęszczenie czekoladą, przekładające się za zalepianie ust. Rozpływał się w tempie wolnym, racząc miazgowym efektem. Z czasem okazało się, że stały za nim drobinki bananów; nie zarejestrowałam drobinek orzechów (acz możliwe, że schowały się w bananowych). Choć najpierw porządnie zalepiał, z czasem odpuszczał i łatwo rzedł. Wydawał się przy tym ciastowo-papkowaty i zawiesinowy, acz do końca zwięzły. Trochę przytykał.
Gdy na próbę gryzłam masę, wydawała się nie tylko miazgowa, ale też pyliście skrzypiąca. Bardzo oklejała zęby.
Wyczuwalne drobinki poniekąd zdawały się rozpuszczać wraz z masą, jednak końcowo zostawało ich całkiem sporo.
Drobinki jakoś uciekały, że na koniec niespecjalnie było co gryźć. Parę razy jednak w skupieniu je wyłapałam i pogryzłam. Ujawniły wówczas miękkawość liofilizowanych drobinek bananów. Gryzione na koniec niby były chrupiące, ale raczej delikatne.

W smaku pierwszą poczułam nieśmiałą słodycz, za którą przemknął banan. Najpierw ledwo uchwytny, znikający jeszcze szybciej niż się pojawił. Słodycz pokazała się, po czym zawahała... jakby wystraszyła?

Czmychnęła przed średnio wysoką, ale z kolei bardzo pewną siebie, gorzkością. Była bardziej kakaowa niż czekoladowa i wyraźnie ziemista, wręcz trochę ciężkawa. Miała soczysty charakter. Wydawało się, iż podąża za nią palone echo - to jednak musiała zasugerować subtelna nutka prażenia orzechów.
Ziemistość nasilała się. Przechwyciła bananowy akcent i podszepnęła mu dziwnie... podkwaszony ton?

Słodycz zdecydowała się ją trochę otulić i lekko wzrosła, przy czym udało mi się rozpoznać jej bananowe pochodzenie. Banan zaskoczył na wyraźnie słodki tor (bez żadnej kwasowości). Nie pchał się jednak na pierwszy plan - bananowość trzymała się tyłów. Słodycz rosła powoli wraz z arachidowością.

Fistaszki najpierw lekko zaznaczyły swoją obecność, trochę rosły, rosły... i nagle mniej więcej w połowie rozpływania się porcji w ustach wskoczyły na pierwszy plan. Pod ich dowodzeniem słodycz i gorzkość połączyły się w jedno, idąc w bardziej czekoladowym kierunku. Soczystość kakao nakręcała się nawzajem z bananami, po czym trochę się oddaliła. Przez moment otarły się o pieczone z czekoladą banany, jednak to zaraz umknęło, oddając pole do popisu orzechom.

Pojawiła się myśl o czekoladowych cukierkach: Michałkach, Pierrotach. Takich z mnóstwem wyraźnie prażonych arachidów, w wersji wciąż ostrożnie słodkiej. Słodycz trzymała się nisko-średniego poziomu i wcale tak się nie chwaliła bananowym charakterem. Owszem, były wyczuwalne, ale na pewien czas jakby zrobiły sobie przerwę. Prażoność oraz ziemistość kakao już tego pilnowały!

Dopiero z czasem banany bardzo wyraźnie się pokazały - a robiły to wraz z coraz większą ilością zaznaczających się na języku kawałków. Kawałeczki podkręciły smak bananów, które zawitały na pierwszym planie. Nagle zrobiło się bardzo słodko. Wróciła też lekka soczystość.

Soczystość... i tym razem nie zatrzymała się na długo przy bananach, osiadając w kakao. To przybrało wręcz truflowy klimat. Gdy banan końcowo przycichł, gorzkość wróciła na pierwszy plan.

Kawałki pozostałe po całej masie, gryzione smakowały łagodnie; słodko - a jakże, dało się rozpoznać banany. Nie były jednak bardzo intensywne - mocne otoczenie trochę je zgasiło?

Po zjedzeniu został posmak ziemiście-gorzkawo kakaowo-czekoladowy i mocno prażono arachidowy. Banany liofilizowano-pieczone także w posmaku stanowiły jedynie subtelny, słodki dodatek. 

Krem zaskoczył mnie, że wyszedł tak charakternie ziemiście-kakaowo. Czuć, że dodano do niego surowe kakao. Wyszedł dość ciężko, na co warto brać namiar (mnie to nie przeszkadzało jakoś szczególnie). Soczystość kakao poszła już w czekoladowym kierunku i świetnie pasowała do bananów. Prażeniem arachidy wprowadziły do tego motyw cukierków typu Michałki i Pierroty. Całość była przyjemnie nisko słodka i gorzka, a także mocno orzechowa. Banany były wyczuwalne, ale nie na pierwszym planie. Konsystencja była niezła, choć nie idealna, bo zbyt ciastowa, a nie jak to krem orzechowy, ale zacnie połączyła gęstość z drobinkami. Wolałabym wprawdzie produkt nieco mniej ciastowy. Wady uważam za naprawdę malutkie, ale że cena jest wygórowana, ocena taka, a nie inna.


ocena: 9/10
kupiłam: olini.pl
cena: 59,90 zł (za 200g)
kaloryczność: 558 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym kiedyś do niego wrócić

Skład: krem z orzechów arachidowych 64,4%, banan liofilizowany 20%, kakao niealkalizowane 9%, olej z orzechów laskowych 6,6%

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.