Chuao od Chapon teoretycznie jadłam jako Chapon Chuao Origine Venezuela w 2023. Zmieniło się jednak opakowanie, przez co zwróciła moją uwagę na stronie producenta. Postanowiłam ją sobie przypomnieć, bo w międzyczasie, producent zmienił też używany cukier na nielubiany przeze mnie biały. Czego nie wiedziałam w momencie zamawiania. Bardzo zmarkotniałam, gdy to odkryłam, lecz gdy przyszło do testów, zmienione tabliczki sprawiły mi niemałą niespodziankę. Producent dobrze sobie poradził z białym cukrem. Byłam ciekawa, czy i ta tabliczka nie wyda mi się gorsza.
Chapon Chuao Cacao Rare to ciemna czekolada o zawartości 74% kakao z Wenezueli, z wioski Chuao; wersja od 2024.
Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach soczystych, słodkich żółtych owoców, na równych prawach mieszających się z ziemią. Ziemia była to czarna i charakterna, ogrzewana ciepłem słońca. Kojarzyło mi się to z latem, które niesie wiele wysokiej słodyczy kwiatów i owoców. Kwiaty i miód przechodziły w jakiś nektar, może też suszone figi, zapewniające spójność z bananami, serkiem brzoskwiniowym i mango, a także lekkim cytrusowym mousse'em. Wyobraziłam sobie mousse i ciasto cytrusowo-orzechowe, bo i prażone orzechy laskowe wyraźnie się zaznaczyły. Za nimi stanęła odrobinka drzew. Drzewek cytrusowych?
Zapach był znajomy z Chapon Chuao Origine Venezuela z 2023 , acz wydawał się słodszy.
Tabliczka była twarda i konkretna i przy łamaniu głośno trzaskała. Wydawała się obiecywać kremowość, ale też skalistość.
W ustach przez sekundę czy dwie sprawiała wrażenie trochę suchej, ale potem gdy rozpływała się wolno, robiła się coraz bardziej kremowa i zalepiała. Była bardzo gęsta i choć zbita, miękka i przystępna. Miała w sobie coś z mieszanki masła i śmietany, a także aksamitu. Z czasem doszła jeszcze soczystość. Końcowo trochę ściągała.
W smaku pierwszą poczułam łagodną, mleczną nutę. Zawahała się, po czym schowała za bardzo wysoką słodyczą owoców. Ta pojawiła się nagle jako banany, a potem... przypomniała sobie o mleku, przekładając się na mleko bananowe. Do głowy przyszedł mi też serek z żółtymi owocami; serek brzoskwiniowy.
Gorzkość nie próżnowała. Zaznaczyła swoją obecność, a ziemistość zaczęła przysposabiać sobie pierwszy plan. Zawitała tam też jednak słodycz - zaczęły go więc budować razem.
Gorzkość wydawała się jakby nieco ocieplona... słońcem letniego popołudnia? Przyprawami? Przez moment wydawały się też wchodzić w słodycz, ale owoce zaprotestowały.
W żółtych obok bananów wyróżniłabym jeszcze mango i lżejsze, bardzo słodkie gruszki. Wtórowała im słodycz kwiatów i miodu. Ogólna słodycz cały czas była bardzo wysoka. Owoce z czasem zapomniały o mlecznych akcentach - jawiły się jako świeże i surowe, bardzo dojrzałe. Miodowi raz po raz podszeptywały suszone figi (z krążka!).
W tym czasie przyprawy zmieniły się w prażone, może bardziej pieczone, orzechy laskowe. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa gorzkość nieco się wycofała, ale nie osłabła za bardzo, a prażone orzechy zaprosiły motyw drzew i jakiegoś ciasta, deseru - z orzechowym spodem i orzechowo-cynamonową kruszonką, na pewno z mnóstwem owoców. Wyobraziłam sobie tartę, w której pojawiła się odrobina kwasku. W cieście mogły kryć się pojedyncze rodzynki.
Kontrastowo do tych ciepło-pieczonych nut, orzechy zdecydowały się na łagodność słodkiej praliny, nugatu orzechowego. Może z miodem? Tę wizję pielęgnowały słodkie, suszone figi.
Kwiaty i miód, chyba też figi, cofnęły się, a obok bananowo-brzoskwiniowego splotu pojawiły się subtelne cytrusy. Jakiś cytrusowy mousse? Albo amerykańskie ciasto lemon bar z kruchym spodem, biorąc pod uwagę ciepły akcent. Wypieczoną nutę?
Ziemia wróciła z impetem. Wydobyła kwiatowość, po czym zmieniła kwiaty w zioła. W tym znów trochę wzrosła goryczka, cierpkość. Przesądziły o tym, że kruszonka jawiła się jako lekko ciepło cynamonowa. Przy orzechach wyraźniej wyłoniły się drzewa.
Wysoka słodycz soczystych owoców zwróciła uwagę na liście drzew, szumiące na letnim wietrze. To przełożyło się na pewną lekkość.
Cierpkość ziół i drzewa przemieszały się z soczystymi, kwaskawymi owocami, a ja oczami wyobraźni zobaczyłam słodki, cytrynowy mousse przyprószony kakao oraz mandarynki.
Po zjedzeniu został posmak kwiatów, żółtych owoców bazujących na bananach, przeplecionych słodko cytrusową nutką oraz ziemia. Oprócz tego czułam ciepło lata i cynamonowo-mlecznej praliny orzechowej, a także rześkość takiego ciepłego dnia, spędzonego w cieniu drzew... drzewek owocowych?
Czekolada bardzo mi smakowała, jak i Chapon Chuao Origine Venezuela z 2023. Wydawała się bardzo podobna, ale słodsza. Słodycz w niej była bardziej imperatywna i współzawodniczyła z gorzkością. W dziś przedstawianej przy tym intensywnym duecie trafiłam na jakby mniej mleczności, a karmel nawet jako sugestia się nie pojawił. Podlinkowana była jakby... łagodniejsza i bardziej w tej łagodności harmonijna? Więcej w niej motywów np. mleka, serków brzoskwiniowych i bananowych, bananów liofilizowanych niż jak w dziś przedstawianej świeżych. W Chapon Chuao Origine Venezuela z 2023 na końcówce cytrusy poszły w bardziej pomarańczowo-grejpfrutowym kierunku, a w dzisiaj przedstawianej mandarynkowym (słodszym). W dziś przedstawianej te same nuty jakby zagrały na trochę kontrastu. To jednak tak znikome różnice, że nijak nie przekładają się na ocenę. Obie pyszne, choć ciutkę-odrobinkę inaczej.
ocena: 9/10
kupiłam: chocolat-chapon.com
cena: €10,20 (51 zł; za 75g)
kaloryczność: 556 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: ziarna kakaowe, cukier, tłuszcz kakaowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.