Na myśl o tej tabliczce, uśmiechałam się z rozkoszą. Zamawiając 2 różne jeszcze nie wiedziałam, jak pyszna będzie Moka Origins Tanzania Dark Chocolate 85% Single Origin Kokoa Kamili. Podlinkowana sprawiła, że zaczęłam bardzo ciepło myśleć o tej amerykańskiej marce. Dodatkowy plus należy im się za to, że sporo podają o zakupionym kakao. To np. Amelando i Trinitario pochodzące od producenta ABOCFA Cooperative, a partnerem zaopatrzeniowym jest Uncommon Cacao. Podali też, jakie ziarna mają certyfikaty (USDA Organic, Non-GMO, Kosher, Fair Trade) i... na jakiej elewacji rosną (610 stóp).
Moka Origins Ghana Dark Chocolate 72% Single Origin to ciemna czekolada o zawartości 72 % kakao Trinitario Amelonado z Ghany.
Po otwarciu uderzył mnie zapach czekoladowo-nerkowcowego mousse'u. Naturalnie słodkawe nerkowce mieszały się z wiórkami kokosowymi i także słodkawymi fistaszkami. Wręcz zmielonymi na gładki, delikatny krem. W tle, w czekoladowym napowietrzonym deserze kryła się drobna ziemistość. Słodycz stała na wysokim, ale łagodnym, nienachalnym poziomie. Zapewnił ją nie tylko mousse, ale też jakby orzechowe, nerkowcowe krówki, a w oddali znikoma, słodka soczystość. Trochę... daktylowo-dymna?
Gładka tabliczka wydawała się masywna i kremowa, a przy łamaniu trzaskała jak delikatne gałązki, trochę krucho, nie za głośno, ale masywnie.
W ustach rozpływała się wolno, wręcz leniwie, ale chętnie. Długo zachowywała zbity kształt, choć powierzchownie miękła. Dała się poznać jako kremowo-kleista i gładka. Robiła się coraz bardziej mazista, a z czasem - choć wciąż utrzymywała kształt - maziście-luźna.
W smaku najpierw poczułam wręcz uroczo słodką krówkę. Zawahała się, po czym umocniła się, acz bez wyraźnego wzrostu słodyczy. Krówkę coś spróbowało przełamać... a mi nagle do głowy przyszła krówka orzechowa - chyba nerkowcowa.
Wkroczyły bardzo łagodne orzechy i maślaność. Wyraźnie dominowały orzechy nerkowca, choć za nimi kręcił się jeszcze jakieś.
Krówka osłabła, a gdzieś w oddali przemknęły bardzo, bardzo słodkie rodzynki oraz daktyle, utwierdzające je w słodyczy. Słodkie do potęgi, ale jednak wplatające choć namiastkę soczystości. Jednocześnie daktyle miały w sobie coś dymnego.
Przy nerkowcach pokazały się fistaszki. Podobnie jak nerkowce wyszły naturalnie słodkawo, musiały być surowe albo prawie surowe. Do głowy przyszedł mi naturalny krem arachidowo-kokosowy, acz nie zagrzał miejsca na długo. Arachidowe echo zaprosiło bowiem do gry kakao, które roztoczyło gorzkość i to ona skupiła na sobie uwagę. Gorzkość początkowo była niska, ale odważnie rosnąca.
Słodycz nasilała się znacznie wolniej i słabiej. Wplatała się w łagodność i była w pełni integralna z nerkowcami, które po paru chwilach pokazały się jako czekoladowo-nerkowcowy mousse. Zdominował wszystko i był niewiarygodnie jednoznaczny, obrazowy. Do głowy przyszły mi też czekoladowe wegańskie lody na bazie nerkowców (przecież to smak rodem z Syrenka smak Podwójna Czekolada!).
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa w nerkowcowo-czekoladowym, szlachetnie gorzkim i zarazem urokliwie naturalnie słodkim mousse'ie pojawiła się ziemia. Sprawiła, że gorzkość zabrzmiała trochę dosadniej, trochę niemal... truflowo?
Znów przemknęły rodzynki. Niesoczyste, ale jednak jakoś tam owocowe. Mieszały się z... figami? Figami w czekoladzie? Ponownie odnotowałam specyficznie lekko piekące daktyle, teraz jednak podobnie jak figi, w czekoladzie ciemnej, podkreślającej dymny wydźwięk.
Nagle przy ziemi przemknął olej kokosowy i na pierwszy plan wkroczył kokos. Olej zmienił się w miazgę kokosową, a potem wątek ten nasilił się jako wiórki kokosowe. Zwieńczyły czekoladowo-nerkowcowy mousse i splotły się w harmonii z nerkowcami. Razem zajęły pierwszy plan. Łagodność kokosa i nerkowców, choć dominowała i trochę okręciła sobie wokół palca (wiórka?) gorzkość, to nie obniżyła jej.
Suszone owoce zaczęły układać się w jakiś czekoladowy deser z nimi, a potem w bardzo jednoznaczną wizję zdrowych batonów. Na pewno czułam figowo-kokosowego, prasowanego batona wypełnionymi wiórkami. Być może też kawałkami orzechów - nerkowca i pojedynczymi arachidów? Fistaszki zmieniły się w krem, miazgę.
Końcowo słodycz zagrała trochę mocniej, a mi do głowy przyszły batony opierające się na miazdze z daktyli, które w ustach zmieniają się w słodką papkę. Papkę z czekoladą, bo i ta wizja szlachetnej słodyczy jakiś deserów utrzymywała się do końca.
Po zjedzeniu na bardzo długo został posmak zdrowego batona nerkowcowo-kokosowego słodkiego od suszonych owoców, acz już nie było takie oczywiste, jakich dokładniej. Czułam też wyraźnie echo ziemi i goryczkę, podkręcającą słodycz, wręcz słodziuteńkość nerkowców i wiórków kokosowych.
Czekolada zachwyciła mnie w sposób trochę niespodziewany. Mimo gorzkości i lekko ziemistego akcenty, wyszła przede wszystkim łagodnie. Ale! Nie za łagodnie, jak to często w moim przypadku bywa, a łagodnie w sposób pożądany. Ten występ nerkowców i kokosa był przecudowny. Akcent krówki, mousse'u czekoladowo-nerkowcowego, pojedyncze przebłyski słodkich fistaszków i sporo suszonych owoców świetnie to wykończyły. Wizja zdrowych, prasowanych batonów też jak najbardziej pasowała. Kompozycja bez szaleństw i ogromu nut, a ciesząca jednoznacznością i spokojnym przekazem.
ocena: 10/10
kupiłam: barandcocoa.com (za czyimś pośrednictwem)
cena: $10.00 (za 68g; około 38 zł; wyszło, że nie ja płaciłam)
kaloryczność: 588 kcal / 100 g
czy kupię znów: chciałabym do niej wrócić
Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.