Marce Rapunzel już na dobre przypisałam przesładzanie. Miałam jednak do czynienia tylko ze smakowymi opcjami. Gdy nadarzyła się okazja, uznałam, że warto byłoby też spróbować ich czystych czekolad. Z opisu dowiedziałam się, że marka wspiera lokalnych rolników w krajach, z których składniki kupuje: poprzez El Ceibo w Boliwii (kakao) oraz Planeta Verde w Brazylii (cukier).
Rapunzel 70% Kakao Edelbitterschokolade / Chocolat extra noir to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Boliwii, słodzona cukrem trzcinowym Rapadura.
Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach czekoladowego puddingu, deseru mlecznego z likierowo-truflowym, czekoladowym sosem. Wtórował mu wręcz melasowy, mocno palony karmel i melasa - minimalnie soczysta? Melasa z winogron? Gorzkość oddawała cappuccino z odrobinką mleka, a do głowy przyszły mi jeszcze mocno palone, melasowe krówki typu krucho-suchszego oraz ciastka, może baton z płatków owsianych zlepionych karmelową masą-lepiszczem (coś takiego: Ania Baton Crunchy Owsiany). W kompozycji zaplątało się bowiem ciepło... jakby jakiś przypraw?
Czekolada dotarła do mnie w opłakanym stanie. Mimo to, dane mi było ją raz po raz przełamać - wtedy też okazała się twarda i głośno trzaskała głośno. Wydawała się bardzo zbita, a w dotyku lekko pyłkowa.
W ustach rozpływała się w tempie umiarkowanym. Była gładka i tłusta, kojarzyła się trochę z chłodnym masłem. Poczucie tłustości osłabiał jednak lekki, pylisty efekt. Z czasem układało się to w mazistą, miękką kremowość. Mimo bowiem trzymania kształtu, masa miękła niczym maślany pudding.
W smaku przywitała mnie wysoka słodycz bardzo mocno palonego karmelu, której towarzyszyła prawie tak samo dosadna palona gorzkość.
Gorzkość skojarzyła mi się z gorącą, cierpką, ziarnistą kawą z ekspresu, za której sprawą słodycz też zaczęła robić się poważniejsza i jakby lekko goryczkowata sama w sobie. Karmel zmienił się w mocno paloną, ciężką melasę. Melasę z winogron o nikłej soczystości?
Do kawy w tym czasie dodano odrobinkę mleka. Gorzkość łagodniała, a choć wciąż czułam goryczkę ziaren, to w głowie miałam raczej cappuccino. Zakradło się mleko, podkreślone wanilią. A cappuccino musiało to być nienachalnie posypane lekko kakao w proszku.
Mleko nie próżnując, zbliżyło się na chwilę do słodyczy, tworząc obraz mocno palonych, melasowo-karmelowych, kruchych krówek. Krówek kakaowych? Może nawet niekoniecznie samych krówek, co wspomnianych już ciastek, batonów smakujących krówkowo, a zrobionych z wypieczonych płatków owsianych, zlepionych słodko-paloną masą. Ciepła słodycz robiła wręcz aluzje do przypraw. Słodycz na chwilę się zawahała, jednak w ramach krówkowego motywu znów zaczęła nieco rosnąć.
Gorzkość nie pozostawała w tyle. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa mocna paloność przywiodła na myśl kominek w salonie z drewnianymi meblami. Drewno w nim trzaskała i ogrzewało scenerię.
W oddali przemknęła leciutka soczystość. Pomyślałam o doprawionych cynamonem, chyba trochę korzennie, powidłach śliwkowych - właśnie robionych, jeszcze ciepłych? Śliwki jak już się pojawiły, tak zostały do końca, subtelnie pobrzmiewając gdzieś w tle.
Ciepło zagościło więc i do słodyczy. Palone, karmelowo-melasowo-krówkowe tony ewidentnie przeplotła ciepła korzenność. Owsiano-krówkowe ciastko-batony zmieniły się w ciastka korzenne. Korzenność zbliżała się do pikanterii, lecz nagle zmieniła kierunek.
Korzenność nagle prawie zupełnie uciekła na rzecz rozgrzewającego alkoholu, a ja nagle poczułam się, jakbym jadła zrobiony na mleku deser, pudding kakaowo-czekoladowo-cynamonowy z charakternym, likierowo-truflowym sosem czekoladowym. Jego słodycz i alkoholowość, odległa pikanteria lekko rozgrzewały język. W nim też kryła się cierpka nutka kakao w proszku i wanilia. Korzenność nie dawała za wygraną, przekładając się na posypkę z ciastek korzennych, owsiano-krówkowo-korzennych, wieńczącą opisany pudding.
Po zjedzeniu został posmak truflowo-kakaowy i mocno palono karmelowo-melasowy, lekko doprawiony cynamonem, co przełożyło się wręcz na lekkie gryzienie w język. Przyprawy na cynamonie nie skończyły - bardziej złożona korzenność jakby chowała się za motywem palonego, kominkowego drewna. Paloność ogólnie stanęła na wysokim, poważnym poziomie.
Czekolada wyszła smacznie, choć mogłaby być odrobinę mniej słodka. Podobał mi się jej poważny wydźwięk, jaki fundowały melasowe krówki i pudding korzenny z sosem truflowo-likierowym. Choć słodycz była wysoka, zagościło mleko w ramach cappuccino, to ogół nie był przesłodzony czy łagodny. Gorzkość ładnie się wyeksponowała. Palone nuty i pewne ciepło dobrze się spisały. A kakao w proszku nie dawało się za bardzo we znaki, nie przeszkadzało, mimo że wyczuwalne. Wydaje mi się, że cukier Rapadura (inaczej Panela / Muscovado) dobrze je ograł. O ile delikatniejsze nadzienia przesładzał kompletnie, tu się sprawdził, chowając kakao w proszku.
ocena: 8/10
Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy pełny Rapadura 27%, tłuszcz kakaowy, kakao w proszku, wanilia Bourbon
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.