Gdy pomyślałam o obiekcie dzisiejszej recenzji, zrobiło mi się smutno, że nie dane mi było załapać się na starą wersję, w szklanym słoiku. Zmienianie opakowania na plastikowe kłóci mi się z tym, co tak promuje Lewandowska. Nie śledzę tego, ale raz czy dwa (w internecie lub gazetkach marketów) przewinęło mi się. Zdrowy tryb życia? Fajna sprawa, ale mimo byłoby, gdyby styl życia łączyła z większą ilością aspektów niż jedzenie i ćwiczenie. Opakowania dla mnie mają znaczenie (acz nie tak, by bojkotować i nie kupować; często kupuję, zaciskając zęby), acz w przypadku tego kremu - cóż, zawartość i tak bardzo kusiła. Od dłuższego czasu chodził za mną dobry, migdałowo-czekoladowy krem, a niestety żaden nie spełniał moich oczekiwań i wymagań.
Foods by Ann Chocolate & Coconut Spread to krem / pasta z surowych (?) migdałów z miąższem kokosowym i ciemną czekoladą o zawartości 69% kakao.
przed i po uporaniu się z olejem |
Na wierzchu wydzieliło się dużo oleju, z czego zlałam trochę więcej niż 4,5 łyżki, a ogólnie wymieszałam niecałe 0,5 łyżki. Krem bowiem był bardzo tłusty. Podsechł (a właściwie bardziej "zbił się, tracąc na tłustości", bo "suchy" nie był w żadnym miejscu) tylko w paru grudkach.
A właśnie sporych grudek było w nim parę. Masa okazała się dość trudna do wymieszania do idealnej jednolitości nie tylko z racji ich obecności, ale też dlatego, że była twarda i bardzo zwięzła. Ciągnęła się gumiasto i wyglądała dziwnie ślisko, oleiście. Bazowo cechowała ją idealna gładkość oraz wysoka kleistość. Nawet na dnie nie była sucha - bardziej "niby suchawe grudki" po prostu rozmieszałam. Całość wydała mi się bardzo syta.
Sytość i masywność potwierdziły się w trakcie jedzenia. Krem zalepiał usta szybko i konkretnie na długo, po czym rozpływał się bardzo, bardzo powoli. Wydawał się maziście-czekoladowo kremowy - czuć zagęszczenie ciemną czekoladą. Nadała mu aksamitności. Miałam wrażenie, że on jeszcze gęstnieje! Jego tłustość oparła się na konkretnej, migdałowej, ale i oleistości w nim nie brak. Cały czas wydawał się też w pewien sposób twardawy. Jakby... twardawo-miękkawy? Bardzo specyficzny. Chwilami nieco żujny, gumiasty, przy czym śliskość jeszcze bardziej dawała się we znaki.
Na koniec krem lekko wysuszał, mimo że usta zostawiał wręcz nieco otłuszczone.
Konsystencja specyficzna, niezbyt moja, acz moim największym zarzutem - bardzo obiektywnym - jest, że trafiłam w nim na 3 drobinki twarde jak kamienie, na których mało nie złamałam sobie zęba.
W smaku pierwsza rozbrzmiała czekolada o stonowanej, palonej słodyczy. Roztoczyła po ustach także paloną gorzkość, kojarzącą się z palonymi orzechami i palonym drewnem.
Zza czekolady wyłoniły się migdały, nie czekając na zaproszenie. Błyskawicznie się z nią zrównały, łącząc się z ogólnie orzechową nutą. Cechowała je raczej wytrawność, a lekko prażono-pieczone nuty i do nich się podkradły. Pomyślałam o migdałach w skórkach. Wyszły na pierwszy plan i zajmowały go w zasadzie cały czas. Świeże, surowe i niemal soczyste w specyficzny, orzechowy sposób migdały były świetnie wyczuwalne. Wydawały się być w skórkach i... karmelu? Wyobraźnia podpowiedziała mi takie, po których leniwie spływa karmel?
Lub zatopionych w słodkim, karmelowo-kokosowym kremie? Kokos dodał migdałom tę właśnie specyficzną świeżość i rześkość. Sam też rozbrzmiał bardzo wyraźnie mniej więcej w połowie rozpływania się porcji w ustach, jako że wcześniej jedynie pobrzmiewał. Kokos co prawda trzymał się miejsca za migdałami i czekoladą, ale był bardzo istotny. Migdały, jakby chcąc go ośmielić, odbiły na pewien czas w bardziej maślanym kierunku.
Wraz z kokosem rosła słodycz. On sam był bowiem mocno słodki, niemal uroczo słodziuteńki. Wyobraziłam sobie kakaową wersję Raffaello (wyidealizowanego).
Przy tej słodyczy kokosa i neutralnawych, może nieco maślanych, migdałach czekolada z czasem wydała mi się z jednej strony jeszcze słodsza, aż nieco drapiąca, ale też wytrawniejsza i cierpkawa. W pewnej chwili nawet lekko soczysta; soczyście winna. Przypominała mocno kakaowo-czekoladową truflę czy trufle belgijskie. Jakieś cierpkawo kakaowe nadzienie, którego słodycz stara się poskromić maślaność. Pomyślałam o mousse'ach kakaowych sugerujących grzyby. Palona gorzkość, nuta drzew i pewna orzechowość czekolady z czasem zlały się z migdałami. Migdały na moment pozwoliły czekoladzie zrównać się ze sobą. Wtedy mignęła mi lekkim akcentem kawy - trufli kakaowo-kawowych?
Ta cierpkawość, trufle i słodycz kokosa migdałom podszepnęły marcepanowy charakter. Pod koniec poczułam się, jakby usta wypełniał mi czekoladowy marcepan. Taki... w ciemnej śmietankowej czekoladzie? Mimo słodyczy, palona gorzkość nie odpuszczała. Raz czy drugi doszukałam się nawet echa goryczki oleju kokosowego.
Wtedy też zrobiło się już bardzo słodko, wręcz zasładzająco, jako że dosłodził też kokos - jakby karmelizowane wiórki i krem z wyidealizowanych słodkości kokosowych, otaczające orzecha kokosowego (o nim myślałam pewnie z racji ogólnej orzechowości i nuty drzew).
Po zjedzeniu został posmak migdałów o neutralnym charakterze, podkreślonym goryczkowatymi skórkami i echem marcepanu oraz jakby grzybowo-truflowej czekolady, a do tego kokosa w karmelu. Było bardzo słodko, ale nie ciężko. Jeszcze trochę, a mogłoby być za słodko, ale na szczęście nie brakowało gorzkości i rześkości. Drapanie w gardle lekkie czułam, ale takie, które da się znieść.
Czułam za to nieco za silną oleistą tłustość i lekkie otłuszczenie ust.
*Pozwolę sobie na małe zakrzywienie czasoprzestrzeni i taki mały dopisek. Do kremu wróciłam, bo i zależało mi, by spróbować go w czymś. Raz padło na twarożek z migdałami, raz na twarożek z migdałami i wiórkami kokosowymi, by wydobyć te jego elementy, a stonować słodycz. To bardzo udane połączenie i krem świetnie się sprawdził, bo zwyczajnie jego wady trochę się ukryły. A na wyrazistości nie stracił.
Krem bardzo mi smakował, ale trochę podpadł konsystencją. Jak dla mnie był za gładki, aż dziwnie nierealistyczny przez to, i za tłusty w maziście-oleisty sposób. Na szczęście jednak oleistość znalazła się obok orzechowej masywności, nie zastąpiła jej. Smak był świetnie wyważony, bo to, na czym pasta się oparła, a więc migdały dominowały. Wyszły wyraziście, skórkowo, nieco wytrawnie. Potem zaprezentowała się także wyrazista czekolada. Jej palony charakter i nuty rewelacyjnie zgrały się z migdałami, choć np. bez grzybowej sugestii akurat bym się obyła. W końcu kokos - choć trzymał się za wspomnianymi, okazał się istotnym graczem. Wyszedł zachwycająco słodko w naturalny sposób, był niczym prosto wyjęty z kokosowych słodkości, ale jedynie naturalny. Trochę jednak za dużo mi tu w końcu było cukru. Krem może nie wyszedł bardzo przesłodzony, ale słodycz czasem mocno dawała się we znaki. Myślę, że wystarczyłby ten, który jest w czekoladzie, obyłoby się bez dodawania go jako osobny składnik. Gdyby nie to i ta dziwna konsystencja, ocena byłaby maksymalna.
Powroty przewiduję*, ale w promocji, bo czuję, że ta słodycz i konsystencja nie będą aż tak razić w jakiś deserach (które robię na bazie twarożku lub jogurtu), a chciałabym zobaczyć, jak ta pasta sprawdza się w takiej formie właśnie.
Wydaje mi się tak samo dobry co Bulk Dark Chocolate Almond Butter, ale każdy z nich ma swoje wady. Na pewno jest o niebo lepszy od Pięć Przemian Krem Migdałowo-Czekoladowy Keto Friendly - z nim nawet ta idealnie gładka konsystencja trochę się kojarzy, ale właśnie dzisiaj opisany wygrywa tym, iż mimo wszystko jego struktura ewidentnie opiera się na orzechowości.
ocena: 8/10
kupiłam: Vital - strefa zdrowego życia (centrum Bonarka, Kraków)
cena: 39,99 zł (za 200g)
kaloryczność: 601 kcal / 100 g
czy znów kupię: tak
Skład: migdały 55%, czekolada 27% (miazga kakaowa 69%, cukier kokosowy, lecytyna słonecznikowa), miąższ z kokosa 13,5% , cukier kokosowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.