wtorek, 19 grudnia 2023

krem Zotter Crema Pumpkin Seed / Kurbiskern vegan

Jakiś czas temu przeszły mi kompletnie Zotter Crema Choco / Schoko / Nuss + Schoko Extradark (mimo że ta seria Zottera nigdy do mnie nie przemawiała, swego czasu w ten nieźle się wkręciłam). Łyżeczkowanie ich przestało mi się podobać, więc cała linia Crema mogła być już określana jako "nie dla mnie". Niestety, nim tak jasno i definitywnie się to dookreśliło w mojej głowie, skusiłam się na jeszcze jeden słoik, który czekał i straszył w komodzie. Zdecydowałam się na niego tylko dlatego, że wszystko od Zottera dostaję za darmo, bo w życiu bym tego nie kupiła. Wydało mi się, jak tylko weszło jako nowość, na tyle dziwne, że "może warte poznania". W końcu niewiele jest dyniowych produktów, a pestki dyni bardzo lubię. Mimo że nie przepadam za dyniowymi kreacjami Zottera. Gdy jednak stanęłam wreszcie przed otwarciem, zwątpiłam zupełnie. 

Zotter Crema Pumpkin Seed / Kürbiskern vegan to pralinowy krem dyniowy zrobiony na bazie pestek dyni z sukrem trzcinowym, tłuszczem kakaowym oraz olejami (dyniowym i słonecznikowym); wegański ("mousse smarowidło do pieczywa").

przed i po uporaniu się z olejem
Po otwarciu poczułam dość słaby zapach o słodkawym charakterze. Czuć jakby roślinne, nieprażone pestki dyni, których trzymała się pewna soczystość. Było to maślane i pozbawione charakteru.

Na wierzchu wydzieliła się dosłownie odrobina oleju, ale tak mało, że nawet nie było, jak zlać. Krem ogółem wykazywał oleistość. Miejscami w całym słoiczku jakby pojedyncze kropelki się powydzielały. Pomogło jednak jedno porządne przemieszanie łyżeczką. Był lejąco-ciągnący i oleisty, niezbyt gęsty, ale też nie jednoznacznie rzadki, a jakby zagęszczony czekoladą. Choć widać w nim kropeczki, nie zawierał drobinek (te widoczne kropeczki nie wyróżniają się z gładkiej masy).
W trakcie jedzenia okazał się bardzo tłusty. Przypominał trochę nadtopione masło z oleistym elementem. Był miękki i lepkawy. Z ust znikał dość szybko, wykazując lekką pylistość. Ogólnie jednak to gładki krem, bez żadnych drobinek czy kawałków, choć sporadycznie trafiłam na nawet nie drobinkę, a dosłownie kropeczkę pestki dyni (nie chodzi o te ciemne widoczne gołym okiem). Miał w sobie też odrobinę z topiącej się białej czekolady - w jego lejącej konsystencji było coś jakby z zagęszczenia nią.

W smaku od pierwszej sekundy wyraźnie czuć delikatne, surowe pestki dyni. Kryły w sobie lekką roślinność, świeżość. Wydały mi się neutralne, ze wzmocnioną maślanością.

Słodycz dołączyła szybko. Startowała z wysokiego pułapu i stała jakby obok dyniowości. Wystrzeliła, uderzyła, po czym trochę się opamiętała, eksponując karmelowo-maślany charakter, kojarzący się z białą czekoladą.

Słodycz przemieszawszy się z dynią poszła w kierunku pestkowego nugatu, nie jednak bardzo jednoznacznego. Dyniwość nieco się rozmyła. Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji w ustach poczułam oleiste echo (mieszanka oleju dyniowego i słonecznikowego?) i drobną wodnistość. Jakby wewnątrz kryła się nijakość.

Dynia z oleistością mignęła mi nawet lekką wytrawnością (podkreśloną solą, niewyczuwalną jednak jako ona sama?), acz ogólnie dominująca słodycz w gardle i tak się zaznaczyła. Pomyślałam o wegańskiej, właśnie nugatowo-roślinnej białej czekoladzie. Drapała i była wyraźnie przesadzona, kontrastowo do dyni o neutralniejszym charakterze. To jednak pod koniec zmotywowało trochę samą dyniowość do wspięcia się na wyżyny jako surowe pestki. Acz wciąż w słodkiej otoczce.

Po zjedzeniu czułam posmak karmelu, jakby maślano-białoczekoladowego, nijakiego nugatu i dyni - niekoniecznie ze sobą zgranych. Nie obyło się bez przesłodzenia i oleistości zarówno smakowej, jak i jako warstwa na ustach.
Osobno, jedzony łyżeczką szybko zmęczył słodyczą, brakiem charakteru i konsystencją - tak zjadłam góra z 10 gramów.

Całość wydała mi się mocno średnia. Owszem, ciekawa, bo słodki krem z pestek dyni to rzadka rzecz, a jednocześnie produkt ten miał wiele wad. Nie dość, że po prostu za słodki, to jeszcze jego słodycz kłóciła się z dyniowością. Może właśnie przez jej siłę nie zgrały się. Lekko biało czekoladowy akcent mieszał się co prawda z roślinną nutką przekładając się na myśl o wege tabliczce, jednak choć "roślinną nugatowość" czuć, dynia chwilami uciekała. Uderzyła na początku i występ zakończyła, ale przez pewien czas za słodyczą jakby nic nie stało - nijakość, maślaność i oleistość pozwoliły sobie na o wiele za dużo. Nie podobała mi się też taka konsystencja. Taka lepkawo-półpłynna, z tendencją do lania się mi nie odpowiadała. Jej tłustość złożona z wielu elementów wyszła przesadzona - za nią poleciał cały punkt (a może i więcej? kto wie, jak rozłożyłby się smak gdyby nie ona?).

Jako że szybko nabrałam przekonania, iż krem nie nadaje się do łyżeczkowania, uznałam, że zjem go z twarożkiem, który to podrasuję pestkami dyni. Do twarożku (wymieszane pół kostki twarogu Pilos i jogurt typu greckiego Piątnicy) dodałam około 40g pestek dyni (z których część lekko podprażyłam) i jakieś 50-55g kremu.
To połączenie sprawdziło się, choć też nie zachwyciło. Oczywiście dodane pestki podkreśliły odrobinę dyniowość samego kremu, lecz i tak nie serwował dyniowego uderzenia. Podprażone sztuki ciekawie nieco uwypukliły natomiast pewną roślinną soczystość kremu. Nabiałowa baza stonowała słodycz, jednak wciąż przeszkadzała mi w nim oleista nijakość. Ta też była wyczuwalna cały czas tak czy inaczej. W twarożku i w obliczu pestek krem zdecydował się na jednoznacznie słodki wydźwięk, mimo że ta słodycz nie wydawała się aż tak wysoka (zapomniał jednak o wytrawności czy neutralności, co w zasadzie dobrze wyszło). Nawet w daniu nieco przesadzona, ale nie straszliwie. I także w nim kojarzyła się trochę z białą czekoladą. Problem w tym, że to właśnie słodycz była w kremie najwyrazistsza - on cierpiał na brak charakteru.
Półpłynna konsystencja w twarożku z pestkami nie przeszkadzała, a w zasadzie nawet nieźle się dopasowała, ale to nie moja bajka (wolę gęste, masywne kremy).
Krem w czymś sprawdził się więc, ale i tak nie zachwycił.

Nieco ponad połowa powędrowała do Mamy. Ona zjadła go z kruchymi ciastkami maślanymi z Kauflandu i opisała tak: "Dobrze zaczął takim wyraźnym smakiem pestek dyni, ale potem niestety dynię ledwie czuć. Krem wyszedł głównie po prostu słodko, no, jeszcze w posmaku tam dynia trochę mignęła. Na ciastkach się sprawdził, wyszedł nawet smacznie, na pewno ciekawie, ale charakteru nie zyskał. Im więcej go jadłam, pod koniec słoiczka zwłaszcza, czułam w nim coś nieprzyjemnego, czego nie mogę uchwycić. Z czasem smakował coraz mniej.".


ocena: 5/10
kupiłam: zotter.pl
cena: 34,90 zł (cena półkowa za 130g; ja dostałam)
kaloryczność: 590 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: pestki dyni (68%), nierafinowany cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, olej słonecznikowy, olej z pestek dyni (1%), lecytyna sojowa, sól kamienna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.