niedziela, 3 grudnia 2023

Ehrmann High Protein Lemon Mousse

Nie wiem, co też mnie podkusiło to kupić. Jakaś niezdrowa ciekawskość, bo na pewno nie zwykła ciekawość. Było to jednak latem, kiedy nawet osoba żywiąca tak skrajną niechęć do chłodnego jedzenia (wyjątek: sushi) jak ja, pomyślała, że można zjeść coś lodówkowego i lżejszego. Chodził za mną cytrynowy nabiał, ale nie miałam pomysłów, jak i co samej skomponować. A mousse'y? Choć ogólnie obecnie nie lubię, zdarza się, że dziwna ochota mnie najdzie. I jako że Valio PROfeel Protein Mousse Chocolate Flavour odebrałam nieźle, a dzisiaj prezentowany nie miał paskudnego składu, kupiłam. I na lato taki produkt uważam za ok. W kolejce wpisów do publikacji skazałam go jednak na czekanie na dzień... mało pasujący, ale trudno. Lekki jak chmurka śnieg może skojarzeniowo do mousse'u pasuje, ale... to, że cytryna warunkuje kolor żółty... sprawiło, że sama zaśmiałam się z tej myśli i skojarzenia.

Ehrmann High Protein Lemon Mousse to mus o smaku cytrynowym, a dokładniej "deser mleczny z 10 % wsadem cytrynowym z wysoką zawartością białka, bez laktozy i cukru". Zawiera substancje słodzące.

Przed zjedzeniem deser wyjęłam na niecałe 2 godziny, by doszedł do temperatury pokojowej.

Po zerwaniu wieczka poczułam kwaśno-soczysty zapach cytryny o naturalnym charakterze. Łączył w sobie mnóstwo soku z owocu z akcentem białych włókien. Mleczna baza deseru zaznaczyła się subtelnie, a słodycz wydała mi się wycofana i częściowo chłodna. Częściowo zaś naturalnie mleczna.

Zanurzając łyżeczkę trafiłam na lekką i puszystą piankę. Powiedziałabym, że definicyjny mousse.
W trakcie jedzenia czułam się, jakby była to piankowa bita śmietanka z wilgotną lepkością budynio-puddingu. Deser zaskoczył mnie tym, jak w ustach lekko gęstniał, rozpływając się powoli. Zmieniał się trochę w mazisty i soczysty budyń, ale z wyraźnie wyczuwalnymi bąbelkami. Plaskał i wręcz syczał. Do tego upuszczał trochę soczystości.
Szybko, już po paru łyżeczkach, trochę cierpko ściągał. Gdy zjadłam ok. połowę, zęby miałam już nieźle ściągnięte.

Pierwsze sekundy zafundowały delikatny smak stonowanego splotu mlecznej bazy, akcentu cytryny i chłodnej słodyczy.

Mleczność ustanowiła tło, choć nie jakoś szczególnie wyraziste. Pomyślałam niby o bitej śmietance, ale nabiałowy wątek wydawał się nieśmiały, zgaszony. Trochę wodnisty?

Zaraz jednak pomknęła cytryna, niczym niehamowana. Była kwaśna i soczysta, w pełni naturalna. Zdominowała kompozycję zupełnie, zajmując pierwszy, drugi i trzeci plan. Kwaśność wzrosła do wysokiego poziomu, lecz nie był to kwach, a kwaśność w pełni owocowa, soczysta i orzeźwiająca. Królowała do mniej więcej połowy rozpływania się porcji w ustach.

Słodycz, początkowo niska, z czasem rosła. Do soczystości, rześkości cytryny dodała chłodek, a następnie dosłownie uderzyła. Nakręciła się drastycznie, dając się poznać jako lekowa. Do głowy zaraz przyszedł mi Febrisan (piłam to lata świetlne temu, ale dałabym sobie rękę uciąć, że to ten smak). Zrobiło się sztucznie. Mimo jednak takiego wzrostu słodyczy, mousse wciąż był kwaśny.

Mleczna baza z czasem już w ogóle jedynie pobrzmiewała, ale delikatnie czuć ją cały czas. Z cytrynowością zgrała się przyjemnie, pilnując, by kwaśność nie przegięła. Raz po raz zrobiła nawet drobną aluzję do jogurtu. Zaopiekowała się też jakby częścią słodyczy. Trochę była bowiem właśnie naturalnie mleczna.

W tle zaznaczyła się cierpkość. Słodzik nie dawał za wygraną, ale i cytryna nieźle walczyła. Wraz z mleczną bazą trochę udało jej się ten słodzikowy lek (Febrisan?) przytemperować, jednak cały czas pobrzmiewał. Cierpkość wydała mi się wtedy lekko serkowa, z echem czegoś niedookreślonego (do głowy przyszły mi maślaność i żelatyna, ale to było za delikatne, by uchwycić).

Właśnie nieprzyjemny niesmak zostawał po zjedzeniu. Po zrobieniu choćby nieco dłuższej przerwy między jedną łyżeczką, a kolejną, męczył bardzo, choć czuć go od pierwszej łyżeczki (ale jeszcze da się znieść). Reprezentował cierpkość słodziku i lekową słodycz. Może nie była bardzo wysoka, lecz cechowała ją napastliwość. Czułam mleczny akcent oraz sporo soczyście kwaśnej cytryny, ale niestety to obrzydliwy, lekowy słodzik przewodził. Aż odechciewało się jeść i w końcu odpadłam. Zmuliło mnie i czułam potrzebę umycia zębów.

Mousse zdenerwował mnie. Głównie tym, że to ogromny, głupio zmarnowany potencjał. Konsystencja taka, jaką mousse powinien mieć; nie za tłusty, nie za ciężki. Zapach przyjemny, a smak w pierwszych chwilach obiecywał coś naprawdę dobrego. Soczysta, pozytywnie kwaśna cytryna o naturalnym wydźwięku po paru chwilach jednak zostawała obalona przez obrzydliwą, lekową słodzikowość. I nawet nie chodzi o to, że deser przesłodzono... Po prostu jej smak, wydźwięk był taki, że odechciewało się jeść. Posmak paskudny, aż gryzący. W konsekwencji nie dałam rady zjeść całości i nieco mniej niż połowę zostawiłam Mamie.
Swoją drogą, nie jestem przekonana, czy jest sens robienia opakowania aż 200g samego mousse'u tego typu. Wydaje mi się, że takie rzeczy sprawdzają się bardziej jako dodatek do deseru np. budyniowego, jogurtu. Ten jednak z niczym by się nie sprawdził, bo choć w zasadzie jest niezły, to słodzik go zepsuł. Szkoda. Gdyby nie posmak-niesmak od słodziku, kiedyś nawet mogłabym wrócić, a ocena byłaby jeszcze wyższa. Oceniłam, biorąc pod uwagę, że jest bez laktozy i z dużą zawartością białka, a w składzie znalazłam nawet kultury bakterii jogurtowych. To niewątpliwe zalety.

Mama mousse'u była ciekawa, bo choć nie lubi mousse'owatych deserów typu Valio PROfeel Protein Mousse Chocolate Flavour, uwielbia serię jogurtów Bakomy właśnie z musami owocowymi, a kiedyś uwielbiała Mullery Froop. Nastawiła się pozytywnie, mimo że nie znosi nabiału proteinowego i jak ja nie lubi słodzików. Spróbowała trochę i stwierdziła, że nie da rady tego zjeść. Powiedziała: "Dla mnie to jest za cierpkie, aż pod koniec zęby ściąga. Cytryna... no fajnie, ale ten słodzik i posmak, niesmak potem okropny zostaje". Ja niestety już tego, co zostawiła nie skończyłam, bo jak pisałam - słodzikowy niesmak skutecznie odstrasza i o żadnym powrocie nie chciałam myśleć. Zgodziłyśmy się jednak, że pewnie ludzie przyzwyczajeni do słodzików odbiorą to inaczej.


ocena: 6/10
kupiłam: Auchan
cena: 5,98 zł (za 200g; promocja)
kaloryczność: 80 kcal / 100 g; cały 200g - 160 kcal
czy kupię znów: nie

Skład: mleko odtłuszczone, białka mleka 8,4%, śmietanka, woda, zagęszczony sok cytrynowy 2,3%, substancje słodzące (erytrytol, sukraloza, acesulfam K), skrobia modyfikowana, żelatyna spożywcza (wołowa), emulgator 472b, komórki cytryny 0,2%, naturalny aromat (zawiera mleko), substancje zagęszczające (pektyny, guma guar), laktaza, barwiący koncentrat roślinny (z krokosza barwierskiego), żywe kultury bakterii jogurtowych

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.