niedziela, 4 czerwca 2023

Valio PROfeel Protein Mousse Chocolate Flavour

Dawno, dawno temu, gdy jeszcze diplodoki spokojnie skubały sobie zielone dobro tej planety, poznałam i polubiłam mousse'y za sprawą Deluxe Creamy Mousse Amaretti Flavour with Cake PiecesDeluxe Creamy Mousse with Chocolate & Cake Pieces z Lidla. I choć bita śmietanka nieustannie od dziecka mnie brzydziła i brzydzi, mousse'y przechodziły (i czasem śmietanka-wierzch w budyniowych, sklepowych deserach, których obecnie nie lubię, mi nie przeszkadzał). Zachwyt jednak prysł jak mydlana bańka, gdy je zmienili na Mousse D'Amour (recenzje niżej pod tymi samymi, powyższymi linkami). Potem ogólnie jakoś mousse'y znielubiłam, jak i inne takie desery. Latami trzymałam się od nich z daleka, ale w przypływie nostalgii zwróciłam uwagę na produkt, o którym zobaczyłam parę pozytywnych opinii. Postanowiłam sprawdzić, czy mousse'y to nadal tak bardzo nie mój produkt, czy jednorazowo jako taka wspominkowa ciekawostka może mnie ucieszyć. Biorąc produkt, który mylnie wzięłam za ten mousse, zwróciłam też uwagę na paskudny pudding.... W domu dotarła do mnie moja pomyłka. Na szczęście jednak czekoladowy pudding, który kupiłam przez pomyłkę myśląc, że to mousse, miał najdłuższą datę i został na koniec. Może trochę zaspoileruję, że od ostatniego posiadanego produktu, szczęśliwie była gotowa wybawić mnie Mama. 

Valio PROfeel Protein Mousse Chocolate Flavour to "pasteryzowany mus o smaku czekoladowym; z wysoką zawartością białka i substancjami słodzącymi, bez laktozy".

Po otwarciu poczułam słodki, aż nieco złudnie cukrowy zapach, trochę przywodzący na myśl likier kakaowy. Taki z alkoholową naleciałością? Z nutą sztuczną, czekoladopodobną. Przede wszystkim czuć jednak wyraźnie proste kakao w proszku. Oprócz tego, zwłaszcza w trakcie degustacji, pojawiła się ewidentnie mleczna baza, nie zagłuszająca jednak ciemnoczekoladowo-kakaowego charakteru.

Kupiona druga sztuka zaskoczyła mnie negatywnie podeschniętą, dziwną warstwą na wierzchu i wieczku - wyglądało to na suchą plastiko-folię z deseru. Nie zachęcało do jedzenia.

Choć deser wyglądał na lekki, bardzo napowietrzony i pełen pęcherzyków powietrza, był treściwy i masywny. Jak na mousse, zaskakująco zwarty i tłusto-ciężki. Plaskał głośno. W ustach potwierdził swoją zwartą gęstość, a mousse'owata chmurkowość była minimalna. Wydawał się jeszcze gęstnieć! Okazał się jakby zwartym i lekko żelkowatym, bardzo kremowym budyniem, z lekko czekoladowo-zagęszczonym motywem. Z czasem robił się coraz bardziej maziście-kleisty, a pod koniec zaserwował jeszcze pylistość.
Na ściankach osadziła się dziwna, jakby podsuszono-zżelowana warstewka, która była obrzydliwa. To chyba jeden z nielicznych deserów, których kubeczka nie wylizałam.
Nie było w nim prawie nic z mousse'u. Tłustość iluzoryczna przytłaczała i była osobliwa, ale nie bardzo odpychająca. Pod koniec wprawdzie trochę mnie zmęczyła (w połączeniu z posmakiem), ale odebrałam to zaskakująco dobrze... chyba jednak niestety dlatego, że wyszło to mało mousse'owato, więc biorąc pod uwagę, czym produkt ma być, nie wychodzi to na jego korzyść.

W smaku od pierwszej chwili uderzył czekoladowością o trochę likierowym wydźwięku, do którego doszła lekka, złudna cukrowość. Nie był bardzo słodki, przynajmniej nie od razu. 

Najpierw roztoczył cierpkość kakao i drobną nutę sztucznego likieru czekoladowego (ale bez realnych procentów). Likierowa ciemna czekolada zarysowała się wyraźnie, mleczna baza z kolei, choć wyczuwalna, początkowo wydawała się nieistotna.

Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji w ustach przybrała na znaczeniu wyraźnie. Nie zaburzyła jednak kakaowo-ciemnoczekoladowego klimatu. Bardzo wzrosła też słodycz i wyłoniła się w niej pseudo czekoladowość, należąca do czekolady ciemno-kakaowej, takiej z echem figurek czekoladopodobnych. Trzymało się to jednak w tle, za likierowo-kakaową "czekoladowością". Słodycz na szczęście strasznie przesadna się nie zrobiła.

Z czasem nieco odpuściła na rzecz cierpkości. Kakaowo-czekoladowa mieszała się z bardziej, acz nie mocno, chemiczną. Wprawdzie dominowała ta pierwsza, ale nie uratowała sytuacji. Odnotowałam lekki kwasek. Mimo to, słodycz pod koniec była bliska przegięciu i trochę męczyła-muliła.

W posmaku zostawała przy każdej łyżeczce sztuczność, ale też lekka kakaowa cierpkość, goryczka i wysoka, jakby cukrowa, słodycz. Niestety zestawione z dosłownie gryzącą w język chemiczną, pseudo alkoholową nutą. Dodatkowo deser jakby otłuszczał usta, co wcale przyjemne nie było. Jedząc, zastanawiałam się, czy skończę cały. W końcu się wciągnęłam, doszłam do wniosku, że tak, bo był w sumie ciekawostkowo mogę zjeść, ale pod koniec zaczęło mnie po prostu mulić i nie byłam w stanie skończyć dosłownie końcóweczki z dna.
Najgorszy był posmako-niesmak (jeść to jeszcze, ale najgorzej przestać...). 

Całość nie była zła, w zasadzie chyba... dobra. Wydała mi się produktem zrobionym poprawnie, przyjemnie ciemnoczekoladowym. Konsystencja niby mousse'owata, ale w stopniu minimalnym, a raczej budyniowato gęsta, kremowa. Bardzo słodka, ale nie bardzo przesłodzona, a nawet w miarę gorzkawa. Do tego jednak z alkoholowym echem i sztuczna, to już niezbyt przyjemnie. Mleczna w kontekście bazy (a nie "umlecznienia czekolady") - jednak wyraźnie, co przekłada się na ogólnie niezły odbiór.
Z kolei posmak czy raczej niesmak i ta cena nie zachęcają ani do zakupu, ani do jedzenia. Zjadłam, ile byłam w stanie, bo już był. Produkt raczej nie dla mnie, acz w porządku na zaspokojenie zachcianki jednorazowej. Niby do zjedzenia, ale resztka trafiła do Mamy (głównie by rozstrzygnęła, czy będzie w stanie zabrać się za pudding czekoladowy, czy mi przyjdzie go męczyć).
Zjadła, żeby nie wyrzucić i podsumowała: "Przez tę glutowatą konsystencję nie mogłam się w smak wczuć, bo ta mnie obrzydzała. Nie była taka, jaką mousse powinien mieć. A smak... Bardzo słodki, gorzki chyba jak trzeba, wyraźnie czekoladowy, więc chyba tu jest, czym ma być. Tylko że niesmak straszny wywołał. Też na szczęście długo się nie utrzymywał. A że bez cukru, laktozy, mało kalorii itd., a takie rzeczy chyba trudno zrobić, to on chyba obiektywnie dobry. Ale ja nie lubię czekoladowych deserów. I glutów". 

Mam też taką nieśmiałą myśl, że taki deser spokojnie mógł by mieć gramaturę serków homo itp., czyli te 120-130g, bo jest za specyficzny na takie 150. A przynajmniej w moim świecie ta gramatura przeznaczona jest dla jogurtów, serków wiejskich itp. - produktów neutralnych, nie na słodko. Było to na tyle specyficzne, że w sumie kiedyś mogłabym się na to jeszcze raz porwać, ale tu właśnie wadzi mi gramatura.
I w sumie... porwałam się. Te słowa dopisuję po dość długim czasie, bo post czekał w kolejce i tak. A kupiłam, bo chciałam spróbować swojego "dzikiego pomysłu z chili" i... zrobić mniej więcej rozeznanie, ile na taki czekoladowy deser dodać tej przyprawy. Planowałam bowiem zrobić sobie jogurt z kakao, rozpuszczoną czekoladą i właśnie chili. A że rzadko takie rzeczy robię, nie chciałam zawalić sprawy z ostrością. Wolałam przetestować na gotowcu. I powiem, że mousse Valio obrobił się przy malutkie łyżeczce (znacznie mniejsza niż do herbaty) chili, ale większość zjadłam nie posypując i utwierdziłam się, że produkt to zrobiony dobrze, acz niezbyt mój.


ocena: 7/10
kupiłam: Kaufland (Mama kupiła)
cena: 4,74 zł (za 150g; jak wyżej)
kaloryczność: 87 kcal / 100 g; cały 131 kcal
czy kupię znów: raz wróciłam, ale wiem, że więcej nie wrócę

Skład: mleko półtłuste, białko mleka, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu (2,7%), czekolada (0,8%), skrobia, substancje zagęszczające (guma guar, karagen), żelatyna, substancje słodzące (acesulfam K, sukraloza), aromaty, sól, enzym laktaza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.