Kocham czekolady z kakao z Belize, a Chapon dawno oddałam serce, więc o tej czekoladzie myślałam już bardzo długo. A jednak czasem przyjemności lubię sobie w czasie odkładać, więc pozwoliłam jej czekać. Jako jednak że masochistką aż taką to nie jestem, w końcu i po nią sięgnęłam.
Chapon Noir Belize to ciemna czekolada o zawartości 74% kakao z Belize.
Po otwarciu poczułam słodko-soczystego ananasa i mnóstwo rodzynek. Wyobraziłam sobie rodzynki w czekoladzie z drobnym kwaskiem, który z tła wydobył nutę maślanki i jogurtu. Na pierwszym planie za to brylowało orzechowe ciasto, z całym mnóstwem gorzkawych orzechów włoskich. Te próbowały trochę łagodzić orzechy pekan oraz kwiatowa słodycz. Róże okazały się nutą niezwykle jednoznaczną i prawie dominującą. Kojarzyły się z suszonymi kadzidłami kościelnymi, procesjami; słodkim dymem.
Twarda i jakby pełna, konkretna tabliczka trzaskała bardzo głośno, jakby nieco chrupko podczas łamania.
W ustach rozpływała się bardzo gęsto i kremowo. Robiła to powoli i ochoczo, zachowując zwartość i zbitość jak jędrne owoce. Mazistymi, maślano tłustymi falami a'la smar pokrywała podniebienie, jednak z czasem trafiłam w niej na lekko suchy element. Przypominała suchawy aksamit.
W smaku najpierw poczułam goryczkowaty dym. Wydał mi się odosobniony i wyrazisty.
Po paru sekundach zaczął go jednak opływać słodki, jasny miód. Wyraźnie szlachetny, choć wielokwiatowy. Może... trochę "polny", z kwaskiem. Zmienił zwykły dym w dym kadzidlany, prosto z kościoła czy jakiejś procesji. Dym unoszący się znad suszonych kwiatów, na których musiały się te kadzidła opierać.
W tle zamajaczyła lekka ciastowość, nieco gorzkawości odeszło w jej kierunku. Mignęła mi kawa, jakieś orzechy... Nic jednak jednoznacznego.
Poczułam słodką soczystość - też niedookreśloną. Nieśmiała, ledwo uchwytna cytryna wprowadziła jakieś żółte owoce. A także... Rodzynki zasładzająco słodkie, a jednak z kadzidlaną goryczką? Po chwili na pewno pojawił się bardzo słodki ananas - ale niewiele. Przewijał się potem w bukiecie epizodycznie.
Do kadzideł kwiatowych doszła nuta suchej żywicy jako kadzidła. Kadzidlaność mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa uwolniła róże, które zdominowały kompozycję. Za różami przepływały oczywiście też inne kwiaty, a więc fiołki, konwalie, lecz to suszone, słodkie róże rządziły.
Z czasem lekka goryczka wkradła się też w kwiaty. Pomyślałam o takich zawilgoconych - jakby na procesji zaczął padać deszcz, przygasił kadzidła, rozmoczył kwiaty? Kryła się w nich soczystość. Lekki, żywiczny kwasek?
Ogólna gorzkość rosła. Kawa i ziemia ją nakręcały, jednak obok róż na pierwszym planie w pewnym momencie pojawiły się orzechy włoskie. Czułam ich mnóstwo, z lekką goryczką.
W tle ciastowość i owoce zasugerowały nieśmiało jogurt, ale nie poszły w tym kierunku. Odnotowałam lekką maślaność, acz chyba bardziej orzechową... Okazało się, że orzechy pekan próbują nieco stonować włoskie. I tak leciuteńki kwasek owoców, rodzynek przejęła czarna ziemia, jawiąc się jako wilgotna i dziwnie soczysta. Orzechy z kolei wyszły... jakoś ziemiście.
Słodyczy kwiatów i miodu podszepnęła palony karmel. Słodycz zrobiła się więc sama w sobie lekko goryczkowata, ale ogólnie rosła. Wraz jednak z pazurkiem orzechów włoskich i ziemi... kadzidlano-kwiatowe motywy otarły się o wino. Jakby... winem nasączono lub zamarynowano rodzynki? Rodzynki skryte w cierpkawej czekoladzie? Chyba że to w ogóle były też np. suszone wiśnie?
W posmaku została ziemistość, właśnie z lekką goryczką kakao. Z orzechami włoskimi połączyła je kadzidlano-dymna nuta, a także róże. Suche, jakby odymione, ale wyraźnie słodkie. Słodycz na końcu wydała mi się wręcz czysta, nieco natarczywa, ale jeszcze w normie, bo i soczystość się w niej znalazła.
Całość rozkochała mnie w sobie. Ogrom róż i orzechów włoskich, nie za wiele owoców, ale obecna soczystość wpleciona w wyraziste kadzidła kwiatowo-żywiczne, dym - wszystko, co uwielbiam. Słodycz była w to wpisana, bo kwiatów, kwiatowego miodu nie dało się rozdzielić. Rodzynki, ananas czy bardziej ciastowe tony akurat też idealnie się dopasowały.
Ziemiste pekany, trochę wiśni i ciastowe nuty (w podlinkowanej wyraźnie brownie) przypomniały mi Karunę Belize Dark 70 %, acz tamta była o wiele słodsza i jednocześnie bardziej kwaskawo owocowa. Chapon poszła w słodycz i cudną gorzkość.
ocena: 10/10
kupiłam: chocolat-chapon.com
cena: 7,20 € (za 75g)
kaloryczność: 563 kcal / 100 g
czy kupię znów: chciałabym
Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.