wtorek, 12 lipca 2022

Karuna Belize Dark Chocolate 70 % ciemna

Ta tyrolska marka została założona przez Katyę i Armina w 2018 po tym, jak mieszkając w Indiach nabierali doświadczenia w obchodzeniu się z kakao. Na dobre zaprzyjaźnili się z nim około 2014 roku i postanowili robić czekoladę. Ponoć byli pionierami bean to bar w Tyrolu. To zupełnie co innego niż litewska marka o tej samej nazwie (jak ją zobaczyłam w Google, to aż parsknęłam). Tym razem jednak to nie historia marki czy marka sama w sobie jest jakoś szczególnie ciekawa. Tę tabliczkę kupiłam w zestawie, który gdy tylko zobaczyłam, wiedziałam, że musi być mój. To był dwupak, zawierający tę, powiedzmy "zwykłą" oraz do porównania... tabliczkę o tej samej zawartości, regionie etc., a różniącą się jedynie czasem suszenia ziaren. Porównywałam już różny czas konszowania, temperaturę prażenia, ale jeszcze nigdy czas suszenia.
Kakao zostało zakupione od farmerów Mopan Maya, którzy hodują je w okolicach wioski San Jose. Fermentacją i suszeniem ziaren zajmuje się natomiast niemiecka kompania Belyzium.
Dodam jeszcze, że recenzje obu czekolad Karuny z Belize zostały poparte dwoma tabliczkami, bo te, które zakupiłam w Cocoa Runners przyszły dość zniszczone, a że sklep nie chciał już za nie zwrócić, napisałam do producenta. Ten wysłał mi wszystkie czystej ciemne z asortymentu, w tym także świeżutki duet z Belize.

Karuna Chocolate Belize Dark Chocolate 70 % to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Belize, z dystryktu Toledo; o tradycyjnym czasie suszenia ziaren.

Tabliczka kupiona od Cocoa Runners zdenerwowała mnie. Na pierwszy rzut oka po otwarciu wystraszyłam się, że stało się z nią to samo, co Reine Astrid Cameroon 75% Feves Forastero, a jednak gdy przyszło co do czego, okazało się, że beżowa warstwa pokryła tylko część wierzchu.
Pozwolę sobie wyjaśnić, że gdy czekolada na zmianę trafia w ciepłe i zimne miejsca wydziela się biały nalot – tłuszcz kakaowy, który trochę stopił się na powierzchni, a następnie znów zastygł. Z kolei gdy czekolada ma białą powierzchnię "integralną" i nawet w środku białe "wzorki", znaczy, że coś nie wyszło przy temperowaniu (czyli procesie mieszania, podgrzewania i chłodzenia czekolady, aby miała optymalną konsystencję i charakterystyczny trzask przy łamaniu; żeby pozostała tylko pożądana forma krystaliczna tłuszczu kakaowego). Taką można spokojnie jeść - choć miejscami konsystencja może być bardziej ziarnista, smak raczej bez zmian.

Po otwarciu poczułam się, jakby ktoś postawił przede mną aromatyczne, orzechowo-karmelowe brownie o brzegach przypieczonych na chrupko. Na wierzchu musiały je zdobić wyprażono-wypieczone orzechy, w tym laskowe. Przemknęła też soczystość kwaskawych owoców pod przewodnictwem cytrusów i chyba wiśni. Wyraźnie rozchodziła się także słodycz palonego karmelu, melasa - wyobraziłam sobie gęste, spływające po wspomnianym brownie. Do tego ciepło... to wypieku podkreśliła korzenność, w tym motyw imbirowych ciastek. Właśnie imbir przekierowywał uwagę na owoce. Z cytrusów dominowała cytryna, a wiśnie rozchodziły się... na wiele innych motywów. To nie do końca one, a bardziej aż "wiśniowato-winne" (podfermentowanie i aż muląco słodkie) truskawki, bardzo ciemne granatowe winogrona. Za nimi kryło się też coś kwiatowego. Zapach zawarł w sobie słodycz, gorzkość i soczysty kwasek w niemal równych proporcjach.

cuda od CocoaRunners
Tabliczka już wyglądała na kremową. Łamała się z dość głośnym trzaskiem, popisując się twardością. Wydała mi się troszeczkę krucha.
W ustach rozpływała się w tempie umiarkowanym i błogo kremowo. Przypominała, generalnie zachowujący kształt kawałka, dość tłusty, aksamitny budyń o niesamowitej gęstości i esencjonalności, z której wyrywały się soczyste fale. Wydała mi się maślana jak gęste, ciężkie i bardzo maślane brownie. Usta zalepiała może na chwilkę leciutko, a znikała dość rzadko.

W smaku jednocześnie pojawił się kwasek wiśni i cytryn jako malutka szpileczka wbita w ogrom słodyczy. Błysnął karmel, wskakując tym samym na bardzo, wręcz ryzykownie wysoki poziom, po czym osiadł w brownie, leniwie pojawiającym się i zostającym jako gorzkie, a jednocześnie trochę maślane tło.

W tym czasie splot owoców porzucił część kwasku. Poczułam czerwonego, soczystego grejpfruta z lekką goryczką. Cytryna jednak, jako ta szpileczka, nie dała za wygraną i zaczęła drążyć w słodyczy, a potem jednak rozpychać się i wzrastać. Wpuściła tym samym mnóstwo innych owoców.

Prędko pojawiły się niemal czarne, granatowe winogrona (odmiany np. Melody, Midnight Beauty), słodkie i cierpkawe w sposób kojarzący się z winem oraz truskawki. Jedne i drugie wydały mi się aż muląco słodkie, takie przejrzałe. Słodycz więc cały czas rosła, i to dwupłaszczyznowo. W kwestii owoców miała dużo do powiedzenia, ale i ta karmelowa wiele działała. Wydawało się, że ta jest jak horyzont - wszędzie, gdzie się nie spojrzy, ale w oddali.

Winogrona i truskawki były słodkie, jak tylko się da. Zaobfitowały w świeże figi, aż mdłe przez swoją czystą słodycz. A jednak mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa cytryna podsycała je, zalewała nieco kwaśniejszym sokiem. Wyobraziłam sobie krojoną w plastry, z których cieknie sok. A jednak słodycz, goryczka i brownie z tła trochę jej się przeciwstawiły. Wyłapałam kwiaty, próbujące poskromić słodycz. A może nie tyle poskromić, co przekierować i owoce, i karmel do słoików jako jakieś dżemy?

Cały czas pobrzmiewające brownie z czasem wyeksponowało się lepiej. Było to ciasto esencjonalnie kakaowe, gorzkie z mocno przypieczonymi brzegami. Aż nieco przypalonymi, chrupiącymi. Znalazło się w nim sporo orzechów - też gdzieś przy wierzchu i brzegach, a więc pieczono-chrupiących. Na pewno laskowe, chyba też bardziej "ziemiste" pekany. W brownie z czasem większą rolę odegrała maślana nuta. Trochę osłabiła gorzkość, a w dodatku karmel zdawał się zalewać, zatapiać to brownie. To palony, ale zarazem maślany karmel. Na pewno bardzo słodki, rozgrzewający w gardle. Pomyślałam o drzewach rozgrzanych słońcem, a także o drewnie trzaskającym w kominku. Na moment przedostało się na pierwszy plan.

Ciepło to bliżej końca zrobiło się nieco korzenne. Orzechy i maślaność wzrosły, jakby za ich sprawą pojawiła się nutka korzenno-melasowych ciastek (przynajmniej z jednej strony podlanych ciemną czekoladą? przypomniały mi się Tesco Finest Spicy Dark Chocolate Ginger Cookies). Słodko-gorzkich i... soczystych? Odnotowałam imbir, który karmelowo-ciastowy wątek sprawnie na nowo splótł z owocami.

Te jednak, po tym wszystkim, były już bardziej słodkie i gorzkawe. Zdecydowanie czułam grejpfruta i pomarańczę. Lekka korzenność je podkreśliła, a słodycz sprawiła, że do głowy przyszła mi pomarańcza kandyzowana. Mimo lekkich kwasków i sowitej gorzkości, końcówka wydawała się nieco za słodka. Słodycz od owocowej, przez brownie-karmelową przeszła bowiem w czysty karmel, może leciutko melasowy. Ta zaciemniła też owoce - już nie do nazwania, ale na pewno ciemne.

Kontrastowo gorzko czekoladowo-orzechowe wątki, nasączone owocami, przejęły gnilną nutkę i jeszcze nią zagrały. Zrobiło się ziemiście i pikantniej. Przyłożyły się do tego także przyprawy korzenne, grzejące wraz z płonącym drewnem.

W posmaku została właśnie czarna, wyrazista ziemia, trochę orzechów i brownie z karmelem, motyw kwaśnych cytrusów i słodkich winogron, truskawek o charakterze wina. Czułam drobną cierpkawość, soczystość, a jednak i tak... Wszystko to dosłownie tonęło w karmelu. Palony, ciepły, ale jakże - aż cukrowo - słodki. Trochę odstawał od nut bardziej kwaskawych, ale przynajmniej z brownie tworzył jedność (jako spływający po nim sos). Utrzymywał się niecodziennie długo.

Całość uważam za smaczną i niezwykle wyważoną. Właściwie słodycz i gorzkość były równe, a soczysty kwasek owoców im nie ustępował. Mnie pod koniec czekolada wydała się za słodka, ale nie mogę powiedzieć, by ją przesłodzono - to po prostu ja wolę, jak słodycz trzyma się z tyłu. Ta, mocno karmelowa, pasowała do gorzkiego, przypieczonego brownie z orzechami. Owocowe nuty biegły jakby obok, co wyszło ciekawie, bo w tym brownie nie było miejsca dla owoców. Cytryny i potem bardziej gorzkawe cytrusy też - nie przemieszały się ze słodkimi winogronami granatowymi i truskawkami tak zupełnie. Każde sobie, a jednak dla wszystkich znalazło się miejsce. W dodatku odrobinka imbiru zadbała o to, by nic się nie gryzło (ciepło wypieków, karmelu i soczyste owoce). Echo wina, korzenności i popis ziemi na końcówce - kupiło mnie to. Wątek brownie i owocowy były sobie równe - to ciekawie wyszło. Jaka ona była złożona!
Nie obraziłabym się, gdyby słodycz i maślaność były ciut niższe. Bo skoro czuć, że niektóre nuty są ewidentnie naturalnie bardzo słodkie (owocowe), to po co tak dosładzać (cukier trzcinowy ma naturalnie karmelowy smak, który tu aż czuć)? Zwłaszcza, gdy się chce pokazać coś specyficznego w kwestii kakao.

Winogrona i cytryny, mocne wypieczenie, sosy, drzewa czułam również w Zotter Labooko Belize Sail Shipped Cacao 72 %, a więc tabliczce także bogato owocowej (nawet bardziej). Zotter jednak miał  więcej wytrawniejszych nut (np. skórka chleba, oliwki). Z kolei jego słodycz była bardziej miodowo-figowa. I w przypadku Zottera mowa o suszonych figach; Karuna to świeże. Obie uraczyły mnie drobnymi nutkami maślanymi, sosowatymi, karmelowo-melasowymi. Zotter też miał nuty niby niepasujące do siebie, a jednak dziwnie układające się w coś smacznego i spójnego. Niestety był też maślany aż nazbyt. (Ciekawostka: zupełnie nie planując, Karunę jadłam w dniu, w którym opublikowałam recenzję podlinkowanego.)

Orzechy z karmelem, winogrona, korzenne przyprawy to też Georgia Ramon Belize Trinitario 70 %, acz GR była pikantniejsza i bogatsza w owoce (jabłka, banany, jagody). W obu czułam świeże figi. Gorzkość dymu i niemaślaność GR bardziej mi smakowała.


ocena: 9/10
kupiłam: duet tabliczek kupiłam w CocoaRunners, drugą dostałam od karunachocolate.it
cena: £12.95 (za dwie tabliczki po 60g); drugą dostałam od Karuny
kaloryczność: 509 kcal / 100 g
czy kupię znów: może i mogłabym do tej kieeedyś wrócić

Skład: miazga kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.