czwartek, 7 lipca 2022

Pacari Raw 100 % Cacao Mini Bar ciemna surowa z Ekwadoru (miniaturka); 2021

Nie lubię miniaturek / neapolitanek - czekoladowe przyjemności wolę sobie dostarczać w ilości sowitej. A jednak gdy mowa o zacnych czekoladach, nie mogę się nie zgodzić, że miniaturki to dobra opcja dla pewnych osób. Jakiś ogląd dają; niektóre są bliżej, inne dalej pełnowymiarowych. Różnie wychodzą. W przypadku Pacari jakościowo i ogółem zarówno pełnowymiarowe, jak i miniaturki na mnie robiły wrażenie, ale wolę pełnowymiarowe, bo to, jak smaki rozchodzą się z takich grubych tabliczek to magia! Na setki musi mnie najść i właśnie np. jedzona w 2018 roku Pacari Raw 100 % nie była tą, do której chciałabym wrócić. Jak właśnie w prawie wszystkich przypadkach cenię sobie grubsze, większe tabliczki, tak tej przeszkadzała mi straszna tłustość. Gdy więc dostałam miniaturkę jako gratis, ucieszyłam się. Może w cieńszej wersji ta wada miała się jakoś ukryć? A później dowiedziałam się, że Pacari w ogóle zmieniło swoją setkę (i inne tabliczki, nie wiem jednak, czy wszystkie), ale po kolei.

Pacari Raw 100 % Cacao Mini Bar to ciemna czekolada o zawartości 100 % surowych ziaren kakao z Ekwadoru; w wersji 10g (miniaturka).

Po otwarciu rozbrzmiał w zasadzie średnio intensywny aromat wilgotnej, czarnej ziemi, niosącej chłodną rześkość, podkręconą cytrusami. Odnotowałam soczyście kwaskawy sok z cytryny, skórkę i... motyw je łagodzący. Wyobraziłam sobie róże i konfitury z płatków róż - może z dodatkiem wiśni? Kwiaty i ich płatki... W wyobraźni widziałam też jakieś białe, aż nieco kojarzące się ze słodkawymi, drogimi perfumami. A jednak nie do końca łagodne, bo też... częściowo jakby jakieś kwiaty rozsypano na ziemi i zaczęły one już nieco gnić. W tle doszukałam się ostrzejszych, jakby nie pierwszej świeżości, orzechów.

Mimo że mała, tabliczka wcale nie była cienka. Okazała się bardzo twarda i masywna. Przy łamaniu trzaskała jednak średnio głośno, jak grube i żywe gałęzie, które wcale nie chcą być złamane.
W ustach uraczyła mnie zaskakująco kremową tłustością, rozpływając się z łatwością, acz bardzo powoli. Odnotowałam minimalną oleistość (jakby olej trochę z niej wypływał, trochę z niej ściekał). Prędko dała się poznać jako idealnie gładka, podkreślając tę cechę. Gięła się i w pewien sposób miękła, ale zachowując zwartość. Wydała mi się ciężka, acz wciąż jeszcze w porządku. Znikała, lekko ściągając.
Wydała mi się znacznie przystępniejsza pod względem konsystencji niż pełnowymiarowa z 2018. Nie aż tak zabójczo tłusta.

W ustach najpierw jako tło rozeszła się delikatna gorzkość, owinięta słodyczą (kwiatową?). Nagle nadciągnął goryczkowato-kwaśny smak smoły. Podsyciła ją cierpkość. Nieco rozbiła ją kwaskawa soczystość cytryny, wilgoć ziemi i oleista nuta.

Pomyślałam o oleistości i naturalnie maślanej nucie orzechów, jednak potem zdominowały to raczej myśli o gorzkawej ziemi; może o oleju kokosowym? Czarnej, wilgotnej ziemi i... równie czarnych, mokrych i zimnych fusach po zaparzonej kawie. Z czasem wszystko to zalała czarna, gorzka kawa, błogo rozpływając się po każdym zakamarku ust.

Gorzkość rosła, acz słodycz jej nie opuszczała. Miała nieco kwiatowo-owocowy wydźwięk, była poważna, przez co jednoznacznie kojarzyła mi się z taninowym, czerwonym winem (mimo słodkawego charakteru nut, wytrawnym).

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa raz po raz zaczęła uwydatniać się pobrzmiewająca słodycz. Należała do kwiatów. Wyobraziłam sobie różaną konfiturę, zrobioną z ucieranych płatków róż... Chyba z dodatkiem wiśni. Te podszepnął kwasek. Pomyślałam też o zawilgoconych płatkach kwiatów... Może leżących na ziemi, opadłych już dość dawno?  Nieco goryczkowatych? Dość długo dominowała właśnie ta wilgotna, czarna ziemia, jakby przesiąknięta innymi nutami.

Niosły pewną rześkość. Pojawiło się trochę świeżych ziół, które mieszały się z cytrusową nutą (jak trawa cytrynowa?). Kawa też przystała na lekki kwasek, jednak ona przejęła pałeczkę od gorzkości. To był czas na jej (kawową) gorzkość. Chwilowo dominowała. Całość nie była więc wysoce kwaśna, ale... kwaśna dosadnie.

Od ziemiście-kawowego wątku na końcówce wyrwał się orzechowo-pestkowy motyw jakby takich ostrawych, bo już dość starych, zleżałych. Ze wstydu zakopały się na koniec w intensywnej ziemi, podsyconej cytryną i smołą.

Posmak był dość mocno kwasowy, smolisty,  ziemiście-kawowy, goryczkowaty i kwaskawy bardzo dwuznacznie, bo smoliście-cytrynowo. Spożywczo, ale nie całkiem, a mimo to bardzo przyjemny. Wszystko to leciutko nasączyło czerwone wino. W tle czułam łagodząco-mdławe, oleiste motywy, orzechy i kwiaty.

Miniaturka z 2021 wydała mi się bardziej "uderzająca" od pełnowymiarowej z 2018. Jakby jej smaki spieszyły się z prezentacją, a potem zwalniały, przedstawiając swoje poszczególne walory. Mocna kwaśność, mocna gorzkość, dużo oleju, mocne kwiaty. Nie wszystko, jak np. oleistość, mi tu odpowiadało, ale wydawało się to bardziej ambitne niż pełnowymiarowa. Ziemia, smoła i róże, wino kupiły mnie. Pełnowymiarowa z 2018 była jak burzowy dzień, kiedy to jest ciemno, coś wisi w powietrzu, potem coś tam grzmi... natomiast miniaturka to porywisty sztorm. Wygrywa też mniej tłustą, przystępniejszą konsystencją (może dlatego smaki lepiej zagrały?) - jak widzę, odkąd jadłam podlinkowaną, zmieniły się wartości dla setek Pacari, więc i w nich jakieś zmiany wprowadzono.
Ogólnie to chyba dobre i adekwatne streszczenie. Kogo ma zachęcić, tego zachęci, komu ma się wydać nie dla niego, też to zrobi. A i porcja taka, że jak na setkę większości pewnie wystarczająca. Chociaż... ja wolałabym dawną wersję jeść w wersji mini, a takiej mogłabym przygarnąć całą tabliczkę. Okazała się bowiem miłym zaskoczeniem - znaczy się poprawili!


ocena: 9/10
kupiłam: dostałam od Sekrety Czekolady
cena: -
kaloryczność: 680 kcal / 100 g
czy kupię znów: może i mogłabym pełnowymiarową

Skład: miazga kakaowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.