Gdy spojrzałam na ilość "w tym cukry" tej tabliczki, w pierwszej chwili myślałam, że na pewno do niej otwartej się nie zbliżę, a od razu oddam Mamie. Bałam się jednak i o nią, bo martwi się, że mogą zacząć się u niej problemy z cukrzycą. Jednak po tym, jakim zaskoczeniem okazała się czysta mleczna Milch Lait, zaciekawiło mnie, jak też tę zrobili. Od razu pomyślałam, że przecież do tak kinderkowego wydźwięku solony karmel nie pasuje, ale... Ale właśnie - co? Ta mogła być inna... chyba? Chciałam rozwiać wątpliwości, choć też od razu wiedziałam, że i ta mnie nie chwyci. Po prostu chciałam sprawdzić nieznane i niedostępne.
Po otwarciu uderzył mnie bardzo wyrównany splot mleka i maślanych, dobrych jakościowo karmelków. Za nimi wyraźnie pobrzmiewało echo soli. Całość była bardzo, bardzo słodka, ale w sposób mleczno-maślano-karmelkowy, nie zaś cukrowy. Po przełamaniu nuta karmelków z solą wyszła na pierwszy plan, przed bezkreśnie mleczną czekoladową bazę.
Tabliczka w dotyku wydała mi się lepka, mimo że się nie topiła, a do tego tłusto-kremowa. Przy łamaniu nie trzaskała, była krucha. Karmel trzymał jej się nieźle, ale zdarzyło mu się odskoczyć. Nie pożałowano go, co widać już w przekroju.
W ustach rozpływała się z łatwością, dość prędko. Miękła, dając się poznać jako gładko-gęsty krem. Była śmietankowo-maślano tłusta. Karmel odsłaniała dość powoli tak, że zostawał po niej, na koniec.
Okazało się, że sól została wtopiona również niezależnie od karmelowych kawałków, ale rozpływała się wraz z resztą. Nie odstawała, nie dawała się we znaki, nie było jej za wiele. Trafiłam natomiast na tyle karmelków, że tabliczka wydała mi się najeżona nimi aż na granicy przesady.
Niezbyt się rozpuszczały, zostawały mi więc już po czekoladzie. Okazały się chrupiąco-szkliste, twarde w punkt (czyli nie mocno). Łatwo się z nimi rozprawić, nie kleiły się do zębów, a pogryzione grzecznie znikały.
W smaku od początku czuć wyraziste, pełne mleko, ale z mocnym, maślanym echem trochę karmelowym (nie powiedziałabym więc, że baza jest taka sama co czysta mleczna Halba). Mowa tu o karmelu łagodnym, prawie nie palonym, a właśnie maślano-mlecznym.
Słodycz szybko rosła. Częściowo miała karmelowo-karmelkowy charakter, a częściowo zahaczała o cukier. Łączyła się jednak spójnie z mlekiem, trochę jakby i z niego płynęła.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wzrosła maślaność bazy. Nasilił się maślany karmel, echo karmelków zaczęło stawać się znaczącym głosem. Epizodycznie pojawiała się subtelna słoność. Przełamywała słodycz; wydobywała mleko i karmel. Te zgłuszyły cukrowość. I choć w gardle już przy pierwszym kęsie słodycz się zaznaczyła, cukier nie dawał się we znaki aż tak.
Sól wydobyła z samej bazy uroczo mleczny, maślano-karmelowy smak, sama nie wychodząc przed szereg. Z czasem, im więcej kawałków dodatku się wyłaniało, tym bardziej rosła słodycz dobrych jakościowo cukierków karmelków.
Dodatek porządnie zaprezentował się dopiero, gdy czekolada niemal zupełnie zniknęła, a więc na koniec. Nie powalał słodyczą, mimo że był bardzo słodki. To dobre jakościowo, twardo-szkliste karmelki o intensywnie maślano-mlecznym smaku, leciutko tylko palone. Echo soli się ostało, ale raczej jako podkreślenie.
Po zjedzeniu już kostki czułam drapanie w gardle, ale także posmak maślanych karmelków, mleczną i pełną uroku czekoladę, właśnie z nieco karmelkowym, maślanym pazurkiem.
Całość uważam za dobrze zrobioną. Choć nie brak jej mlecznego uroku, miała także i charakterek, szlachetność. Maślane karmelki, bardzo subtelna sól uczyniły ją zupełnie inną niż czysta mleczna. Dzisiaj prezentowana nie była dziecięca, a jednak też bardzo słodka. Ewidentnie słodsza. To jednak słodka tabliczka ze słodkim, karmelkowym karmelem, nie zaś charakternym i palonym karmelem - szkoda, bo wydaje mi się, że taki lepiej by się tu sprawdził (a ja - już po raz kolejny - utwierdziłam się w przekonaniu, że karmelków nie lubię). Większość oddałam Mamie, aczkolwiek jak pomyślę o czekoladach mlecznych z kawałkami solonego karmelu, z jakimi miałam do czynienia, ta niewątpliwie jest jedną z lepszych, mimo że poziom słodyczy mnie powalił (to jednak czekolada nie dla mnie i wiedziałam to, już otwierając). Tylko, że jak pisałam: nie był to karmel-karmel, taki palony, a... karmelki.
Mamie smakowała, ale mniej niż czysta, co uzasadniła, że już i ona chyba karmelu nie lubi (o ile za palonym nigdy nie przepadała, tak karmel bardzo lubiła - tym bardziej, im bardziej zbliżał się do jej kochanego toffi). "Bardzo dobra, niesamowicie mleczna, odrobina tej soli idealnie wkomponowana, że czuć, ale nie zostaje, nie wyróżnia się. Zostają tylko te karmelki, też dobre jakościowo, ale całościowo to już jest za słodkie."
ocena: 8/10
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, kawałki solonego karmelu 10% (cukier, syrop glukozowy, masło, śmietanka, woda, sól morska), miazga kakaowa, odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, sól morska, naturalne aromaty
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.