wtorek, 5 lipca 2022

Fossa Chocolate 70% Dark Rehoboth Estate Philippines ciemna z Filipin

Choć moje pierwsze spotkanie z singapurską marką Fossa było dziwne (chodzi o ciastka z karmelizowanego jajka, które były dodatkiem w Salted Egg Cereal), po 70% Dark Pak Eddy Indonesia nabrałam przekonania, że to nie tylko marka robiąca dziwne, wyszukane tabliczki z dodatkami, ale też oferująca zacne czyste. Wciąż nie przekonało mnie to do innych ich propozycji, ale po prostu tabliczki z dodatkami nie są tym, czego szukam (a już na pewno w tej cenie; za z dodatkami mogę zapłacić kilka złotych, by potem zjeść na wykładach). Obecnie jednak nie byłam pewna, czy Filipiny jako region pochodzenia kakao to to, czego szukam. Tu jednak, no cóż, z tym konkretnym kakao ciekawa sprawa, acz dowiedziałam się szczegółów dopiero po degustacji. Plantacja Rehoboth należy do przyjaciół (którzy zaczęli zajmować się kakao w 2015 roku) właścicieli marki Fossa. Specjalnie do tych czekolad, wyselekcjonowali ziarna z drzew starych i "rdzennych". Te rosnące na nich są znacznie mniejsze i ponoć wyrazistsze w smaku od większych i młodszych kakaowych braci. Nazwa plantacji odnosi się do błogosławieństwa, bo celem jej założycieli było i jest zapewnianie lokalnym farmerom godziwych wynagrodzeń, poprawa ich życia. Można więc powiedzieć, że to dla nich wszystkich bardzo specjalna tabliczka.

Fossa Chocolate 70% Dark Rehoboth Estate Philippines to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Filipin, z dystryktu Calinan, okolic miasta Davao, z plantacji Rehoboth.

Po otwarciu poczułam bardzo, aż przesadnie słodki zapach palonego cukru z odległą soczystością. W cukrze odnalazły się śliwki, acz w wydaniu cukrowo słodkiej nalewki i wina... o mocnych nutach śliwek? Wyraźnie czerwonego, ale z obecną słodyczą; może z kwiatowym echem. Pomyślałam o nim, bo i odrobinki drewna (beczek z winem?) doszukałam się w czasie degustacji. Zaplątało się trochę czerwonych owoców. Aromat odebrałam jako przesłodzony.

Twarda tabliczka przy łamaniu wydała mi się trochę krucha. Trzaskała bardzo głośno. Choć w dotyku sugerowała tłustą kremowość, zaskoczyła ziarnistym przekrojem.
W ustach rozpływała się łatwo i jedwabiście, delikatnie mięknąc. Robiła to bardzo, bardzo powoli, zachowując zwartość i kształt niemal do końca. Pokrywała za to podniebienie tłustymi smugami i wypełniała usta paroma drobnymi, soczystymi falami. Była tłusta w maślanym sensie i ogólnie gładka. Na koniec zostawiała jednak taninowe prawie ściągnięcie.

W smaku pierwsza ukazała się maślaność i zachowawcza, na pewno palona słodycz. Maślaność rozpłynęła się na wszystkie strony, tworząc łagodną bazę. Podkradły się do niej niejednoznaczne nuty... jedynie ledwie orzechowawe.

I runęła słodycz jako cukier. Cukier po chwili palący się nieco, stający się karmelem, ale mocno osadzony w bardzo słodkich, czysto cukrowych realiach. Wydał mi się pierwszoplanowy.

Nieśmiało w tle odezwała się soczystość owoców. Ledwo wydostawały się z cukrowej otoczki. Mignęły mi jakieś czerwone - za słabo, by sprecyzować. Pomyślałam też o czymś śliwkowym, ale zacukrzonym, że aż mało owocowym. Może cukrowo słodkiej nalewce śliwkowej? Albo bardzo słodkim winie czerwonym. Ze słodkimi nutami... kwiatów? Aż przytłaczająco słodkich.

Z czasem soczystości udało się trochę zrównać ze słodyczą. Śliwki były dojrzałe i choć niemal muląco słodkie, wprowadziły drobny kwasek. Wróciły owoce czerwone... Wino pomogło im, jakby je butelkując - właśnie jako nuty wina. Śliwkowe wino czy śliwkowa nalewka... Może nawet coś śliwkowego w jakimś maślanym cieście?
Pod maślanością kryła się też odrobina niejednoznacznych orzechów. Zabiegały o chociaż namiastkę gorzkości. Doszukałam się nawet odrobiny dymu z leciusią gorzkawością właśnie. Mimo wszystko, kompozycja prędko zaczęła drapać w gardle.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa maślana baza wpuściła trochę ciastowości, pieczono-palonych nut, dodających leciutką gorzkość. Pojawiła się drobna nutka piernika jako ciasto lekko maślano-oleiste, gorzkawe od kakao i... może właśnie ze śliwkową nutą? Nasączone procentami?

I gdy o nasączeniu mowa, nagle znów niemożliwie wzrosła słodycz. Wszelkie soczystsze nuty zmieniły się w cukrową, koktajlową wiśnię, pomyślałam o owocach ususzonych i zleżałych tak, że aż z wytrąconym z nich cukrem. Mowa o daktylach i... ciemnych rodzynkach? Może rodzynki były w pierniku, ale jakoś się schowały. Daktyle za to splotły się z karmelem, zasładzając kompletnie i drapiąc w gardle. 

Wrócił karmel aka palony cukier, bo raczej tak o nich myślałam, przez moc i wrażenie przecukrzenia. Czerwone owoce próbowały go lekko... nasączyć? Trochę mieszały się z suszkami (nie wiedzieć dlaczego, pomyślałam o rodzynkach zrobionych z czerwonych odmian winogron), właśnie z daktylami. Te były aż paląco słodkie, podobnie jak karmel. Rozgrzewały.

Do rozgrzewania dołożył się też alkoholowy motyw. Wina i nalewki zagrały mocniej, nasączając piernik - sam w sobie stał się mało istotny, ale nuty alkoholu trafiły na przyprawy korzenne, budząc w kompozycji ostrość. Neutralny, orzechowo-maślany splot zmienił się pod ich wpływem w charakterniejsze drewno, jakby nasączone alkoholem.

W posmaku zostały nalewki, wino... Czułam więc śliwki w bardzo słodkim wydaniu, coś alkoholowego i rozgrzanie gardła, za którym to stała jednak głównie cukrowość i akcent daktyli. W nich znalazło się coś suszonego, ale na koniec słodycz wydawała się głównie cukrowa.

Całość wyszła o wiele za słodko. Powalająca cukrem, zaskakującym chwilami na karmelowo-daktylowy ton, ale i tak... oprócz tego leciutka soczystość śliwek, wina, nalewek i w zasadzie brak gorzkości - nie znalazłam niczego, co mogłoby to przełamać. Delikatna, maślana baza nie kupiła mnie. Końcówka alkoholowo-korzenna natomiast tak, ale to za mało by mnie zachwycić (na szczęście wystarczająco, by zrobić spokojnie kolejny kęs).
Jej słodycz i delikatność zupełnie nie pasują mi do nut, które genialnie sprawdziły by się jako mocno ciemnoczekoladowa siekiera.
Konsystencji się nie czepiam, bo choć idealna nie była, trudno jej coś zarzucić (wolałabym, by nie była tak maślano-tłusta, ale nie była tak bardzo za bardzo).

Maślane nuty i czerwone owoce jako para do czegoś, suszone czułam też w słodkiej (ale w punkt) Duffy's Philippine South Cotabato 70 %, ta jednak wykazała się cierpkością owoców (wiśni i goji), głębią słodyczy miodu i wreszcie mocniejszym, orzechowo-drzewnym smakiem. 
Z kolei bardzo delikatna (maślana, ciastowa), czerwonoowocowa (inne owoce), ale nie bardzo soczysta była też Benns Ethicoa Calinan - Philippines 72%. Za słodka, i choć z piernikowymi przyprawami oraz zacną nutą czerwonej herbaty, właśnie też jakaś niegorzka. Czuć podobieństwo regionu i... w zasadzie te były na jednym poziomie smakowym, ale Fossa wygrała konsystencją i formą.


ocena: 7/10
cena: 69 zł (za 50 g; cena półkowa)
kaloryczność: 549 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: kakao, cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.