niedziela, 10 lipca 2022

Nutura Premium Krem Chałwowy Sezam z cukrem kokosowym

Teoretycznie niby lubię chałwę, ale w zasadzie, jak poświęcić temu dłuższą chwilę, to nawet to "teoretycznie" ma wiele "ale". Przede wszystkim jest to, ta "lubiana", głównie chałwa idealizowana. Realnej nie lubię struktury; jeść takiej najzwyczajniej nie cierpię, bo słodycz męczy, a konsystencja obrzydza. Coś, co smakuje chałwą - o, to lubię, byle tylko... nie było tak niemożliwie cukrowe. A jednak chałwa z definicji jest słodka. Aczkolwiek dość chałwowy krem Zotter Crema Sesame / Sesam mnie chwycił. Stąd zdecydowałam się wreszcie kupić smarowidło dzisiaj prezentowane. Sugerujący niską słodycz cukier kokosowy, który bardzo ciekawie wyszedł w np. Akesson's Bali 45 % Milk Chocolate with Fleur de Sel & Coconut Blossom Sugar dobrze wróżył. Choć to do głowy przyszło mi jeszcze przed MixIt Mixitellą Brownie. Ta była pyszna, cudownie mało słodka, jednak miałam co do niej wielkie zastrzeżenie w postaci wielkich kryształków właśnie cukru kokosowego. Zaczęłam się bać, że i w tym kremie na takie trafię, toteż by jak najszybciej rozwiać lub potwierdzić wątpliwości, sięgnęłam po niego. Byłam mimo wszystko pewna, że i tak okaże się lepszy od Primavika pasty sezamowej słodzona syropem z agawy (2015).

Nutura Premium Krem Chałwowy Sezam z cukrem kokosowym to "pasta sezamowa z dodatkiem cukru kokosowego".

przed i po zlaniu oleju
Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach naturalnej, szlachetnej chałwy. Złożył się na nią gorzkawy sezam o łagodnej, jakby roślinnej rześkości i jednocześnie naturalnie słodki (odlegle pomyślałam o dobrej jakościowo tahini) oraz lekka słodycz właśnie już bardziej chałwowa. Wydało mi się to prażone (czy raczej palone) w punkt, delikatnie; nieco karmelowe. Ułożyło się w woń dobrej, niemal mlecznie-roślinnej chałwy z sezamu o leciusieńko prażonym charakterze. W trakcie jedzenia goryczka wydała mi się nie tylko sezamowa po prostu, ale wyraźnie "orzechowo" za sprawą oleju sezamowego i jak mocno palony karmel. 

Na wierzchu wydzieliło się sporo oleju, z czego dobrą łychę zlałam, a resztę niedokładnie przemieszałam (lubię sprawdzać sobie różną konsystencję, w tym suchszo-gęstszą na dnie). 
Ciemne kropeczki widoczne na pierwszy rzut oka okazały się drobnymi kryształkami cukru kokosowego.
Krem ogólnie był gęsty i dość zwarty. Może nie bardzo, bo zwłaszcza na wierzchu trochę lał się i ciągnął, ale jednak. Na tyle, by uznać go za masywny. Daleko mu do gładkości, bo wypełniały go drobinki sezamu i... kryształki cukru kokosowego. Trochę mi przeszkadzało wrażenie tej kryształkowości, ale w konwencję chałwy się to wpisało i idzie się przyzwyczaić (zwłaszcza, gdy tak jak ja, je się ten krem, pozwalając mu swobodnie rozpływać się w ustach i jedynie raz po raz "podgryzając"). W zasadzie cały wydawał się taki "miazgowaty", jak pasta z chałwy. Całość skrzypiała i trzeszczała, mocno kojarząc się nie tylko z chałwą, ale trochę też z przemielonymi wiórkami kokosowymi.
W ustach smarowidło rozpływało się powoli, gęsto i jakby się w tej gęstości nakręcając. Usta zalepiało trochę; bardziej oklejało zęby w sposób... sezamowo-pastowy, ale jednak delikatniej. Nie przeszkadzający tak bardzo. Krem był tłusty jak tahini, której lekko oleisty aspekt i ogólne wrażenie tłustości kryło się w chałwie. Chałwowe poskrzypywanie dało o sobie znać, nawet przy niegryzieniu. Jakby wisiało w powietrzu!
W końcu masa znikała z minimalnie wodnistym efektem (jakby rozpuszczający się cukier kokosowy rozganiał potencjalnie lepko-memłające się elementy?), co ratowało zęby (nie zostawały oklejone). 
Jak myślałam, na dnie (tak od połowy?) krem był suchszy i bardziej zwarty, a dzięki temu jeszcze bardziej skrzypiąco chałwowy. Wciąż jednak mowa o chałwie przerobione na pastę (np. brak kruchości, takich aż "włókien" czy coś). 
Ogół wyszedł jak tahini z sowitym dodatkiem chałwy (możliwe, że kokosowej), miał jej elementy strukturalne, w co cukier poniekąd się wpisał. Mimo to, w trakcie jedzenia nie przeszkadzał (ja bym jednak zredukowała jego ilość, choćby częściowo go rozpuszczając).

W smaku pierwsza uderzała wysoka słodycz... szybko dająca się poznać jako naturalnie sezamowa i przez to aż zaskakująca tą mocą (pozytywnie - podobnie zaskoczyć potrafią nawet pasty fistaszkowe 100%, nie mówiąc już o miąższu z kokosa). Od pierwszych sekund wyraźnie czuć bowiem sezam, zachwycający swoim delikatnie prażonym smakiem. Wydał mi się niemal mleczny (chwilami do głowy przychodziło mi mleczko kokosowe), łagodniusi i czysty smakowo. Szybko doszła do niego aż roślinna, rześka naleciałość.

Słodycz zaczęła gonić goryczka. W pewnym momencie gorzkość natarła z pełną mocą i też aż tym zaskoczyła - miała lekko orzechowy charakter, pochodzenie czysto sezamowe. Przemieszała się ze słodyczą, dając efekt niecodziennie gorzkiej od sezamu chałwy. Zrównała się ze słodyczą i na moment ją wyprzedziła. Oprócz goryczki sezamu, raz po raz wyłapałam goryczkę oleju sezamowego, w tym przypadku też jednak w pozytywnym sensie. Bukiet goryczek stonował i rozgromił słodycz, że już nie rosła, acz wciąż tworzyła klimat chałwy.

Tę naturalność sezamu, słodką rześkość podkręcił bez dwóch zdań cukier kokosowy, bo słodycz z czasem rozwijała się, była dynamiczna.... I łagodniała. Wraz z tym, jak krem i zatopione w nim kryształki cukru kokosowego rozpływały się w ustach, nasilał się palony - acz i tak niski - motyw. Słodycz nabrała karmelowego tonu, integralnie mieszając się z sezamową. Razem rozbrzmiały chałwą. A w zasadzie Chałwą. Jakoś w połowie rozpływania się kęsa już wyraźnie czułam 200% nieprzesłodzonej chałwy. Naturalnej i słodkiej... właśnie naturalnie, nie za mocno.

Przy kolejnych łyżeczkach wyłapywałam gorzkość szybciej, chwilami stawała się nieco istotniejsza, przełamując słodycz, by następnie znów w niej zniknąć. Słodycz kumulowała się z czasem, acz zachowując spokojny charakter. Im więcej jadłam, tym bardziej się to wszystko wyważone wydawało. Żaden z naturalnych smaków już tak nie uderzał, nie zaskakiwał, a układały się w coraz to kolejne nakłady chałwy. Od rozpuszczających się i znikających kryształków migała jeszcze wyższa słodycz, popisująca się na tej płaszczyźnie. Pod koniec jedzenia większej ilości odczuwałam lekkie chałwoprzesłodzenie. Niby było męczące (bo mam wyjątkowo niski poziom tolerancji na słodycz), ale jednak w pełni zrozumiałe.

Przy każdej jednak łyżeczce powtarzał się jakby pewien schemat: uderzenie naturalnej słodyczy sezamu, do czego krem dodał naturalną gorzkość sezamu i postawił znak "równa się". Po nim była już chałwa - tak, dosłodzona cukrem kokosowym, który to wymieszał słodycz i gorzkość sezamu i splątał je mocno.

A jednak w posmaku i tak to głównie sezam został. Gorzkawy, a zarazem delikatny, naturalnie słodkawy. Już nawet nie tak mocno, ale wciąż szlachetnie chałwowy. Było słodko, ale i rześko, z goryczką, co przełożyło się na przyjemne wrażenie, że choć zjadłam coś znacząco słodkiego, nie zasłodziłam się.
Podobnie nie doskwierała mi tłustość (dzięki tej rześkości?), a i zębów nic się nie trzymało. Całość sprawiała wrażenie przyjemnie lekkiej.

Spróbowałam trochę (dodałam wielką łychę i jadłam zagarniając razem, niezbyt mieszając) zjeść z jogurtem greckim. Muszę przyznać, że efekt był niezły, bo krem nie dał się zagłuszyć. Bardziej niż chałwowo, wyszedł jednak, jakbym dodała tahini i posłodziła. To nie do końca moja bajka, bo przeszkadza mi słodycz zmieszana z jogurtem, a krem ten... no, słodki jest. Trochę uciekła ta esencjonalna chałwowość, ale to może zależeć od dodanych proporcji, a ja nie chciałam zbytnio zasłodzić jogurtu. Na pewno rozeszła się chałwowa struktura, bo pasta sama z ochotą się z jogurtem mieszała, a cukier się rozpuszczał (ale czuć go). To jednak utwierdziło mnie w przekonaniu, że ogólnie obecność kryształków w chałwowym kremie nie jest bez sensu.
Do jogurtów chyba za bardzo jestem przyzwyczajona zupełnie czystych niesłodzonych. Połączenie to jednak wydaje się spoko, bez zgrzytów. Ja nie zjadłabym np. posłodzonego jogurtu wymieszanego z pastą 100%; preferuję duet jogurt + pasta, bo dosładzanie mnie odpycha. To jednak skrajnie subiektywne nastawienie.

Nie ukrywam, że większość potraktowałam jako "coś do łyżeczkowania", ale że do kremu zdążyłam już wrócić, ostrożnie przetestowałam także opcję na waflach - u mnie Eurowafel Bardzo Wafle gryczane (z Mamą się władowałyśmy w dwie paki i szukałyśmy na jednak nielubiane dziadostwo sposobów). Tu na starcie był problem, bo nie cierpię tego typu wafli, ale że o tych słyszałam pochlebne opinie, że są w miarę neutralne, pomyślałam, że jako bazie, mogę dać im szansę (szukałam czegoś pod inne kremy, o których za jakiś czas). I choć same wafle mnie nie kupiły (bo to wafle - nie uważam ich za warte jedzenia osobno), to muszę przyznać, że ten krem do takowych, a więc delikatnych, bazowych wafli, pasuje. To on gra pierwsze skrzypce, eksponując w zasadzie te same walory, co osobno. Chyba że wafel trochę przełamuje słodycz. I zdecydowanie tłustość wydaje się niższa. Nie uciekł za to element chałwowości, co ważne. Mało tego, krem nadał waflom charakteru i jedzone z nim wydały mi się spoko (podczas gdy samodzielnie - nudne, kartonowe i za twarde, mimo że rzeczywiście mają - osłabiony - smak kaszy gryczanej). Jednak, to skrajnie subiektywne, szkoda mi było tego kremu do wafli. To dlatego, że najbardziej podobało mi się, jak krem rozpływał się w ustach, a nie gryzienie go.
Po prostu urzekło mnie, jak się smaki pokazywały i łączyły, gdy tak spokojnie się rozpływał.

To smaczne i w dodatku dość uniwersalne w kwestii wykorzystania smarowidło. Chałwowe jak nie jedna chałwa. Przy czym chodzi o chałwę marzeń, bo daleką od przesłodzenia. Uderzające naturalnymi, czystymi smakami. Mocna goryczka sezamu była pożądana, w pełni pozytywna, a jego naturalna słodycz wydobyta i tylko trochę podkręcona. To mocno trochę tahinowa chałwa (np. dałam Mamie z ciekawości powąchać i wg niej "śmierdzi gorzkością" - więc nie jest to chyba krem dla miłośników typowych słodkich chałw lub konwencjonalnie słodkich kremów). Nie dość, że krem wyszedł bardzo, bardzo naturalnie, to jeszcze dobrze jakościowo - czuć, że producent świetnie obszedł się ze składnikami (np. olej sezamowy w tahini potrafi różnie wyjść, zajeżdżać okropnymi nutami, a tu wszystko było idealnie trafione). Niby trochę mi przeszkadzały kryształki, ale rozumiem ich występowanie - może w ogóle trudno porządnie ten cukier rozpuścić? W Mixitelli Brownie też w sumie były...
Zdecydowanie najlepszy krem chałwowy, jaki dotąd jadłam. Basia Basia Chałwolada czy Primavika Pasta sezamowa słodzona syropem z agawy przegrywają z kretesem, ale nawet smaczny Zotter Crema Sesame przez swoją słodycz i konsystencję zostaje w tyle.


ocena: 10/10
kupiłam: Allegro; nutura.pl
cena: 11,99 / 11,42 zł za 190g
kaloryczność: 623 kcal / 100 g
czy kupię znów: tak

Skład: prażony sezam 85%, cukier kokosowy BIO 15%

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.