niedziela, 3 lipca 2022

Galler Noir Puur 85 % ciemna z Wybrzeża Kości Słoniowej

Swego czasu zaczęła mnie nawiedzać, dręczyć myśl o tym, co zrobię, gdy skończą mi się czyste ciemne czekolady do recenzji. Kiedy będzie ich za mało, by prawie codziennie jeść i opisywać coś nowego. Uwielbiam smakowe podróże, odkrywanie i opisywanie doświadczeń, a jednak że w zasadzie inne niż czyste ciemne przestały cieszyć, zmniejszyło mi się pole manewru. Co więcej, po prostu nie stać mnie na jadanie tylko tych najlepszych do degustacji. Szukałam więc marek tańszych, ale dobrych. Tak właśnie trafiłam w Google na markę Galler i wysępiłam zniżkę w ramach mini współpracy z internetowym sklepem Przyjaciele Kawy. Można u nich dostać zarówno przedstawione na blogu (już niedługo kolejne, jak i wiele więcej wariantów oraz produktów zupełnie innych, głównie związanych z kawą).
Galler to czekoladziarnia założona w 1876 przez Jeana Gallera w Belgii, obecnie wspierająca sprawiedliwy handel, zdrowe podejście do planety. Zaangażowani są w projekty na Wybrzeżu Kości Słoniowej, gdzie niestety produkuje się masowe kakao; oni zaś próbują tam sytuację chociaż trochę poprawić. Kupują od kooperatywy Yeyasso, której plantacje zajmują 7 tysięcy hektarów. Ich siedziba jest w mieście Man, nazywanym "miastem 18 gór", co od razu mi się spodobało.

Galler Chocolatiers Noir Puur 85 % to ciemna czekolada o zawartości 85 % kakao z Wybrzeża Kości Słoniowej.

Po rozerwaniu sreberka poczułam mocno pieczony zapach jednoznacznie kojarzący się z piernikiem i skórką porządnie wypieczonego chleba. Wyobraziłam sobie konkretną kromkę, niemal ukrytą - tak bogato posmarowaną kakaowo-orzechowym kremem. Piernik natomiast musiał zawierać sporo cynamonu. Wydźwięk był ciepły, mało słodki, a szlachetnie gorzki. To podkreśliła odrobinka kawy. Piernik i chleb zdawały się łączyć kakaowymi wierzchami - w przypadku piernika mowa chyba o polewie kakaowej. W jego wnętrzu w dodatku kryła się lekka, owocowa soczystość.

W dotyku tabliczka wydała mi się twardawo-kamienna, a jednocześnie już na tym etapie kremowa. Przy łamaniu odznaczała się średnią twardością, trzaskała głośno w sposób, jakby była ciężko-zwarta. 
W ustach rozpływała się powoli, ale chętnie. Wprawdzie długo zachowywała zwarty kształt, była dość ciężka i maślano tłusta, ale w granicach normy. Opływała smugo-falami, zaklejającymi usta. Te były gęste, trochę maziste, a z czasem nieco oleiste.

W smaku pierwsza ruszyła goryczka dymu, goniona przez kawę. Gorzkość dosłownie uderzyła. Gęsty, szary dym opadł niczym kurtyna, spod której gorzkość już nieco ogładzona rozeszła się po ustach. Miała mocno palony charakter, przy czym zachowała pewną szlachetność.

W ciągu kolejnych chwil zaczęła otulać ją maślaność. Była to maślaność nieco bardziej orzechowa. Złagodziła pierwotny motyw... niezupełnie jednak. 

Poczułam piernik. Wyraźnie odważnie przypieczony, ale wciąż wilgotny wewnątrz. Niósł nieprzesadną słodycz. Choć nie wysoka, była prosta, co chwilami niezbyt mi odpowiadało. Piernik jednak doprawił ją odrobinę cynamonem, uprzyjemniając wydźwięk. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa ta słodycz (ale w sumie nie tylko ona) wydała mi się dość duszna i ciepła.

Z gorzko-maślanej strefy wyłoniła się mocno pieczona skórka chleba (też ciepła?). A po chwili chleb po prostu jako konkretny i wilgotny ciemny, zrobiony na zakwasie. Słodycz znalazła się także przy nim, właśnie jako jakiś cierpkawy od kakao krem kakaowo-orzechowy. Z orzechów wyrwała się niestety też pewna smakowa oleistość, dodatkowo łagodząca kompozycję.

Z gorzkich nut raz po raz wypłynął lekki kwasek, przeszywający słodycz. Wydawał się niemal sugestywny. Zahaczył nieśmiało o owoce... Najpierw mignęła mi śliwka - jakby z tym piernikiem...? Acz potem myśli skupiły się bardziej wokół... moreli? Ewentualnie suszonych, gąbczastych brzoskwiń. Wszystko to było słodkie, może nieco duszno-kandyzowane? Ale ledwo uchwytne. W końcu tonęło w ciężkiej słodyczy i "orzechowawej" maślaności, które jakby się nakręcały. Na szczęście o charakter wciąż dbał słodko-goryczkowaty cynamon.

Gorzkawość na końcówce podparła się cierpkością. Palona kawa i dym na nowo zasłoniły piernik i chlebowe nuty. Pojawiła się cierpkość i duszny motyw jakby nieco procentowy... kremu kakaowego? polewy? Ciemnych, palonych i poważnych, a jednak też tłustych. Ciepło tego podkręcało się z cynamonowo-piernikowym wątkiem.

W posmaku została palona nuta dymu, kawy, piernikowość, ale też jakby orzechowa oleistość zmieszana z maślanością. Słodycz czułam delikatną, ale duszną.

Czekolada ogółem mi smakowała, ale nie w pełni. Miała rewelacyjne, gorzkie momenty, kiedy to popisywał się piernik, skórka chleba. Potem wszelkie pogłosy kawy, orzechów, lekki kwasek - wszystko to miało ogromny potencjał. Niestety jednak chwilami co mocniejsze, zbytnio łagodziła maślaność. Także duszność i ciężkość słodyczy mi przeszkadzały. 
Konsystencja, mimo że tłustość wydała mi się ciężka, nie była jednoznacznie zła. Tylko oleista końcówka psuła efekt. O wiele lepiej odbieram niższą słodycz np. Lindta Excellence 85% i jego nietłustą konsystencję.


ocena: 8/10
cena: 10,38 zł (za 80g; półkowa to 12,98zł)
kaloryczność: 582 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.