poniedziałek, 18 lipca 2022

Zotter Rum 'n' Raisin ciemna mleczna 60 % z kremem z mlecznej czekolady z rumem i rodzynkami nasądzonymi w rumie

Uśmiechnęłam się na opis tej czekolady. Karaibski alkohol ze Styrii czy duch karaibski ze Styrii ("Caribbean spirit from Styria")? Do głowy przyszedł mi też Jack Sparrow i Piraci z Karaibów, co jest skojarzeniem pozytywnym, ale w sumie ani alkohol, ani Karaiby mnie nie kręcą. Wariant "rodzynki&rum" kiedyś lubiłam, ale zorientowałam się, że nie lubię rumu. To takie tam... Dalej. Siekane rodzynki? Jakiekolwiek nie pasują mi do "lekkiego musu", bo jakikolwiek dodatek sugeruje zaburzenie definicyjnego "mousse'owości". A jednak jeśli miał okazać się tłusty, a one przerywnikiem... Oj, ta tabliczka budziła sporo wątpliwości, a jednak wciąż spełniała wszystkie kryteria potencjalnie w porządku (wszak alkoholowe Zottery przeważnie wysoki poziom reprezentują). Może, gdybym znała się na alkoholach (i lubiła je? bo już sama nie wiem - chyba nie lubię; w czekoladach niezbyt - mogę tolerować, docenić też potrafię), zrobiłoby na mnie wrażenie, że Zotter stworzył tę czekoladę z destylowanym w Styrii (region w Austrii) rumem Ron Johan od Davida Goellesa.
Ja ją jednak przeznaczyłam na dzień zajęciowy, jako tabliczkę na sprawdzenie, ile czasu potrzebuję na robienie zdjęć nadziewanym Zotterom (niektóre wnętrza potrafią bardzo zaskoczyć, a mój telefon czasami odstawia dziwne rzeczy związane z łapaniem ostrości na "falach" na tabliczce).


Zotter Rum'n'Raisin to ciemna mleczna czekolada o zawartości 60 % kakao nadziewana 52% mousse'em z mlecznej czekolady z rumem i 8% posiekanymi rodzynkami nasączonymi w rumie.

Jeszcze nie zdążyłam porządnie rozchylić papierka, a już uderzył zapach rumu, zakrawający o ordynarność. To alkohol mocny i zdecydowany, mieszający się ze słodyczą niemal chamsko cukrową oraz trochę bardziej karmelową. W tle zarysowała się palono-gorzkawa czekolada - powiedziałabym, że ciemna. Kryła się pod nią soczysta rodzynkowość, owocowość. Po przełamaniu nasiliła się, a rum wydawał mi się po podziale chwilami nieco nawet wódkowy, acz potem jakoś się trochę ustabilizował i doszukałam się nawet mlecznego echa.

Tabliczka wyglądała na dość masywną i kremowo tłustą w dotyku.
Przy łamaniu jednak gruba warstwa czekolady trzaskała lekko, a środek dał się poznać jako miękki. Okazał się plastyczny i wilgotny. To żaden mousse, a raczej lepkawo-rzadkawy krem, wypełniony drobinkami i kawałkami zmielonych rodzynek, w dużej mierze skórek. Znalazły się też pojedyncze sztuki całe (ale drobne).
Przy robieniu kęsa czekolada wgniatała się w krem. 
W ustach czekolada rozpływała się kremowo, tłusto w śmietankowy sposób. Wydała mi się maziście-śliskawa, idealnie gładka. Robiła to w tempie umiarkowanym. Nadzienie wyciskało się spod niej dość szybko.
Było bowiem plastyczne i miękkie. Tylko chwilowo trochę zwarte, a zaraz rozchodzące się nieco wodniście. Zmieniało się w swego rodzaju zawiesinę, która przytykała (mimo że nie zalepiała ust jakoś szczególnie). Wydało mi się lekko pyliste, ze zmielonymi drobinkami rodzynek, skórek i paru ich kawałków. Mimo to, rozpływało się ze ślisko-tłustym poślizgiem. Krem okazał się bardzo tłusty w mleczny, śmietankowy sposób. Raczej lekki, ale na pewno mousse'em go nie nazwę. Gdyby nie rodzynki (głównie kawałki), pewnie by tym jeszcze bardziej męczył - one stanowiły przerywnik.
Zaplątała się może ze dwie (w mojej połowie). Na koniec dały się poznać jako dość jędrne i wilgotne. Nie soczyste jednak, a nasączone. Przy niektórych kawałkach wystąpił element scukrzenia.
Na koniec całość lekko wysuszała w alkoholowy sposób.

W smaku czekolada roztoczyła słodycz palonego karmelu, która z czasem miarowo wzrastała. Rozochocona przez nadzienie szybko pojawiła się także palona gorzkość. Alkohol podrasował ją, bardzo szybko zdradzając swoją obecność (wydaje mi się, że sam wierzch nim przesiąkł).
Mignęła soczystość. Bazowo czekolada wydała mi się znacząco maślana, a mleczna subtelnie.

Alkohol jako mocny, wręcz ordynarnie spirytusowy, rum szybko się odzywał i stawał obok czekolady. Uderzył do głowy, po czym rozszedł się nieco po ustach, zawierając w sobie lekko owocowy akord. Chwilami dominował, łaskawie dopuszczając poszczególne nuty do głosu.

Z czasem maślaność nasilała się, a słodycz nagle drastycznie podskoczyła za sprawą alkoholu. Jawił się jako smakowo cukrowy, lekko karmelowy, ale też złudnie soczysty.

Krem zaserwował maślaną mleczną czekoladę, jednak spod rumu wydał mi się tłusto-mdławy, głównie słodki. I tak jednak czuć w nim sporo cukrowego karmelu i słodko-rodzynkowej soczystości, jak na ten poziom alkoholowości. Rum bowiem aż piekł w język. 
Oprócz alkoholowego rozgrzewania, czułam ciepło trochę korzenne, co prędko zaznaczyło się także w gardle. 

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa rum przełamała intensywniejsza soczystość. Pomyślałam o zielonych, bardzo słodkich (trochę przejrzałych?) winogronach. Owocowa nuta wniosła ciutkę kwasku, ale umocniła również słodycz. Rodzynki z czasem się przebiły klarownie, ale i one wpisywały się w smak cukru (i nawet nie chodzi mi o to, że całość była bardzo przecukrzona, tylko tu... po prostu wyraźnie ten cukier czuć). I... rozgrzewanie alkoholem. Ich smak rozchodził się także od drobinek / kawałków (im większy, tym oczywiście wyraźniej).

Z czasem krem do tłusto-mdławego smaku dołożył trochę śmietanki. Wydobył z samej czekolady odrobinkę mleka, ale kiepsko z tym.

Bliżej końca, choć wciąż gorzkawo cierpkawo-palona, zachowawczo słodka, czekolada wydała mi się nieco bardziej mleczna. Jednak niestety też jakby spłycona alkoholem. Może na sekundę zreflektowała się, jakby przypomniała sobie, że warto jeszcze nutkę kakao raz wychylić i wplotła ją w śmietankę.

To one zakończyły występ wraz z pozostałymi drobinkami rodzynek i ich skórek. Te wydawały się raczej delikatne, ale ewidentnie smakujące sobą. Kawałki większe czy małe całe okazały się też alkoholowe, ale zarazem słodkie i bardziej rodzynkowe.

Po zjedzeniu zostało poczucie bardzo wysokiej słodyczy (ale jednak nie takie mocne zacukrzenie) i posmak alkoholu. To splot rumu i cukru, lekka soczystość; rodzynkowo-orzechowawy akcent. Czułam sporo maślaności, trochę śmietanki. Na ustach z kolei tłuszcz, a w ustach jakby alkoholowe wysuszenie.

Całość jakoś mnie nie urzekła. Odebrałam ją jako bardziej ciemnoczekoladową, znacznie kakaowo poważniejszą i alkoholową, aż nieco ordynarnie w tym, wersję Milk Choco Mousse, co poniekąd wyszło dobrze, bo  tłusta tabliczka zyskała z alkoholowo-rodzynkowym przełamaniem. A jednak tak mocny alkohol, taka jego cukrowość (nie chodzi mi o to, że tabliczka była przecukrzona jakoś specjalnie) nie przemawiają do mnie, zwłaszcza przy tej słodkiej tłustości. Rodzynki w zasadzie przyjemnie wyszły jako miazga - ciekawe rozwiązanie. Na szczęście nie odżegnano się też od formy tradycyjnej (całe). Nie podobała mi się jednak miękkość i mazistość kremu. Z jednej strony porządne zrobienie tytułowej kompozycji, z drugiej nie dla mnie - jakieś to za mało czekoladowe. Choć nie znalazłam w czekoladzie żadnych większych wad, okazała się czymś nie w moim typie i nieco większą połowę oddałam Mamie.
Mama też nie była zbyt przychylnie do niej nastawiona, ale skończyła, bo nie chciałyśmy tego oddać ojcu (gdyby ona nie dała rady, pewnie ja bym wcisnęła, bo to nie zła czekolada, a po prostu niezbyt w naszych typach). Stwierdziła, że i ona rumu na pewno nie lubi (acz zaznaczyła, że nie wie, czy kiedykolwiek piła "taki prawdziwy rum, możliwe więc, że mam nieco błędne wyobrażenie"), a po spróbowaniu: "i w tej czekoladzie wyszedł jak tani spirytus, jak te wszystkie słodycze z alkoholem. Całość, oprócz tego rumu, jednak ciekawa, na pewno nie zła; chyba jednak lepiej by się to zgrało, gdyby czekolada była o wiele wyraźniej mleczna". Resztę swojej części zjadła kolejnego dnia i wtedy powiedziała, że "była smaczna" (i nie miała jej nic do zarzucenia). Zaśmiałam się, że pewnie rum zwietrzał trochę (co nie było do końca żartem; obstawiałam to). Mama aż zakrzyknęła: "Właśnie! A tak myślałam, o co chodzi, ale właśnie o to, że rum zelżał, rozszedł się trochę i nie był taki spirytusowy".
Zdecydowanie rum był za ordynarny - tu się ze mną zgodziła, a jeszcze do niedawna lubiła alkoholowe słodycze. Może obie nie umiemy go po prostu docenić (naczytałam się już po degustacji, że dodany rum ma mocno karmelowy, trochę śmietankowo-owocowy smak - to by się zgadzało), ja jednak w tabliczce czekolady wolę przede wszystkim zacną czekoladowość (a efekt tej czekolady widziałabym bardziej w formie alkoholowych czekoladek).


ocena: 7/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł (za 70 g)
kaloryczność: 512 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, rum, syrop skrobiowy, karmelizowane mleko w proszku (odtłuszczony mleko w proszku, cukier), rodzynki, mleko, masło, cukier trzcinowy pełny, sól, emulgator: lecytyna sojowa, sproszkowana wanilia, cynamon

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.