Sama nie wiem do końca, czy lubię "czekolady z mousse'ami". Jak ze wszystkim - dobre tak, ale... nie zawsze mousse jest mousse'em, zazwyczaj raczej kremem... nawet jeśli dobrym. Ale mniejsza. Byłam ciekawa, jak też wyszły u Zottera i uznałam, że w sumie mogę sprawdzić wszystkie. Obstawiałam, że z białym może być różnie, że ciemny może być pyszny, ale mało mousse'owy, a mleczny... ten wariant wydał mi się najłatwiejszym do zrobienia go mousse'owym właśnie. Wahałam się jednak i tak, bo jak dla mnie to raczej kompozycja słodko-tłusto nudna, ale zdecydowałam się prawie spontanicznie. A wtedy usłyszałam od Marcina z Foodie24, że czekolada jest genialna, że "to właściwie Chequered Cow Milk Cream Absolutely Normal" (mleczna z mlecznoczekoladowym kremem; nie jadłam i nie zamierzam), co z kolei znów mnie zniechęciło, bo przez potencjalną "słodką nudę" od lat ją omijałam. Pożałowałam zdecydowania się na dzisiaj opisywaną, ale potem sprawdziłam składy - wygląda, że to co innego. I w końcu w sumie się w miarę cieszyłam, że i tę do kolekcji nabyłam.
Gdy tylko rozchyliłam papierek, poczułam zapach karmelu, otulonego wyrazistym, pełnym mlekiem i śmietanką. Był to karmel słodki i czysty, ale też karmel maślany, nierozerwalnie związany z orzechowo-grzybowym motywem (charakterystycznym dla kremów / mousse'ów kakaowych). Wyraźnie czułam w nim kakao, jednak takie... kakao w proszku zrobione na mleku, bez gorzkości.
W dotyku tabliczkę odebrałam jako tłustą i lepkawą, mimo że nie topiła się w palcach, ani nawet ich nie brudziła. Całościowo wydawała się konkretna, ale to za sprawą grubych warstw czekolady. Ta przy łamaniu leciutko pykała, pokazując miękkie nadzienie. Wyglądało tylko trochę jak mousse, na dotyk... z takim tłusto-lepkim, plastycznym, roztrzepanym się kojarzyło, ale jeszcze różnie mogło być.
W ustach czekolada rozpływała się bardzo gęsto i gładko-tłusto jak masło, powoli. Im bliżej środka, tym poczucie maślaności było silniejsze. Samo wnętrze...w pierwszej chwili okazało się definicją czekoladowego mousse'u. To dosłownie puszek, chmurka, leciutko nawet bąbelkujący, acz... po paru sekundach spłaszczający się i maziający swą tłustością czystego masła. Miękł i zalepiał-oblepiał tłustymi falami. Wydał mi się wręcz ślisko-tłusty, ogólnie jak połączenie bitej śmietanki i masła. Rozpływając się w tłusto-mazisty sposób utracił mousse'owaty element. Znikał trochę szybciej od czekolady.
Nadzienie okazało się w miarę z nią spójne, "podlepiało się pod jej gęstwinę", co calościowo zmieniało się w paskudnie maślaną masę, zatłuszczającą usta.
To było odrzucające.
W smaku czekolada przywitała się wyraźnie palonym smakiem łączącym karmel i orzechy. Wyłapałam w niej sugestię orzechów laskowych i znikomą soczystość (rodzynek?). Jej słodycz rozkręcała się szybko poprzez karmelową maślaność, do której dołączyła mleczność, a potem jeszcze więcej i więcej maślaności.
Nadzienie dołączyło do niej właśnie na maślanej płaszczyźnie, jakby dopiero później zajmując się mlecznością i złudną orzechowo-czekoladowością. Ta skojarzyła mi się z kremami z "grzybowo-kakaową" naleciałością. Zaraz dosłownie uderzyło cukrem (zwłaszcza spróbowane osobno wydało się kolejno z cukru i masła stworzone). Wyłapałam nutę orzechów laskowych, sugestywnie korzennych, ale... raczej jakby w jakimś cynamonowym cukrze. Jeszcze w pierwszej połowie rozpływania się kęsa poczułam drapanie w gardle.
W tym czasie przesadnie wzrosła maślaność - jakby jakiegoś cukrowego masło-deseru z bitą śmietanką albo puszystego tortu z maślanym kremem. Wciąż pobrzmiewały śmietankowość i palona nuta, ale daleko za cukrem i masłem, które na dobre rozgościły się na pierwszym planie. Zatraciła się już nawet karmelowość i wyszło po prostu za słodko.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa, pomyślałam o mocno cukrowo-maślanym nugacie, co jednak jakąkolwiek kakaowość zagłuszyło kompletnie.
Bliżej końca orzechowa maślaność zeszła się z lichym, maślanym karmelem. Jako że wnętrze zniknęło, a jeszcze odrobinka czekolady została, to ona zaakcentowała ostatnie nuty, a więc bardziej paloną cukrowość, namiastkę gorzkawości. Choć... jedząc miałam wrażenie, że sama czekolada przesiąkła masłem z wnętrza (?).
Po zjedzeniu został słodko karmelowy, pseudonugatowy posmak i bezkresna maślaność czekolady o subtelnej nutce kakao. Czułam nawet lekką cierpkość, goryczkę kakao, ale... po tym wszystkim był to raczej motyw kakao na mleku, nie "ciemnoczekoladowy". Do tego doszło poczucie, jakbym... lizała masło.
Czekolada zaskoczyła mnie, że w gruncie rzeczy nie wyszła tak delikatniusio jak się spodziewałam, a zaskakująco karmelowo-orzechowo. Nie była tak mleczna... A bardzo, bardzo maślana. Zdecydowanie za bardzo maślana. Nie podobało mi się też to, jak mordowała cukrem - poczucie to było wzmocnione kontrastem ze stonowaną czekoladą z wierzchu oraz szybkim rozpuszczaniem się (środka). Przecukrzona zupełnie, mogłaby być nieco bardziej przystępną tabliczką, gdyby nie powalająca tłustość. Ta, i miękkość, zmogły mnie. Mousse wyszedł jednak... uroczo piankowo-chmurkowo, mousse'owo właśnie (przynajmniej przez pewien czas)... tylko szkoda, że zmieniał się w masło Jego struktura w ogóle niezbyt pasowała do tak grubej i ciemnawej czekolady (jakby "zamaślanionej"?). Podołałam trochę ponad połowie, trochę się męcząc (bo myślałam, że dla Mamy zdecydowanie za ciemna czekolada), ale to mój limit. Mamie też nie smakowała głównie przez masło (mimo że w odróżnieniu ode mnie masło jej niestraszne, a maślane słodycze lubi). Według niej: "czekolada nie moja bajka, ale i ona jak masło wyszła oprócz tego, czy gorzka czy jaka. Dla mnie środek nie za słodki, konsystencja chwilowo fajna, a potem... no samo masło dosłownie. Jakby tak ująć chociaż trochę tej maślaności, byłaby świetna, ale tak to aż poślizg dziwny miała. I w smaku, jakbym masło jadła."
Czuję, że ocenę trochę naciągnęłam... za potencjał?
Przypomniała mi się Auchan Milk Praline Mousse - mimo jej całego przecukrzenia, wypada ogólnie lepiej. Tak samo za słodki i nudny Gross Milk-Praline.
ocena: 5/10
Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, masło, pełna mleko w proszku, syrop skrobiowy, odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, sproszkowana wanilia, sól
Cudny początek - aromatyczny i konsystencyjny. Wyobraziłam sobie siebie zimą: siedzącą w kąciku blisko grzejnika i otuloną kocykiem z wymienionych w aromatycznym akapicie składników. Dawno nie czułam grzybowego kakao. Nie pamiętam, kiedy jadłam jakąkolwiek czekoladę (czekoladowe dodatki, np. w ciastkach, jadam). Poza niską zawartością kakao wydaje mi się, że to całkiem moja tabliczka.
OdpowiedzUsuńNiska? Przeciętne mleczne mają przecież o połowę mniej.
Usuń