Razu pewnego przyszło mi długo czekać na przystanku. Traf chciał, że akurat dosłownie metr od niego otworzyli nieznany mi włoski sklep. Przez okno zobaczyłam, że jedzenie, np. sery, wędliny mają w cenach nie na moją kieszeń, ale weszłam. Od razu skierowałam się do czekolad i odkryłam, że akurat wśród nich mieli i zwykłe w niezwykle wysokich cenach, i jakieś dziwne, i... dzisiaj prezentowaną. Nie wiedziałam, do których ją zaklasyfikować, ale obstawiałam, że jej cena była sztucznie podbita. Mimo to uznałam, że z chęcią poznam właśnie potencjalnego lepszego zwyklaka z Włoch. Bo nigdy tego na oczy nie widziałam. W domu próbowałam coś wygooglać, ale nic nie znalazłam. Trafiłam na jakieś zdjęcia, na których kostki tej marki wyglądały tak samo jak kostki czekolad Sarotti, a to obudziło miłe skojarzenia, acz moja... wyglądała raczej jak tabliczki z Carrefoura. Z kolei jako że ostatnio dzięki tabliczkom Marana miałam do czynienia z kakao Piura (ale z Peru), wersja z Wenezueli wydała mi się miłym urozmaiceniem. Dopiero dzień przed degustacją (kiedy to wpadłam, że właśnie ona będzie "na jutro") wystraszyłam się, czy aby nie będzie to jak inne włoskie, paskudztwo z kryształkami cukru, ale już we właściwym dniu odkryłam, że... wyprodukowano ją we Francji.
Selezione Piu Cioccolato Extra Fondente Origine Venezuela 72 % to ciemna czekolada o zawartości 72 % kakao z Wenezueli wyprodukowana przez iN's Mercato.
Po otwarciu poczułam zapach kawowo-orzechowy, bardzo w tym wyważony i o delikatnym charakterze. Wyszedł minimalnie palono, słodko za sprawą wanilii, ale... wytrawnie czekoladkowo. Przyniósł na myśl burżuazyjną wersję Ferrero Rocher i śliwek w czekoladzie. Te otworzyły drogę lekkiej nucie owoców o "słodyczowym" charakterze. Pomyślałam o goryczkowato-słodkiej kandyzowanej pomarańczy i czymś truskawkowym.
Ciemna tabliczka ładnie trzaskała, wykazując przy łamaniu zacną twardość. Wyglądała na ziarnistą i nieco lśniącą w przekroju (jakby od cukru).
W ustach rozpływała się powoli i przyjemnie kremowo. Pochwalić się jednak mogła pozorną, epizodyczną gładkością i nie za wysoką tłustością gęstego, śmietankowo-maślanego wręcz, budyniu, który chwilami chylił się ku drobnej plastikowości. Czasami odnotowywałam leciutką szorstkawość jakby pyłku i niedokładnie zmielonego kakao. Zalepiała trochę, choć pod koniec rzedła, pozostawiając drobne poczucie wysuszenia.
W smaku występ zaczęła delikatna słodycz wanilii rosnąca z czasem jako słodycz ogólna, kojarząca się z ciemnoczekoladowymi... czekoladkami i w sumie innymi słodkościami.
Tuż-tuż za nią płynęła i podmywała ją gorzka kawa. Chwilami nieco słabła, stając się leciutko paloną jedynie gorzkawością. Wtedy to do głowy przychodzić zaczęły mi wyidealizowane czekoladki i piętrowe, czekoladowe torty. Wilgotne, tłustawe, delikatne... acz z truflowym podszyciem.
Pojawiły się orzechy laskowe, mocno związane z czekoladowością, lekką cierpkością kakao i kawy w wydaniu... właśnie pralinkowym. To tabliczkowa wariacja na temat kawowego wyobrażenia Ferrero Rondnoir... acz miała też trochę z Ferrero Rocher, ale idealizowanego, ulepszonego i osadzonego w ciemnoczekoladowych realiach dzięki palonej nucie. Tę zaraz podrasowała lekka goryczko-cierpkość owoców. Przebiły się - nutą scalającą paloność z wysoką już słodyczą - kandyzowane pomarańcze, z naciskiem na ich skórki.
Paloność i orzechowość zasugerowały słodkie, lekko soczyste śliwki w czekoladzie, w których (między śliwką a czekoladą) i jakiś truflowy krem czekoladowy się krył.
Od kremów i tortów, słodyczy wanilii blisko było już do wręcz maślanego złagodzenia. Orzechy laskowe odnalazły się w tym i przywołały na myśl... jakiś wysoki tort czy może lody czekoladowo-orzechowe... z sosem truskawkowym? Truskawki z zapachu pojawiły się nagle też w smaku. Musiały być jakoś dosłodzone, przetworzone... właśnie jak sos / syrop ze sporą ilością cukru i wanilii.
Bliżej końca wanilia i wszelkie te nuty podmyła kawa - jakby taki poczęstunek ktoś nią przepił. Cierpkawość i gorzkość wyłoniły się na wierzch.
Po zjedzeniu został posmak właśnie lekko cierpkawo-sosowy, przy czym czułam sporo orzechów, czekoladowo-truflowe słodkości i kawę, ale też sporo prostej słodyczy. Owoce... już odpuściły.
Całość wyszła bardzo przyjemnie. Przystępna i mocno, obłędnie czekoladowa, choć w wydaniu... słodkości czekoladowych. Orzechy i kawa to nuty wyraziste, acz delikatne. Owoce zaś, wcale nie uczyniły kompozycji owocową, bo również trzymały się kremowej czekoladowości, serwując śliwki w czekoladzie, pomarańczę i truskawki "w czymś".
Smakowało mi to - może bez szału, bo i gorzkości porządnej nie uświadczyłam, a słodycz jednak była bardzo znacząca, całość łagodna, to jednak wytrawności i fajnych nut nie sposób jej odmówić.
ocena: 8/10
kupiłam: Fettine Włoskie Delikatesy
cena: 17 zł
kaloryczność: 564 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa, ekstrakt z wanilii
To chyba całkiem moja czekolada. Bezpieczna i niezaskakująca. Co do przystanków, nie lubię czekania. Zawsze wiszę na aplikacji jakdojadę, byle nie czekać za długo. Wymierzam minuty do wyjścia etc. W sytuacji, w której byłabym na drugim końcu miasta i jednak czekać musiała, pewnie słuchałabym muzyki i czytała książkę.
OdpowiedzUsuńJa zawsze słucham muzyki podczas wyjść, niezależnie, czy czekam, idę, jestem w sklepie / tramwaju. Jak nadarza się możliwość kupienia nieznanej czekolady, nie rozumiem, co dziwnego w tym, że weszłam tam, zamiast czytać (co też zawsze robię czekając).
UsuńNie lubię wiszenia na żadnych aplikacjach. Tej używam czasami, ale tak to mam dojazdy tam, gdzie potrzebuję na tyle ogarnięte, że praktycznie straszne czekanie nigdy mi nie grozi. A jednak gdy są awarie czy coś, to i aplikacja nie pomoże.