czwartek, 26 sierpnia 2021

Stuhmer Pezsgokremes Tejcsokolade Torley Pezsgovel mleczna 42 % nadziewana białoczekoladowym kremem z winem musującym / szampanem

Czego trzeba, by osoba nielubiąca szampana i niemająca specjalnie ochoty na czekolady mleczne, ani na czekolady nadziewane taką kupiła? Pięknego opakowania. Oczywiście mogłabym przejść obok takiego obojętnie, a tylko po prostu chwilę patrząc, ale jednak niedostępność (bądź dostępność limitowana) marki w Polsce i całkiem niezły skład podziałały, że jak i tak postanowiłam poszaleć i kupić trzy inne "bo ja wiem, czy moje" tabliczki, to i tę wzięłam. W zasadzie... ta się wyróżniała. Wszystkie lśniły srebrem, tę zaś ozłocono. Nie wiem dlaczego, wyobrażałam ją sobie jako mleczną z mlecznoczekoladowym nadzieniem... a przecież w składzie jest i biała czekolada. Powinnam chyba się domyślić, że środek będzie właśnie biały... ech. Jako że nie liczyłam na wiele, w zasadzie obstawiałam, że część trafi do Mamy (lubi alkoholowe mleczne, a w przypadku "szampanowych" zawsze liczy na słodko-śmietankowy krem), a naturalne nadzienie i alkohol mogło różnie radzić sobie z upływem czasu, zabrałam się za nią dość szybko. Już przepisując skład dowiedziałam się, że alkohol do tej dodano bardzo konkretny. To słodkie wino musujące Törley Excellence Sárgamuskotály Doux, czyli czołowego węgierskiego producenta (czego dowiedziałam się pisząc to). A wina musujące, jak się dowiedziałam, to odpowiednik szampana, tylko że nie z Szampanii.

Stuhmer Csokolade Pezsgokremes Tejcsokolade Torley Pezsgovel to mleczna czekolada o zawartości 42 % kakao nadziewana czekoladowym kremem (m.in. na bazie białej czekolady) z winem musującym Torley Sárgamuskotály Doux; nadzienie stanowi 35%.

Zaraz po otwarciu poczułam intensywny zapach winogron i rodzynek nasączonych alkoholem, przez co natychmiast pomyślałam o cukrowo słodkiej, winogronowej brandy. Ogólna słodycz nie była jednak przecukrzona, a po prostu znacząca i śmietankowo-waniliowa. Zaraz do głowy przyszedł mi także szampan, otulony splotem śmietanki i mleka. Kompozycja miała czekoladowe podszycie, acz kakao nie czuć.

Tabliczka była dość konkretna. Gruba warstwa czekolady aż lekko trzaskała.
Sowicie nadziane kostki nie wgniatały się, bo i nadzienie nie było miękkie, a jedynie trochę miękkawe. Zaskoczyło mnie trochę swoją gęstością. Odebrałam je jako zagęszczone czekoladą i tłusto-nugatowe w zbitym kontekście. Nieco lepkie, chętnie się maziało.
W ustach czekolada rozpływała się tłusto-kremowo i bardzo gęsto, wykazując proszkowość oraz zalepiając zupełnie. Robiła to powoli i spójnie z nadzieniem.
To mieszało się z nią tłustą kremowością, choć cechowała je wyższa maślaność i śmietankowość. Okazało się miękko-maziste i plastyczne, choć istotnie jakby czekoladowo zagęszczone... Jak niezwykle gęsty od czekoladowości budyń. Odebrałam je jako prawie gładko-śliskawe bazowo, choć z efektem scukrzenia alkoholu w dosłownie mikroskopijne, rozpuszczające się, a i trochę trzeszczące, kryształki. Było tłusto-wilgotne, nasączone i leciuteńko soczyste.
Całościowo trochę kojarzyło się to z dość miękkawymi jak na cukierki-trufle truflami właśnie. Bardzo zalepiało, bagniście-kremowo-budyniowo, pod koniec z wysuszającym efektem.

W smaku sama czekolada przywitała się falą mleka, która aż w śmietankę się zmieniła, gdy tak słodycz coraz bardziej ją dosładzała. Początkowo leciutko waniliowa, wraz z tym, jak rosła, robiła się coraz bardziej po prostu cukrowa. Trochę jakby próbowały przełamać to echa kakao i nadzienia, którym całościowo przesiąkła. 

Krem prędko doszedł do głosu, wplatając soczystość zielonych winogron i rodzynek, wzmocnionych alkoholową nutą. 

Pod czekoladę mleczną podpiął poprzez mleczno-śmietankową nutę. Następnie w całości wzrósł maślany smak, związany z białą czekoladą. Pomyślałam przez to o budyniu waniliowo-śmietankowym, a chwilę później śmietankowym likierze i szampanowym smaku czekoladek szampanowych właśnie. Równie dobrze kojarzyło się to z białym winem. Alkoholowość jako smak, nie zaś wysoki procent, szybko rosła, aż szczypiąc w język.

Była bowiem mocna, ale nie uderzała do głowy. Pomyślałam o bardzo słodkim alkoholu owocowym... "Słodyczowym brandy"? Mocniejszym białym winie? Jakoś wzmocnionym. Cukrowym do bólu, a jednocześnie wciąż wyraźnie soczystym. Pomyślałam o naturalnie scukrzonych rodzynkach... tak soczystych, że aż zielonowinogronowych. 
Nie było jednak zbyt rześko, bo owoce uziemiła czekoladowa maślaność i śmietanka. Wyrazista i budyniowo-słodziutka, a także z białoczekoladowym akcentem. Nadzienie też przejawiało lekką maślaność... Podporządkowaną jednak cukrowości, która dzięki alkoholowemu podbiciu zdawała się górować nad wszystkim.

Słodycz wspięła się na bardzo wysoki poziom, a alkohol jej kibicował. Wyrazisty, ale nie spirytusowy. Podkreślił słodycz i wgryzał się w resztę smaków, zagłuszając w końcu czekoladowość. Lekko owocowy, pod koniec zrobił się cukrowo-ordynarny. W momencie znikania kęsa bardzo drapało od tego w gardle.

Po zjedzeniu został posmak jak... jak po śmietankowo-winogronowym likierze, gęstym i zacukrzonym. Czułam posmak... trochę cukrowo-czekoladkowy. Aż wysuszenie w ustach od alkoholu i cukru. Jednak... w szampanowo-czekoladkowym klimacie.

Całość wydaje mi się niby obiektywnie niezła, ale chyba nieprzemyślana. Gęsto-czekoladowy krem "śmietankowy, ale białoczekoladowy" z tak wyraziście owocowym (winogronowo-rodzynkowym), mocnym, ale nie chamskim alkoholem wyszedł świetnie, myśli krążyły wokół białego wina musującego (mimo że nie moja bajka, to jakości odmówić nie mogę). Nie było tu czuć taniego, łupiącego w łeb alkoholu, a smak. To na plus. Sama czekolada mleczna za to wyszła przy tym głównie słodko, nawet nie specjalnie mlecznie. Podwyższona zawartość kakao na niewiele zdała się przy tym wariancie. Konsystencja proszkowo-scukrzona mi nie odpowiadała, więc też nie pochwalę specjalnie jakości. Dużo czekolady tak ciężko-cukrowej przy mało-średniej ilości nadzienia nie wydaje się najlepszym pomysłem, tak obiektywnie (subiektywnie nie smakowała mi ani czekolada, ani nadzienie).

Od razu przypomniała mi się Weinrich Trufle Marc de Champagne, a potem Zotter Marc de Champagne czy Nashido Marc de Champagne. O ile Zottery zdecydowanie u mnie wygrywają, bo winiaka marc dodano do kremu mlecznoczekoladowego, a całość otulała ciemna czekolada, tak Weinrich była bardzo podobna, acz... Stuhmer była mniej słodka niż Weinrich, ale wciąż... dla mnie za słodko-gryząca już po kostce. To, konsystencja, jak i to, że to jednak czekolada nie dla mnie sprawiły, że zupełnie nie miałam na nią ochoty. Opadłam po 1,5 kostki, a obstawiałam, że zjem przynajmniej pasek... Ech. Jakościowo jest to na pewno lepsze od wspomnianej, ale że i cena wyższa, nie widzę powodu, bym miała wystawić wyższą ocenę.
Prawie całość trafiła do Mamy. Nie zachwyciła także jej, choć nadzienie zdecydowanie smakowało jej bardziej niż czekolada i narzekała, że go pożałowali. Stwierdziła, że zmarnowany potencjał, bo "ciężka, słodka czekolada przyćmiła resztę. Nie smakowała mi i za dużo jej. Środek był taki lżejszy, słodki, ale budyniowo-alkoholowy, tak delikatnie alkoholowy, że powinno być go więcej. Tak to bardzo przeciętna." Obu nam bardzo kojarzyła się z czekoladkami-bombonierkami szampanowymi. Dodała, że zjadła całą trochę ze smutkiem, że niezbyt jej smakuje tylko dlatego, że myślała, że to Lindt. Gdyby wiedziała, że nie, nie jadłaby (nie przepada za słodyczami szampanowymi; liczyła na po prostu alkoholowo-białoczekoladowe wnętrze). Żadna z nas nie umie jej ocenić; nie nasza bajka. Nie chcę jej odejmować punktów, że jest, czym jest, więc... ocenę staram się wystawić w miarę obiektywną.


ocena: 6/10
kupiłam: Aldi
cena: 8,99 zł
kaloryczność: 570 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: 65 % mleczna czekolada (cukier, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, lecytyna sojowa), biała czekolada (cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, lecytyna sojowa, naturalny aromat waniliowy), wino musujące 6% (zawiera siarczany),  syrop glukozowy, masło, tłuszcz kakaowy, alkohol, substancja konserwująca: sorbinian potasu, aromat (z winogron)

2 komentarze:

  1. Masakryczna szata graficzna. Kiczowata pocztówka-zaproszenie od cioci na imieniny dla całej rodziny. Będą tańce, rosół i dewolaje, szczypanie w policzki, pod stołem morze wódy. Konsystencja fajna. Przypomniały mi się moje suszce z Lidla, yuk. Zresztą Tobie też, tylko nie miałaś kamienia. Chyba już wolałabym bombonierkę, bo przynajmniej kozacko wygląda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co?! Mnie bardzo się podoba. Kojarzy mi się z przepięknymi, starymi pocztówkami złoconymi, które jako dziecko znalazłam u dziadków na wsi na strychu.
      Bombonierka kozacko? Właśnie według mnie tak "imieninowo ciotkowo", jak z pierwszych części Twojego komentarza.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.